KOSTECKI: DOSTANĘ SWOJĄ SZANSĘ

Redakcja, Boisko.pl

2011-12-03

Już za kilka godzin Dawid Kostecki (37-1, 24 KO) skrzyżuje w Warszawie rękawice z byłym mistrzem świata, Byronem Mitchellem (29-8-1, 22 KO). Zobaczcie co do powiedzenia na temat tego pojedynku oraz swoich kłopotów prawnych ma do powiedzenia popularny "Cygan", który jest już tylko krok od walki o pas mistrza.

- Już tylko godziny zostały do Twojej walki z Byronem Mitchellem. Jak wygląda sprawa z Twoją ręką, bo to chyba największy problem w tej chwili...
Dawid Kostecki
: Wiesz co, ręka jest rzeczywiście największym problemem jeśli chodzi o te przygotowania, dlatego że wszystkie pozostałe rzeczy idą naprawdę super. Był obóz w Wiśle i przygotowania w fajnej atmosferze, gdzie naprawdę było wyciszenie, spokój i myślało się tylko o tym żeby budować formę. Ta kontuzja nie jest natomiast na tyle poważna, abym nie mógł walczyć. Gdyby to zagrażało mojemu zdrowiu, to po prostu nie wyszedłbym do ringu, bo nie chcę się rozmieniać na drobne, a w walce może zdarzyć się przecież wszystko. Jakaś porażka jeśli chodzi o moją osobę to byłby naprawdę duży krok wstecz. Nie mogę sobie na to pozwolić, dlatego kontuzja była, no ale jestem przecież dorosłym facetem. Nie jestem dzieciakiem, który będzie płakał jak go coś boli, dlatego zdecydowałem się przygotowywać i walczyć. Dałem sobie czas na dwa tygodnie przed galą, żeby zobaczyć w poniedziałek na sparingu jak to ze mną jest. Okazało się, że jest bardzo dobrze i zdecydowałem, że wystąpię. Byłem nawet gotowy wycofać się z tego pojedynku na dwa tygodnie przed galą. Kontuzja trochę przeszkadza, jednak nie na tyle aby nie móc się przygotowywać naprawdę dobrze do tej walki. Mam już przecież doświadczenie w walce jedną ręką, oczywiście w cudzysłowie, bo walczyłem dwoma, ale tą lewą tylko go tak oszukiwałem. To były co prawda szybkie ciosy, lecz nie takie nokautujące, tak więc potrafię już oszukać, a przy okazji sobie wyrabiam naprawdę mocny prawy prosty i sierpowy. W ogóle prawa ręka jest teraz dużo lepsza, czuję iż mocniej nią biję, pewnie ze względu na to, że właśnie prawą ręką teraz więcej pracowałem. Mam lepszy "timing", czyli wyczucie w tej prawej ręce i naprawdę wszystko jest sprawdzone na sparingach, tak więc jestem optymistą i nie uważam żeby kontuzja w jakikolwiek sposób mogła wpłynąć na moją postawę w ringu. Po prostu zaciskam zęby i robię swoje. Lewa ręka to nie tylko złamany palec, lecz również bark i szczerze mówiąc to mi bardziej dokuczało, natomiast zaraz po pojedynku będę miał robiony zabieg aby być potem w stu procentach sprawny.

- Twoim atutem jest też siła ciosu. Nie ma jakiejś blokady psychicznej, żeby zbyt mocno nie bić, tylko tak trochę "pykać"?
DK
: Wiesz tak jak ci powiedziałem wcześniej, moim atutem jest siła uderzenia, ale jednak u mnie to ta prawa ręka jest silniejsza trochę. Jeżeli popatrzymy na te wszystkie moje wygrane przed czasem, to nokautowałem prawie zawsze prawą ręką...

