KULEJ: NIE DAŁEM SIĘ ZNOKAUTOWAĆ

Andrzej Kostyra, gwizdek24.pl

2012-01-17

Dwukrotny mistrz olimipijski w boksie, jeden z najwybitnieszych pięściarzy w historii amatorskiego pięściarstwa, Jerzy Kulej wraca do zdrowia po przebytym zawale serca i udarze mózgu. Mistrz zasłabł 10 grudnia zeszłego roku podczas benefisu Daniela Olbrychskiego w Teatrze Szóste Piętro.

- Śmierć omal mnie nie znokautowała, ale wstałem na 7. Nie dałem się wyliczyć - żartuje Jerzy Kulej w rozmowie z Andrzejem Kostyrą.

- Kiedyś lecieliśmy na turniej przedolimpijski do Meksyku - opowiada. - Wysiadł jeden z silników, traciliśmy wysokość, już było widać fale morskie. Stewardesy zbierają paszporty, jedni płaczą, inni się modlą. Ja też przestraszony się wiercę. Tylko Felo Stamm (legendarny trener, który doprowadził Kuleja do dwóch złotych medali olimpijskich - przyp. red.) spokojny, popija kolejny koniaczek i strofuje mnie: "Jurek, co ty tak się martwisz? Przecież to nie twój samolot!" - wspomina Kulej.

Cały czas są przy nim na zmianę najbliżsi: syn Waldemar i życiowa partnerka Alusia. Postępy w jego rehabilitacji są fantastyczne, co na pewno ma związek z ich troskliwą opieką i twardym charakterem Jurka, który nigdy się nie poddawał, zawsze dawał z siebie podczas treningu i podczas walki sto procent i więcej.

- Tata wygrywa swój trzeci pojedynek o olimpijskie złoto, to, którego nie zdobył w Monachium, bo tam nie pojechał. Przed nami długa, trwająca wiele miesięcy wspinaczka na Mount Everest, z ciężkim plecakiem. Ale jest nadzieja na sukces, pełny powrót do zdrowia - mówi Waldemar Kulej.