SUGAR RAY LEONARD KRYTYKUJE PACMANA I FLOYDA

Lem Satterfield, RingTV

2012-02-03

- Kibice domagali się tego pojedynku. Nie mogliśmy przed tym uciec. Trzeba było podjąć ryzyko, przyjąć wyzwanie. Właśnie tego brakuje w dzisiejszym boksie - odpowiedział w maju 2010 roku legendarny Tommy Hearns, poproszony o porównanie swej dawnej rywalizacji z Rayem Leonardem do obecnej sytuacji, kiedy najwięksi pięściarze nie chcą ze sobą walczyć.

RingTV: Twoje przemyślenia po ostatniej walce Manny'ego Pacquiao, w której Filipińczyk z największym trudem pokonał Juana Manuela Marqueza, choć ty sądziłeś, że łatwo zwycięży...
Sugar Ray Leonard: Wiesz co? Walczyłem z Tommym Hearnsem dwa razy. Znaliśmy się doskonale, lecz trochę go zlekceważyłem przed rewanżem, bo byliśmy przekonani, że jest już wypalony, o czym nigdy nie mówiliśmy głośno.

Można tę sytuację odnieść do Pacquiao-Marquez. Byłem przekonany, że Marquez zostanie rozjechany przez Pacquiao. Meksykanin ma 38 lat i wiele wyniszczających wojen na koncie. Pomimo tego dał wspaniałą walkę. Pokazał rzeczy, których zwykle nie widać u Pacquiao. Manny jest tylko człowiekiem. Można go trafić i Marquez to robił. Brak silnego ciosu odebrał trochę magii tej sytuacji.

Jeśli teraz miałoby dojść do walki Pacquiao-Mayweather, musimy stawiać na Floyda. Na papierze oraz z nagrań wynika, że tylko Manny zanotował ostatnio gorszą walkę.

RTV: Jak twoim zdaniem Pacquiao i Mayweather wypadliby na tle pięściarzy takich, jak Ty, Benitez, Hearns, Duran albo Hagler?
RL: Dobrze, zacznijmy od Tommy'ego Hearnsa. Jak Pacquiao poradziłby sobie z zawodnikiem, który ma sześć stóp i dwa cale wzrostu (ok. 187 cm)? Nie przypominam sobie, żeby Manny kiedykolwiek walczył z tak wysokim, tak silnym i tak szybkim przeciwnikiem. Pięściarzem, który ma wielkie serce do walki. Bez wątpienia trzeba postawić na Tommy'ego. Pokonałby Pacquiao i Mayweathera.

Tommy był potworem, prawdziwym potworem. Może nie byłoby to dla niego tak łatwe, jak walka z Duranem, lecz coś na kształt pojedynku z Benitezem, ale znokautowałby i Manny'ego i Floyda Mayweathera.

RTV: A jak widzisz siebie w starciach z tymi dwoma?
RL: Ja również znokautowałbym obydwu. Tu chodzi o broń, o artylerię, jaką dysponowaliśmy. Tommy i ja mogliśmy boksować albo nastawiać się na pojedynczy cios, z obydwu rąk. Mogliśmy rozbijać rywala, ustawiać go sobie albo łamać ciągłym atakiem. Jeśli kogoś zraniłem, było po nim. Jesteś zamroczony - już cię nie ma.

RTV: Ty i Hearns zmierzyliście się w okresie szczytu możliwości każdego z was. Dlaczego dziś nie dochodzi do wielkich walk?
RL: Bo pięściarze zaczynają od pytania: "A ile dostanę za ten pojedynek?". Ciągle słyszymy: "Nie zmierzę się z nim za 5 milionów. Muszę zarobić 8 albo 10". Właśnie dlatego najważniejsze walki nie dochodzą do skutku.

Najlepsi nie muszą walczyć z najlepszymi, wybierają więc łatwiejszą drogę. Oczywiście zdarzają się im trudniejsze potyczki. Floyd Mayweather był zraniony w walce z Shanem Mosleyem. To trwało chwilę i nagle Mosley stanął w miejscu. Nie mam pojęcia, co tam się właściwie wydarzyło. Nagle zamarzł. Pacquiao też był zraniony po ciosie na korpus od Margarito.

RTV: Myślisz, że zobaczymy jeszcze Mayweathera lub Pacquiao w trudnej sytuacji?
RL: Jeśli któryś nabawi się groźnego rozcięcia albo zostanie posłany na deski. Wtedy dowiadujemy się całej prawdy o zawodniku. Do tanga trzeba dwojga. Tylko dwóch zawodników wielkiego kalibru może zmusić się wzajemnie do przekroczenia granic.

Dlaczego tego nie widzimy? Bo nikt już tego od nich nie wymaga. Tommy Hearns zmusił mnie do największego poświęcenia, a ja zrobiłem to samo z nim. Czy chciałem się poddać? Nie, ale byłem blisko. Chwilami myślałem sobie, że przecież tego nie potrzebuje i nie ma sensu się męczyć, ale wewnętrzy głos krzyczał "Musiałbyś mnie zabić". Zmęczenie niczego nie usprawiedliwia, za wszelką cenę chciałem pokonać Hearnsa. Tylko bokser wielkiej klasy może zmusić cię do takiego wysiłku.

Muhammad Ali powtarzał, że w walce z Joe Frazierem był najbliżej śmierci. Potrzebny był Joe Frazier, żeby zmusić Alego do takiego poświęcenia. Często powracam do ich walk i myślę sobie wtedy, że sam przeszedłem coś podobnego.

RTV: Co odróżnia prawdziwego mistrza od innych zawodników?
RL: Możesz być szalony lub szalenie pewny siebie. Myśleliśmy, że Evander Holyfield jest szalony, kiedy zdecydował się na walkę z Mikem Tysonem. Sam byłem przekonany, że Holyfield oszalał. Ludzie myśleli, że ja postaradałem zmysły, kiedy wróciłem na pojedynek z Haglerem. Tu chodzi o tę wewnętrzną wytrwałość, pewność siebie, wiarę we własne możliwości i męstwo. Wiedziałem, że mi tego nie zabraknie. Właśnie ta pewność odróżnia prawdziwego mistrza.

RTV: Załóżmy, że spotykasz się na osobności z Pacquiao i Mayweatherem. Czy jest coś takiego, co twoim zdaniem mogłoby ich skłonić do podjęcia ryzyka i stoczenia tej wyczekiwanej walki?
RL: Ta walka jest jak Sąd Boży. Żaden z nich nie powinien nazywać się najlepszym pięściarzem świata. Mayweather zarabia olbrzymie pieniądze? Tak, może się tym chwalić. Doprawdy wspaniale.

Czy Pacquiao zarabia olbrzymie pieniądze? Tak. Może o tym mówić, bo to prawda. Gdybym mógł coś im powiedzieć, przypomniałbym, że obydwaj zbliżają się do końca przygody z boksem. Ten pojedynek może być wielką chwilą i najpiękniejszą kartą w historii.

Oni naprawdę tego potrzebują. Mosley był podstarzały, pokonanie go nie jest tak wielkim dokonaniem. Moim zdaniem ani Pacquiao, ani też Mayweather nie mieli w swych karierach tego pojedynczego, fantastycznego momentu, o którym będzie się mówiło latami.