- No ale lewy sierpowy to też taka trochę Twoja popisówka...
DK
: No też miałem parę nokautów tą lewą ręką po sierpie, ale w tej wadze jak już dobrze i dynamicznie trafisz, to ktoś się po prostu przewraca. Tak jak ci już powiedziałem wcześniej, gdy już wyjdę do walki, to nie będzie żadnej blokady w głowie. Nawet kilka razy na sparingach sobie sprawdzałem, czy jak przypierdzielę lewą trochę mocniej i szybciej czy coś będzie, jednak wszystko było OK. Mam już teraz tą "zimną głowę", z czego nie ukrywam jestem zadowolony, sparingi nie są już najważniejsze i to żeby na siłę wychodziły, bo ja chcę się uczyć na tych sparingach. Oszczędzałem więc lewą ręką, oszukiwałem, co pozwoliło mi zwyciężać sparingi i nie nadwyrężać zbytnio tej ręki.

- Wydaję mi się, że jesteś zawodnikiem, który interesuje się boksem i tym co się dzieje dookoła. Chyba lubisz oglądać walki prawda?
DK
: Oglądam, analizuję innych zawodników oraz style walk, nawet gdy wychodzą pięściarze, którym nikt nie daje szans na wygrane. Ja jednak nieraz tą wygraną daję w drugą stronę i naprawdę często mam rację. Analizuję przede wszystkim style i to co komu pasuje. Jeśli na przykład zawodnik wcześniej spotykał się z mańkutem, to jak sobie z nim radził. Dynamika z szybkością to taka podstawowa rzecz jaka "zabija" w boksie i jeśli ktoś jest dynamiczny oraz szybki, ale ma słabszą kondycję, to wiadomo, że daję mu mniejszą szansę, bo w późniejszych rundach może zostać złamany. Jest szereg takich małych niuansów w boksie, które potem mogą decydować o sukcesie. Wiadomo, to nie jest jakiś złoty środek, ponieważ boks jest tak pięknym sportem, że wszystko może się zdarzyć. Lubię oglądać to co się dzieje poza mną i jestem na pewno na bieżąco.

- Byron Mitchell był swego czasu mistrzem świata, więc pewnie jego też widziałeś. Jakie więc zobaczyłeś u niego słabe punkty?
DK
: Jeżeli chodzi o Mitchella, najsłabszym jego punktem w potyczce ze mną będzie jego lewa ręka. On ma styl jak większość murzynów i przyjmuję tak trochę "na miękko" te ciosy. Powiem ci szczerze, że poza pojedynkiem z Zsoltem Erdei'em nie widziałem więcej jego walk, gdyż mnie interesują tylko najświeższe walki danego boksera. Czyli to co prezentuje sobą na chwilę obecną. Jakby ktoś oglądał moją szóstą czy siódmą walkę, wyszedł teraz do ringu nie oglądawszy tych ostatnich, to pewnie głęboko by się zdziwił. Z tego co więc widziałem w walce z Erdei'em, to w Mitchella wchodzą te ciosy i to z każdej strony. Szczególnie jednak ten prawy dochodzi i jeśli ktoś potrafi dobrze bić prawym prostym, to myślę iż to jest właśnie jego "pięta achillesowa". Nawet jeżeli zauważy, że jestem niebezpieczny i podniesie wysoko ręce, to w okolicach czwartej rundy zacznie znów walczyć na swoim wyczuciu, powróci do starego stylu, no ale z kimś tak szybkim jak ja to wyczucie go zawiedzie. On na pewno przyjedzie tu po zwycięstwo, jednak poza doświadczeniem więcej plusów po jego stronie nie widzę.

- Powiem Ci Dawid, że odnoszę tak trochę wrażenie iż pomiędzy walką z Grześkiem Soszyńskim a teraz tą ostatnią z Lolenga Mockiem, to tak troszkę Twój promotor nie miał pomysłu na Twoją karierę. Zdaję sobie sprawę z tego, że czasem trzeba postawić na kogoś innego - Rafał Jackiewicz miał swój czas, wcześniej Krzysiek Włodarczyk, ale ci rywale byli trochę nie pasujący do Ciebie.
DK
: W jakim sensie nie pasujący?

