ARTYŚCI RINGU: ANDRE WARD

Jakub Biluński, Opracowanie własne

2011-12-18

Dziś bez ozdób i makijażu. Prosto elegancko. Zwycięzca turnieju Super Six wagi super średniej, mistrz świata WBA i WBC Andre Ward ma szansę w niedalekiej przyszłości stać się liderem rankingów P4P (bez podziału na kategorie). Carl Froch został wczoraj pokonany przez pięściarza w pełni ukształtowanego i świadomego warsztatu. Ward bardzo szybko pokazał, że różnica zasięgu ramion nie daje Brytyjczykowi żadnej przewagi. Od początku pojedynku świetnie funkcjonował lewy prosty Amerykanina, Froch nie mógł prowadzić skutecznej walki w dystansie i był zmuszony do przyjęcia warunków gracza, który niweluje najważniejsze atuty swojego przeciwnika. Dzięki dominacji w wojnie jabów ''S.O.G.'' swobodnie wchodził do półdystansu, bezlitośnie karcąc tam ''Cobrę''. Spustoszenie siały również bezpośrednie lewe sierpowe Warda. Pojedynczy lewy prosty Frocha był natomiast często kontrowany. Brytyjczyk znalazł się w sytuacji bez wyjścia, Ward był dużo szybszy, dużo lepiej wyszkolony technicznie i dużo lepiej przygotowany pod względem taktycznym. ''S.O.G.'' zaskoczył też chyba mającego polskie korzenie wojownika swoją siłą fizyczną. Amerykanin wytrawnie klinczował w odpowiednich dla siebie momentach i spychał Frocha na liny. Szczęka Warda nie została przetestowana właściwie ani razu. Andre jest zbyt ''śliski'', zbyt mocno skoncentrowany i zbyt odporny na stres. Bardzo rzadko przyjmuje czyste uderzenia. Ward po raz ostatni przegrał w 1996 roku, kiedy miał 12 lat.

Już w tej chwili ''S.O.G.'' jest jednym z trzech najlepszych amerykańskich pięściarzy. Dwaj pozostali - Floyd Mayweather Junior i Bernard Hopkins - w najbliższych latach prawdopodobnie zakończą kariery. Warda czeka jeszcze co najmniej 30 walk o wysoką stawkę. To wystarczająco dużo, by osiągnąć status absolutnej legendy. Jak powiedział Andre w wywiadzie po walce z Frochem, ''prime'' dopiero nadejdzie. Co ważne, mimo młodego wieku Ward ma na koncie zwycięstwa nad niemal wszystkimi czołowymi zawodnikami wagi super średniej. Do kompletu brakuje tylko skalpów Andre Dirrella i Luciana Bute. ''Matrix'', przyjaciel Warda nie walczył jednak od dwudziestu miesięcy i jego forma jest niewiadomą. Bliżej nieokreślone problemy neurologiczne (bardzo szerokie pojęcie) mogą mieć na karierę Dirrella fatalny wpływ. Bardziej realnym zagrożeniem dla ''S.O.G.'' wydaje się być Bute, prawdziwy bokser-puncher. Rumun ma duże umiejętności, dobrą szybkość, potężny cios i charyzmę. Jego specjalnością są uderzenia na korpus oraz podbródkowe. ''Le Tombeur'' nokautuje bez wysiłku, zadziwia niezwykłą precyzją i timingiem. W jaki sposób pokona Rumuna Ward? Studiując jego styl. To będzie taktyczna walka, w której - według mnie - zwycięży analityk. Amerykanin udusi Bute w zwarciu lub poczeka na niego, by skontrować zawodnika lubującego się w kontrach. - Nie mam stylu - mówi Ward i właśnie w nieprzewidywalności (nie mylić z chaosem) leży jego największa siła. Bute ma ciekawy jab, jednak nie jest w stanie utrzymać nim Warda w dystansie (zasięg ramion obu bokserów jest podobny, znakomity lewy prosty Andre będzie często dochodził celu). Nie potrafi też wywierać nieustannej presji i popełnia błędy w obronie. Andre wykorzysta te słabości. Przed walką z Frochem wydawało się, że podbródkowy ''Cobry'' może być zagrożeniem dla Warda. W sobotni wieczór w Atlantic City Brytyjczyk nie mógł nawet pomyśleć o użyciu swojego ulubionego ciosu. Podobny los czeka ''Le Tombeura''. Rumun nigdy nie walczył z zawodnikiem, który porusza się w ringu z taką finezją jak Ward. ''S.O.G.'' will win.

Syn Boga jest cyborgiem zaprogramowanym na wygrywanie. Przypomina go Timothy Bradley - obaj są uniwersalnymi żołnierzami o przeciętnej sile uderzenia i bardzo wysokiej ringowej inteligencji. Łączy ich również elitarna praca nóg. Ward przewyższa jednak Bradleya defensywą i balansem. Jest bardziej zaawansowany technologicznie. Współczesny kibic ''made in USA'' potrafi przez lata nie doceniać takich pięściarzy, jak Ward i Bradley - masowe uznanie może przyjść późno (vide Bernard Hopkins). I tak jest jednak lepiej niż kiedyś. Harold Johnson - jeden z najwybitniejszych techników wszechczasów - znany jest głównie pasjonatom. Podobne przykłady z przeszłości można mnożyć. Po prostu na tle Sugara Raya Robinsona, Muhammada Alego, Sugara Raya Leonarda i wielu innych supergwiazd cholernie ciężko było zabłysnąć trudnym w odbiorze stylem. Współczesność okazała się dla amerykańskich naukowców łaskawsza (Stany Zjednoczone są głodne nowych zwycięzców), choć nadal nie jest dobrze. By zrównać się popularnością z Floydem Mayweatherem Juniorem, Syn Boga będzie potrzebował czegoś więcej niż boksu. Być może zaistnieje w świadomości narodu jako nowy Michael Jordan - atleta bez skazy. Mam na to nieśmiałą nadzieję.