PRZEMEK OPALACH O SWOICH PLANACH

Tomasz Grabowski, olsztyn.com.pl

2012-02-03

Tomasz Grabowski: Zacznijmy standardowo. Ubiegły rok był dla Ciebie niezwykle udany, ale również i pracowity. Jesteś w pełni zadowolony?
Przemysław Opalach: Tak. Bardzo dużo się wydarzyło przez ten bądź co bądź krótki czas.  Nie zapominajmy, że nie tak dawno walczyłem jeszcze jako amator, a teraz stoczyłem 8 walk zawodowych i 8 razy odnosiłem zwycięstwo. Zostałem też uznany w jednym z plebiscytów - "Bokserskim odkryciem roku w Polsce". To w prawdzie mała rzecz, ale cieszy.

- Dodajmy do tego fakt, iż 7 z tych 8 pojedynków skończyłeś przed czasem...
Taki jest mój styl i sposób na walkę. Mogę się tylko cieszyć z tego, że idzie mi tak dobrze. To duża zasługa mojego trenera, ale i wszystkich ludzi, którzy ze mną współpracują.

- Jeden z Twoich rywali trafił podobno do szpitala po walce...
Co zrobić? Takie rzeczy się zdarzają. To był Władimir Kurow. Otrzymał mocny prawy sierpowy, upadł i został odwieziony do szpitala. Po kilku godzinach obserwacji wrócił na końcówkę gali. Wszystko z nim dobrze.

- Pamiętasz może swoją pierwszą poważną bójkę?
Na ulicy? (śmiech)

- Gdziekolwiek poza ringiem...
Jak chyba każdemu dorastającemu chłopakowi, zdarzały się bójki w szkole, albo poza nią. Podobno prawdziwy facet musi raz w życiu dobrze dostać po głowie (śmiech). Takich większych spięć jeszcze jednak nie miałem...

- Skoro nie chcesz nic więcej zdradzić na ten temat, to wytłumacz się nam ze swojego ringowego przydomku - Playboy.
A wiesz, że dziś z trenerem o niej myślałem? Chyba czas ją zmienić (śmiech) To było bodajże w Białymstoku. Podczas ważenia jakieś dziewczyny krzyknęły - zobaczcie jaki playboy - oczywiście to nie była złośliwość, a raczej żart z ich strony.

- Przed tobą kolejna gala zawodowa - Olsztyn Boxing Night. Co wiesz na temat swojego przeciwnika?
To będzie Marokańczyk. Jeśli się nie mylę ma on na swoim koncie już 50 zawodowych walk. Oglądałem go trochę w internecie, to twardy gość. Nie jest z tych, którzy szybko padną na deski. Ta walka jest dla mnie bardzo ważna. Muszę wygrać, jeśli chcę myśleć w przyszłości o walce o zawodowy pas.

- Zaraz po gali w Olsztynie wylatujesz jednak do Stanów. Co Cię do tego skłoniło?
Taki pomysł przewijał się w głowie już dawno tylko nie było takiej możliwości. Teraz zdobyłem dobry kontakt z jednym z tamtejszych promotorów i będę miał szansę nie tylko trenować, ale i walczyć. Zdobędę też wiedzę, którą będę mógł przekazać swoim podopiecznym w szkole bokserskiej - Wilki Olsztyn. Druga rzecz to kwestia finansowa. Nie będę ukrywał, że w Polsce dużych pieniędzy zarobić się nie da, a zazwyczaj bokserzy dokładają ze swojej kieszeni. Podsumowując, to jest dla mnie duża szansa i uważam, że warto spróbować.

- Z tego co mówisz można wnioskować, że Polski boks ma się krucho...
Na pewno nie jest tak, jak chociażby w Niemczech. Stany to już w ogóle inna bajka. W Polsce stroję w miejscu, nie mogę się dalej rozwijać. Ciężko jest młodym, zaczynającym przygodę z zawodowym boksem zawodnikom, związać się z jakimś promotorem.

Czytaj więcej na olsztyn.com.pl.
Rozmawiał: Tomasz Grabowski