Z ARMENII DO POLSKI. HISTORIA BRACI KARAPETYAN

Jarosław Drozd/Sasun Karapetyan, Informacja własna

2012-03-04

Zawodnicy urodzeni w krajach byłego ZSRR przed laty podnosili sportowy poziom naszej ligi bokserskiej. Co ciekawe w gronie wiodących postaci ówczesnych rozgrywek nie było pięściarzy urodzonych w Armenii. W latach 90-tych XX w. na krajowych ringach zaczęli pojawiać chłopcy ormiańskiego pochodzenia (a nawet urodzenia), jakkolwiek wychowani i kształceni w Polsce. Mam tutaj na myśli m.in. Artura Zwarycza (Gwardia Wrocław), Pawła Mełkomiana (Kontra Gdańsk), Haika Grigoriana (Kontra Elbląg), Artura Łazariana (Concordia Knurów), Karena Saakyana (Hetman Białystok) i innych.

W ostatnim czasie do czołówki polskich amatorów dołączyli bracia Hakob i Sasun Karapetyan. Pierwszy z nich, walczący w wadze średniej (75 kg), w ubiegłym roku pokonał m.in. Kamila Szeremetę, zaś drugi, lżejszy (69 kg), wygrał w tym roku dwa turnieje Grand Prix Pucharu Polski w Karlinie i Wałczu. Niestety z uwagi na fakt braku posiadania przez braci Karapetyan polskiego obywatelstwa (mimo iż mieszkają w naszym kraju od 12 lat!) nie zobaczymy ich podczas 83. Indywidualnych Mistrzostw Polski w Poznaniu. A szkoda, bo swoim poziomem sportowym mogliby dodać poznańskiemu turniejowi wiele rumieńców.

Wszystkich zainteresowanych zapraszam do wysłuchania niezwykle ciekawej historii, którą nakreślił nam pięknie młodszy z braci - Sasun Karapetyan...       

"Obaj z bratem urodziliśmy się w Armenii - mówi Sasun. - Ja 4 lipca 1989 roku a Hakob 31 stycznia 1987 roku w małej miejscowości Vedi (50km od stolicy Armenii). Już od najmłodszego wieku wyjeżdżaliśmy zagranicę, ponieważ nasz ojciec służył w wojsku także w Niemczech i w Rosji. Potem jednak na stałe wróciliśmy do Armenii, gdzie ojciec otrzymał mieszkanie w Erewanie. W stolicy ja chodziłem do przedszkola a Hakob ukończył dwie klasy szkoły podstawowej i z powrotem wróciliśmy do Vedi. Tam rozpocząłem swoją naukę. Byłem wzorowym uczniem z niepoprawnym zachowaniem, często miałem najlepsze stopnie w klasie. Hakob z kolei nie lubił chodzić do szkoły i nie koncentrował się na nauce. Interesowało go wszystko, tylko nie szkoła. Obaj mieliśmy bardzo dużo energii, wszędzie nas było pełno i rodzice zapisali nas do sekcji zapaśniczej. Uprawialiśmy ten sport około dwóch lat i sprawiało nam to wiele przyjemności. Armenia to piękny kraj a Ormianie to bardzo gościnny i życzliwy naród. Niestety jednak dość ciężko się tam żyje jeśli chodzi o pracę, zarobki itd. Dlatego też z myślą o naszej przyszłości i z nadzieją na nieco lepsze życie ojciec w 1996 roku wyjechał do Polski a dokładnie do Kołobrzegu.

W 2000 roku dołączyliśmy do niego wszyscy (ja z bratem, mamą i naszą młodszą siostrą) i osiedliliśmy się tu na stałe. Po dwóch miesiącach zapisaliśmy się z bratem do szkoły i uczyliśmy się języka. Bardzo nam się podobało w Polsce a z czasem jeszcze bardziej. W Polsce też zaczęła się nasza kariera bokserska - nasza wielka pasja i miłość. Pamiętam jak wraz z bratem, tatą i mamą oglądaliśmy walkę Andrzeja Gołoty z Mike'em Tysonem, kiedy to "Żelazny" wygrał w niezłym stylu ale walkę uznano za nieodbytą. Ja z bratem zobaczyliśmy wtedy Mike'a pierwszy raz w akcji i zachwycił nas swoim stylem walki, swoją agresją w ringu. Byliśmy w niego wpatrzeni i od tamtej pory już wiedzieliśmy co chcemy robić. Mieliśmy boksować i zostać wielkimi mistrzami jak Mike Tyson (śmiech).