- No wiesz, Grzesiek Soszyński to kawał dobrego zawodnika, Lolenga Mock to samo, ale to co było pomiędzy to tak trochę spacerki były dla Ciebie.
DK
: Powiem tak, pomiędzy był zawodnik, który boksował dwukrotnie o poważny pas i nie przegrał przed czasem. Boksował z Gabrielem Campillo i choć wysoko, to też przegrał na punkty i wydaję mi się, że na tym etapie był nawet niezłym sprawdzianem, a że łatwo wygrałem to jest już tylko na mój plus. Moim zdaniem Andrzej Wasilewski ma dobry pomysł na moją karierę, bo tak nią kieruje, żebym wreszcie był numerem jeden w rankingach, a to daje pojedynek o mistrzostwo świata. Za każdym razem wiem kiedy walczę i to nie jest tak, że dowiem się na dwa tygodnie przed, że będę walczył o mistrzowski pas, a takim ofertom się przecież najczęściej nie odmawia. Kiedy będę już numerem jeden w rankingu, wtedy jest już urządzany przetarg, a mistrz już po prostu jest zmuszony by bronić pasa ze mną. Jeśli ktoś chce doprowadzić swojego zawodnika do takiego miejsca kariery, to jest po prostu "kozak". Ja mam pewność, że wszystko jest robione w tym właśnie kierunku i te walki w obronie pasa interkontynentalnego WBA umożliwią mi skakanie po tych rankingach. Na chwilę obecną jestem drugi, lecz po wygranej nad Mitchellem może będę już pierwszy i mogę mieć zapewniony występ o tytuł. Są tacy zawodnicy jak Saul Alvarez z Meksyku, którzy mają po 20 lat i walczą o mistrzostwo świata, jednak jeśli się popatrzy na tych wszystkich najmłodszych championów, to tak jak szybko zaczynali, to tak szybko kończyli. Najlepszy przykład Fernando Vargasa. To był najmłodszy mistrz świata kategorii junior średniej, a potem już go nie było, dlatego w moim przypadku nie ma się do czego przyczepiać. Jedynie fakt, że nie było jeszcze sprawdzianu na najwyższym poziomie. Szczerze mówiąc jestem zadowolony z prowadzenia mojej kariery, dlatego że te wszystkie rzeczy jakie dzieją się wokół mnie nie związane ze sportem... Nie wiem co by było na tym najwyższym poziomie, kiedy takie sprawy miałyby miejsce. Nie wiem czy dałbym wtedy radę, bo wiesz, już na najwyższym poziomie nie można nic mieć na głowie i nawet jeśli jesteś zahartowany jak ja, to gdzieś się o tym wszystkim myśli i to wszystko gdzieś w głowie siedzi. Po co masz myśleć o tych problemach, skoro powinieneś myśleć tylko i wyłącznie o tym żeby się przygotować jak najlepiej do walki. To nie jest wyjście na minutę czy dwie, tylko to jest zapierdziel przez 40 minut. W tym czasie musisz być maksymalnie skupiony, bo jedno twoje zagapienie się może cię kosztować nokaut i porażkę. Tak więc żeby zrobić to wszystko na sto procent i żeby zazębiły się wszystkie trybiki, wszystko musi być perfekcyjnie dograne. Moja kariera wciąż idzie do przodu, w rankingach jestem coraz wyżej, a to, że zaboksuję o jakiś poważny tytuł, jest więcej niż pewne. Tak pewne jak to, iż każdy z nas kiedyś umrze. Jestem przekonany, że jeśli wszystko będzie przebiegało tak jak przebiega dotąd, to tylko kwestią czasu jest kiedy dostanę eliminatora lub od razu walkę o tytuł mistrza świata. A wtedy będę już naprawdę na sto procent przygotowany. Cały czas zbieram przecież doświadczenie. Trzeba pamiętać o tym, że ja nie miałem kariery amatorskiej, a boks zacząłem trenować w wieku siedemnastu lat. Jedni łapią to wszystko szybciej, inni z kolei trochę wolniej, a ja tak naprawdę się tego boksu tutaj uczyłem. Dostaję na przykład sparingpartnerów, którzy mają po 200 walk amatorskich, a i tak robię ich do jednej bramki, tak więc to już się wyrównało. Taki pojedynek z Lolenga Mockiem dużo mi dał. Złamana ręka, deski w dziewiątej rundzie oraz pokazanie ze swojej strony "zimnej głowy" i konsekwencji, czyli to, czego mi wcześniej brakowało. Co innego gdybym ja się zatrzymał w miejscu. Zobaczcie jak ja się rozwijam w sensie czysto bokserskim. Przynajmniej ja się osobiście czuję z występu na występ coraz lepszym zawodnikiem - bardziej konsekwentnym, bardziej słuchającym się trenera i spełniającym założenia taktyczne. Gdybym boksował o tytuł mistrza świata trzy lata wcześniej, to popatrzcie sobie na mnie jak boksowałem trzy lata temu, a jak boksuję teraz. Który zawodnik jest lepszy i który miałby większe szanse? Tak więc uważam, że to jest dobra robota mojego promotora.

