MARIUSZ KOŁODZIEJ: 'NAUCZYŁEM SIĘ SZACUNKU DO PRACY, LUDZI I PIENIĘDZY'

Joanna Maj, usa.se.pl

2012-02-11

Przedstawiamy fragmenty wywiadu udzielonego nowojorskiej redakcji "Super Expressu" przez Mariusza Kołodzieja, szefa grupy promotorskiej Global Boxing oraz człowieka biznesu, właściciela marki "Hudon Bread" oraz kilku innych. Opiekun takich pięściarzy jak Mariusz Wach, Przemysław Majewski, Adam Kownacki czy Kamil Łaszczyk opowiada między innymi o motywach swoich przenosin do USA, długiej drodze do sukcesu i powodach, w związku z którymi zaangażował się w działalność promotorską.

- Dlaczego przyjechałeś do USA?
Mariusz Kołodziej:
Tak jak wszyscy młodzi, zafascynowani Zachodem, chciałem przyjechać do Ameryki i na własne oczy zobaczyć jak ten „lepszy świat” naprawdę wygląda.

- Jak wyglądały twoje początki życia i pracy w USA. Jaką radę dałbyś młodym Polakom próbującym swoich sił na amerykańskiej ziemi?
MK:
Zaczynałem od podstawowych prac, takich jak naprawa samochodów i praca na budowie. Na swojej drodze miałem szczęście spotkać odpowiednich ludzi, którzy w pewien sposób pomogli mi się ukierunkować. Rady dla młodych Polaków? Chyba przede wszystkim wiara w siebie, ciężka praca, umiejętność podejmowania ryzyka i wkładanie serca w to, co się robi.

- Dlaczego wybrałeś chleb?
MK:
To długa historia, piekarnię prowadzę już od 16 lat. Wcześniej zajmowałem się nieruchomościami – kupno, remont, wynajem i sprzedaż. Po kilku latach tego typu działalności zainteresowałem się pewnym komercyjnym budynkiem, w którym znajdowała się malutka piekarenka.

W tym samym okresie, w odwiedziny przyjechał do mnie ojciec, który z wykształcenia jest technikiem piekarniczym i w Polsce prowadził swoją piekarnię. Postanowiłem kupić ten budynek, licząc na pomoc ojca w rozwijaniu biznesu. Niestety, po kilku miesiącach tata musiał wrócić do kraju, a ja zostałem sam z czymś, o czym nie miałem zielonego pojęcia. Postanowiłem jednak podjąć wyzwanie i nauczyć się wszystkiego od podstaw. No i udało się. Do tej pory jednak cały czas muszę się uczyć i dokształcać w tym zakresie.

- A skąd pomysł na boks?
MK:
Mam taką zasadę, że w biznesie trzymam się podstawowych rzeczy, które są potrzebne ludziom na co dzień: nieruchomości (każdy musi gdzieś mieszkać), podstawowa żywność (czyli chleb), no i rozrywka. Ciężko pracując, żyjąc z dnia na dzień, każdy z nas szuka w końcu chwili odpoczynku. Z doświadczenia wiem, że Polacy są fantastycznymi kibicami sportowymi i lubią w ten sposób spędzać wolny czas.

Od dziecka związany byłem ze sportami walki i ostatecznie zdecydowałem się zająć boksem. Na pewno na moją decyzję wpłynęła również długoletnia znajomość z polskimi pięściarzami – Andrzejem Gołotą i Tomaszem Adamkiem. Obserwując sposób, w jaki gale bokserskie organizowane były przez amerykańskich promotorów stwierdziłem, że można zrobić to dużo lepiej, na wyższym poziomie. Przez kilka ostatnich lat inwestowałem w zawodników z Ameryki Południowej, ucząc się bokserskiego biznesu od podstaw. Nabyta wiedza pozwoliła mi otworzyć swoją własną firmę promotorską i dołączyć do grupy kilku polskich zawodników.

- Czy zmienił cię pierwszy zarobiony milion?
MK:
  Nie zmienił mnie pierwszy milion. Zmieniła mnie ciężka praca, która umożliwiła mi jego zdobycie. Wiązało się to z wieloma wyrzeczeniami, poświęceniami. Inaczej podchodzisz do pieniędzy, jeśli je zarobisz, inaczej – jeśli je dostaniesz, czy wygrasz na loterii. Na pewno nauczyłem się szacunku do pracy, ludzi i do pieniędzy.

Rozmawiała Joanna Maj. Cały wywiad przeczytasz tutaj.