ROY POWRACA Z NOWYM TEAMEM

Redakcja, boxingscene.com

2011-12-09

Rok 2003 był ostatnim, w którym dane nam było oglądać Roya Jonesa Juniora (54-8, 40 KO) u szczytu formy. Jego panowanie na tronie P4P zakończył dość nieoczekiwanie Antonio Tarver. Wydawać się mogło, że porażka przez nokaut w drugiej rundzie była przypadkowa, ale Roy przegrał również z Glenem Johnsonem, a następnie po raz drugi z "Magikiem".

Późniejsze zwycięstwa (m.in. nad Hanshawem i Trinidadem) pokazały, że Roy utracił część szybkości, wspaniały refleks, ale także ringową agresję oraz kondycję. Bezpowrotnie zniknął również instynkt zabójcy, który u szczytu kariery pozwalał mu nokautować swoich przeciwników.

Wszystko to obnażył w 2008 roku Joe Calzaghe, który wysoko wypunktował Roya, choć w pierwszej rundzie znalazł się na deskach po przebłysku dawnego geniuszu Jonesa (dawny mistrz klasycznie złapał Walijczyka na wykroku). Linia obrony Juniora znów przekonała część jego kibiców (Amerykanin zapewniał, że po doskonałej pierwszej odsłonie nastawił się na mocne ciosy i chciał efektownie ustrzelić Calzaghe, w czym przeszkodziła mu pierwsza w karierze poważna kontuzja łuku briowego), którzy nie stracili nadziei na wielki powrót Juniora.

Pewne zwycięstwa nad Lacym i Sheiką wzmocniły pozycję Roya, który postanowił wybrać się do Australii na walkę z miejscowym osiłkiem Dannym Greenem. W grę wchodziła duża wypłata i atrakcyjny dla Jonesa pas IBO w wadze junior ciężkiej. Zakończyło się szokującą porażką w pierwszej rundzie, ale Junior znów miał niezłą wymówkę ('Walka została przerwana zbyt wcześnie. Po nokdaunie Green trafił mnie najwyżej dwa razy. Nie byłem zamroczony, czekałem aż się zmęczy. Nie dotrwałby do końca trzeciej rundy. Jeżeli chcesz przerwać walkę, zrób to kiedy leżę na deskach, a nie gdy skutecznie się bronię!").

Junior namówił swego wielkiego rywala - Bernarda Hopkinsa na rewanż po siedemnastu latach, a 'Kat' przyjął ofertę. Emocji nie brakowało na konferencjach prasowych i podczas ceremonii ważenia, ale zabrakło ich w ringu. Po nudnej walce, w której Roy kompletnie przespał pierwsze 7-8 rund, zwyciężył Hopkins. Jones nie chciał jednak przyjąć do wiadomości, że w Stanach nikt nie ma już ochoty go oglądać i  po kilkunastomiesięcznej przerwie postanowił wybrać się do Moskwy, gdzie czekał na niego Denis Lebiediew.

Jones od początku miał spore problemy z silniejszym fizycznie i bardzo agresywnym Rosjaninem, ale wtedy dało o sobie znać jego ogromne doświadczenie. Dzięki sprytnym sztuczkom i unikaniu otwartej walki Roy dotrwał do dziesiątej odsłony, a po drodze urwał Denisowi kilka rund i przynajmniej dwa razy mocno go zamroczył. Końcówka była jednak tragiczna w skutkach i Jones przegrał przez bardzo ciężki nokaut. Kiedy okazało się, że wszystko z nim w porządku, kibice liczyli na mądrą (choć spóźnioną) decyzję o zawieszeniu rękawic na kołku, jednak Roy zapewnił, że wróci silniejszy, a jego celem jest podbicie wagi junior ciężkiej.

- Rozumiem obawy kibiców o moje zdrowie - przyznaje blisko 43-letni Junior. - Ale czy oni rozumieją mnie? Dlaczego żądacie, żebym się teraz zmienił? Jestem, jaki jestem. Wielu ludzi chce, żebym odszedł, lecz ja się nie poddaję. Odejdę, kiedy poczuję, że jestem skończony i nie chcę tego więcej robić.

Jones zdał sobie sprawę z tego, że jego ostatnie niepowodzenia mogą mieć związek z tym, że od lat otacza go ten sam team. Postanowił to zmienić. Pod okiem nowego trenera, który specjalizuje się w defensywie, Roy przypomina sobie stare sztuczki i powiększa swój arsenał.

- Jeżeli ciągle otaczają cię ci sami ludzie, przestajesz się rozwijać. Nie możesz wtedy zmieniać tego, co jest złe i nie korygujesz błędów. Teraz to zmieniłem i na nowo się uczę. Po ostatniej porażce myślałem o zakończeniu kariery, ale zdecydowałem się na ostatnią próbę. Chciałem związać się z Johnem Davidem Jacksonem, ale ktoś doradził mi, żebym spróbował z Tomem Yankello. Powiedziano mi, że to szczery facet, który powie mi wprost, czy jest jeszcze dla mnie nadzieja. Treningi pod jego okiem nie są dla mnie czymś nowym, ale zwykle tego nie robiłem w ten sposób. Spróbowałem i doszedłem do wniosku, że to nienajgorszy pomysł. Czuję się dobrze, nie będę kłamał.

W jaki sposób Roy przygotował się na swojego najbliższego przeciwnika - Maxa Alexandra (14-5-2, 2 KO)? Nie oglądał żadnych nagrań z jego walkami i wszystko zostawił swojemu trenerowi, a sam skupił się na doprowadzeniu swego ciała do szczytowej formy.

- Spojrzę na niego dopiero jutro. Zostawiłem wszystko Tomowi - wyznaje z rozbrajającą szczerością amerykańska legenda. - Zastosowałem się do poleceń trenera. Gdybym zobaczył rywala wcześniej, mógłbym dojść do wniosku, że nie muszę tak ciężko trenować. Kiedy obejrzałem Denisa Lebiediewa, od razu pomyślałem, że ten koleś nie może mnie pobić. Gdybym tego nie zrobił, byłbym ostrożny do samego końca, nie zlekceważyłbym go. Alexandra zobaczę dopiero podczas ceremonii ważenia, kiedy nic już nie będzie można zmienić.

Czego mamy więc oczekiwać od 42-letniego Jonesa, który ostatnią dobrą walkę stoczył ponad dwa lata temu, a swój okres 'prime' zakończył blisko dekadę temu?

- Muszę walczyć lepiej niż do tej pory albo podejmę decyzję o zakończeniu kariery. Taka jest bolesna prawda. Zrobiłem wszystko, żeby odpowiednio przygotować się do powrotu. Reszta jest w moich rękach. Jeśli wszystko zadziała, zaczynamy od nowa. Nie ma na mnie presji. Jestem spokojny, zrelaksowany. Nie czuję nerwów.