- Tylko wiesz co, od samego początku widać było, że masz tę smykałkę do boksu, miałeś ciężką rękę, jednak byłeś trochę szalony, co zresztą przypłaciłeś porażką. Jak wyszedłeś do tej walki z Grześkiem Soszyńskim, kiedy zaboksowałeś wręcz jak nie Ty, bo byłeś spokojny, opanowany i biłeś się już jak jakiś stary wyga, wygrałeś wtedy z naprawdę dobrym pięściarzem jakim jest Grzesiek, w dodatku wygrałeś wyraźnie i wtedy pomyślałem sobie "Kurde, ten facet jest już gotowy do dużych walk". I szczerze mówiąc po tych Twoich późniejszych walkach ze słabszymi rywalami jak już wychodziłeś do Lolenga Mocka, który też jest kawałem niezłego skurczybyka, bo przecież widziałem jego wcześniejszy pojedynek we Włoszech, to wiesz... Ja nie jestem z Tobą w stałym kontakcie, nie wiedziałem czy jesteś po jakimś nokaucie na sparingu, że nie dostajesz większych walk i trochę się bałem o to co będzie z tym Mockiem. Wtedy Ty wyszedłeś na ring i z Mockiem też rozegrałeś to do jednej bramki i tak do końca nie wiem na co tak naprawdę Cię stać. Po Soszyńskim myślałem, że już za moment będzie pojedynek o mistrzostwo, potem chyba ze dwa lata minęły, a Ty nagle ograłeś Mocka, z którym niemal każdy się męczy...
DK
: Już teraz wiem o co ci mniej więcej chodzi. Chodzi ci o ten przełom. Wydaję mi się, że mój obóz chciał zobaczyć czy ja to wszystko utrzymam i czy to nie był taki trochę jednorazowy wyskok z mojej strony. Może chcieli sprawdzić, czy dalej jest wszystko w porządku? Jeśli ktoś nie prześledzi kariery Lolenga Mocka, choć widzę, że ty akurat go dobrze prześledziłeś, to był on naprawdę niebezpiecznym facetem. Później ktoś mi opowiadał, że Andrzej Wasilewski bał się po prostu tej walki, chociaż jak oglądałem tę jego wcześniejszą walkę to byłem wkurzony, że miał być dla mnie jakiś inny rywal, lecz jak sobie go już dokładniej prześledziłem, to naprawdę okazał się kawałem skurczybyka. Jest odporny na ciosy, wytrzymały, a to, że ze mną akurat nie wyprowadzał zbyt dużo ciosów, choć z tego jest znany, to tylko i wyłącznie była moja zasługa. Mock przyjechał w dobrej formie po sparingach z Felixem Sturmem, który bardzo go potem chwalił. Gdybym stanął w miejscu, to on by tak boksował i zasypywał mnie ciosami, ale ja cały czas chodziłem na nogach, zmieniałem ułożenie i praktycznie na moment nie zatrzymywałem się w miejscu. Wracając więc do twojego pytania, może mój zespół jeszcze chciał zobaczyć, czy rzeczywiście można mi dać małą poprzeczkę wyżej i tego groźnego Mocka. Mi to wyszło na zdrowie, bo zobacz - walka z Grześkiem Soszyńskim mi luźno poszła, nie miałem tam żadnych złych momentów, a tak naprawdę sprawdzasz się czy jesteś dobrym zawodnikiem w sytuacjach kryzysowych. Dużo jest dobrych zawodników, którym jednak dupa mięknie w sytuacjach podbramkowych i schodzi z nich powietrze. Najlepszych mistrzów charakteryzuje to, że nawet jeśli jest źle w ringu, to potrafią utrzymać