ARTYŚCI RINGU: TIMOTHY BRADLEY

Jakub Biluński, Opracowanie własne

2012-01-29

Wszędobylski piasek ciśnie mu się do ust, oczu i uszu, chłosta go niepozornymi ziarnami po plecach i łydkach. Kiedy rano próbuje zjeść śniadanie, w zębach chrzęści mu piach. Jest wszędzie, atakuje nawet przy niezbyt silnym wietrze. Podrywa z ziemi pył, mniejsze ziarenka, te z kolei wybijają następne i kolejne. Gdy wiatr jest silny, wokół potrafi rozpętać się piekło. Manny nie może sobie poradzić z Pustynną Burzą. Wizje i urojenia nasilają się podczas obozu przygotowawczego. Myśl o pojedynku z Timothym Bradleyem przyprawia Pacmana o psychozę. Mimo wszystko przed rodziną, przyjaciółmi, prasą, Freddiem i Bobem udaje pewnego siebie. Dobrze mu to wychodzi, ale w dniu walki...Desert Storm Baby.

Modlę się o Bradley-Pacquiao od czasu, gdy Timothy wstąpił w szeregi Top Rank. Dopiero wtedy zrozumiałem, jak bardzo możliwa jest ta walka. To, że Bob Arum od ponad roku bardzo pozytywnie wypowiadał się o Bradleyu, nie było przypadkiem. Promotor zdawał sobie według mnie sprawę, że stosunkowo mało znany Bradley jest w tej chwili - oprócz Floyda Mayweathera i Juana Manuela Marqueza - jedynym zawodnikiem, który ma realną szansę na pokonanie Pacmana w limicie wagowym do stu czterdziestu siedmiu funtów. Dlatego Arum zdecydował się na ten transfer. Ładunek wybuchowy o nazwie ''Desert Storm'' trzeba było rozbroić. W świecie wielkiego bokserskiego biznesu nic nie jest przecież przypadkowe. Timothy nigdy nie będzie gwiazdą PPV, jeżeli nie pokona Manny'ego lub Floyda. Bradley nie ma stylu przyciągającego przed telewizory ludzi, którzy na co dzień boksu nie oglądają. Również jego osobowość nie jest magnesem popularności. Mimo to posiadanie Timothy'ego w swojej stajni było dla Aruma jednym z priorytetów. Pomysł turnieju, którego półfinałami będą walki Marquez-Peterson i Pacquiao-Bradley uważam za doskonały. Byłoby to wielkie wydarzenie, gwarancja trzech walk na najwyższym poziomie.

Nie zrozumcie mnie źle, Filipińczyk zawsze był jednym z moich ulubionych zawodników. Męczące są jednak jego walki z przeciwnikami, którym brakuje argumentów, by Manny'emu zagrozić. Drugi pojedynek z Miguelem Cotto? Nawet w umownym limicie Portorykańczyk byłby dla Manny'ego dosyć wygodnym rywalem. Cóż bowiem trzeba posiadać, by pokonać Pacquiao? Na pierwszy plan wysuwają się bezbłędnie działające nogi oraz najwyższej klasy kontry. Cotto poprawił te elementy od czasu pierwszego starcia z Mannym, ale nie na tyle, by myśleć o nawiązaniu wyrównanej walki z Filipińczykiem. ''Junito'' nie zdoła poprawić szybkości, refleksu i wytrzymałości. Być może w pierwszych czterech, pięciu czy sześciu rundach jest w stanie przeciwstawić się Manny'emu, ale nie wierzę, by wytrzymał kondycyjnie pełen dystans. Ta walka ma tą samą temperaturę, którą miały pojedynki z Clotteyem, Margarito i Mosleyem. Nie jest rozgrzana do czerwoności. Szybkość i elastyczność nóg Pacquiao nie imponuje obecnie w takim stopniu, jak w latach 2006-2010, lecz Manny wciąż potrafi wyprowadzać ciosy, których Cotto po prostu nie zauważy. Dużo więcej do powiedzenia w walce z Pacmanem miałby Timothy Bradley.

Co decyduje o wyjątkowości Timothy'ego? Wydaje mi się, że kluczem jest jego zmysł taktyczny, zdolność do adaptacji i przetrwania trudnych momentów. Bradley łączy te cechy z atletycyzmem i wszechstronnością. Kiedy sytuacja tego wymaga, wywiera presję - obrabia korpus, nie daje przeciwnikowi chwili oddechu, niemal zawsze stara się wyrwać z klinczu ciosami. Kiedy natomiast presja nie wystarczy, nastawia się na kontrowanie prawą ręką (najskuteczniejsza broń Bradleya, szczególnie efektywna przeciwko Pacquiao) lub lewym sierpowym. W utrzymaniu dystansu pomaga mu niezwykle szybka, ekonomiczna praca nóg i bardzo dobry jab. Jest płynny w ataku i płynny w obronie, w przeciwieństwie do Mosleya czy Margarito śliski niczym stwardniały jedwab. Technicznie poprawia się z walki na walkę, wystarczy porównać pojedynek z Kendallem Holtem do starcia w limicie stu czterdziestu siedmiu funtów z Luisem Abregu. Nie powinno się również zapominać o kondycji Timothy'ego, pochodnej stosowania diety wegańskiej podczas obozów przygotowawczych. Kompleksowe, oryginalne podejście do treningu, niedoceniany Joel Diaz w narożniku - to wszystko tylko wzmaga fascynację Pustynną Burzą. W żadnym wypadku Bradley nie będzie dla Pacquiao łatwym przeciwnikiem. Walka z Timothym - w tym lub przyszłym roku - wymagać będzie od Manny'ego bardzo wiele. To może być dla Filipińczyka o jeden most za daleko, a dla Boba Aruma początek nowego etapu.

*Wykorzystano fragment artykułu Wojciecha Staszewskiego.