Jednak nie było to takie łatwe, ponieważ nasz pomysł absolutnie nie spodobał się rodzicom, którzy sprzeciwili się temu, byśmy boksowali. Namawianie ich nie przynosiło skutku. Jednak byliśmy już zarażeni boksem i od tamtej pory zaczęliśmy sami boksować ze sobą. Pamiętam jak dziś, jak wracaliśmy ze szkoły, od razu się przebieraliśmy i robiliśmy trening, nie mając o tym wielkiego pojęcia. Chcieliśmy być tacy sami jak Tyson i tak się próbowaliśmy poruszać w walce. Ubieraliśmy zimowe rękawiczki a czasem wpychaliśmy w jedną skarpetkę kilka innych, żeby było w miarę miękko i zakładaliśmy je na ręce, żeby boksować ze sobą. Chodziliśmy poobijani a rodzice się złościli, że tak wyglądamy.  Co zrobić? To była nasza pasja.


W końcu ojciec postanowił zapisać nas na boks. W styczniu 2001 roku poszliśmy z nim na salę i pojawiła się kolejna przeszkoda. Miałem wówczas niespełna 12 lat a Hakob 14 ale byliśmy bardzo małej postury. Trener, który prowadził zajęcia powiedział, że nie przyjmie nas na treningi, ponieważ w grupie wszyscy są dużo starsi od nas i nie mielibyśmy z kim trenować. Po wielu namowach udało się, ale przyjęli nas na treningi kickboxingu, bo tam byli też nasi rówieśnicy. Nie odpowiadało nam to, bo chcieliśmy boksować, ale było to lepsze niż trenowanie samemu w domu, bez wiedzy i opieki instruktora. Już na pierwszym treningu się wyróżnialiśmy i trenerzy byli w nas wpatrzeni. Trenowaliśmy przez dwa lata kickboxing, bez żadnych startów bo jak się później okazało, to nie była sekcja bokserska tylko po prostu treningi prowadzone w celach zarobkowych. Po dwóch latach zamknięto tę szkółkę i nie mieliśmy w Kołobrzegu gdzie trenować.

Byliśmy gimnazjalistami z wielkim zapałem do boksu. Ojciec zainteresował się czy gdzieś w Koszalinie nie ma sekcji bokserskiej i zapisał nas na treningi w Bałtyku Koszalin gdzie głównym trenerem był Edward Gumowski. Nie było łatwo. Zaraz po szkole wsiadaliśmy w autobus i jechaliśmy do Koszalina a z powrotem w Kołobrzegu byliśmy dopiero o 21.00. Jednak zaczęliśmy jeździć na zawody i to nam bardzo odpowiadało. Hakob miał nieprzeciętny talent i wygrał swoje pierwsze 9 walk w dobrym stylu a 7 z nich zakończył przed czasem. Ja musiałem doganiać brata w umiejętnościach - raz wygrywając, raz przegrywając.


Po 3 latach trenowania w Koszalinie wróciliśmy do Kołobrzegu, gdzie sekcję bokserską założył trener Stanisław Kozicki wraz z Michałem Pióro - Fala boksu Kołobrzeg. I tu straciliśmy najlepsze lata swojej kariery. Toczyliśmy bardzo mało walk. W ciągu 4 lat stoczyliśmy 15 lub jeszcze mniej pojedynków i większość z nich na galach bokserskich. Nie rozwijaliśmy się, staliśmy wręcz w miejscu. Dwa lata temu, w 2010 roku, zapisaliśmy się do klubu KSW "Róża" Karlino gdzie boksujemy do dziś. I tu tak naprawdę zaczęła się nasza kariera i sukcesy, tak jakby odrodzenie naszego boksowania. Boksujemy w świetnym klubie pod okiem wspaniałego trenera i mentora, wśród wielu bardzo młodych, utalentowanych, mających w dorobku wiele sukcesów pięściarzy. Trener Tomek Różański wychwycił w naszym stylu szereg różnych błędów, które wkradły się w ciągu tych 4 lat kiedy tak mało boksowaliśmy i do dziś te błędy eliminujemy. Mamy w dorobku zwycięstwa w turniejach Grand Prix Pucharu Polski. Zdobyliśmy brązowy medal w Elitarnej Lidze Bokserskiej z drużyną Bukowiny Wałcz, jak również wystąpiliśmy w Eurolidze. Mamy wielkie plany związane z boksem a nasze dotychczasowe osiągnięcia to dopiero początek. Musimy się dużo uczyć i rozwijać mentalnie i fizycznie a wierzymy, że osiągniemy wielki sukces. Żyjemy boksem uprawiamy ten sport czynnie a także w Kołobrzegu prowadzimy szkółkę boksu od 3 lat".

Od Redakcji: Sasunowi i Hakobowi życzymy jak najszybszego otrzymania polskiego obywatelstwa i sukcesów w krajowej i międzynarodowej rywalizacji, na które czekaja od wielu lat.