emocje, być dalej konsekwentnym i ja to właśnie pokazałem w potyczce z Lolenga Mockiem. Mój najbliższy rywal był kiedyś mistrzem świata, lecz widzę siebie i widzę jego, dostrzegam ile ma błędów oraz jakie mankamenty i tak patrzę na tego Mitchella i wiem, że go po prostu rozniosę. To wszystko są mądre posunięcia mojego promotora. Duża kontuzja barku, nie do końca wyleczony jeszcze złamany wcześniej palec, gdzie jak sam powiedziałeś, może być jakaś blokada żeby nie bić z całą siłą, plus sprawa, gdzie dostajesz wyrok i nie każdy potrafi sobie z czymś takim poradzić tak jak ja. W ten sam dzień jak dostajesz wyrok pozbawienia wolności, to idziesz na trening by przygotowywać się do najbliższej walki. Dlatego moim promotorom nie ma się co dziwić. Należy na to spojrzeć nie tylko od strony sportowej. Ta walka na pewno mi coś da, ponieważ przeciwnik ma znane nazwisko i być może wskoczę po niej na numer jeden rankingu WBA. Weź teraz pod uwagę moje kontuzje, sprawy poza ringowe, to jeśli ktoś nie przeżył czegoś takiego na własnej skórze, to nie ma pojęcia jak to wszystko może wpłynąć na zawodnika. Ci ludzie natomiast, którzy opiekują się moją karierą, to wiesz... Zobaczcie na przykład Damiana Jonaka z Mariuszem Cendrowskim. To jest chłopak z wielkimi ambicjami, któremu nawet przez głowę nie przeszło, iż może pójść coś gorzej, jednak spójrzmy co się działo wokół niego. Sądzenie się z Andrzejem Wasilewskim, problemy z tym związane i zobaczcie jak to wszystko odbiło się na jego głowie. To przecież nie był wtedy prawdziwy Damian Jonak. Jak ktoś nie patrzy tak prostolinijnie i spróbuje na to wszystko spojrzeć z każdej strony... Wiem przecież ile czasami kosztują przeciwnicy do sprowadzenia, ile trzeba dać na to pieniędzy. Niejednokrotnie jest tak, że budżet na gale nie jest taki jakby ktoś chciał. Nieraz ktoś obieca jakieś pieniądze, a potem nie dotrzyma słowa i czasem się wręcz dokłada dol tych gal. Dobrze, że nie muszę się tym wszystkim zajmować, a tylko robię swoje, jednak wiem doskonale, iż czasem nie jest tak kolorowo jak się niektórym wydaje. Mówię teraz szczerze. Z walki na walkę, z obozu na obóz, czuję się lepszym zawodnikiem. Dlatego jestem przekonany, że wychodząc do mistrza świata będę lepszą wersją Kosteckiego niż byłem rok wcześniej. Moje najlepsza lata dopiero się zaczynają. To nie jest tak, że skończyłem 30 lat i jest już po mnie, bo wystarczy spojrzeć na Sergio Martineza. Niektórzy kończą karierę w tym wieku, ale to jest wyłącznie ich wina. Jeżeli prowadzą się w ten sposób, iż w przerwie pomiędzy walkami piją i ćpają, lub po prostu nie trenują, a tacy zawodnicy się naprawdę zdarzają, to organizm w pewnym momencie mówi ci stop. Jest przecież wtedy inny metabolizm, inna przemiana materii, a organizm się starzeje. Jedzenie też jest ważną rzeczą w tym wszystkim. To jest tak jak z samochodem - jeżeli będziesz w niego lał jakiś syf, to silnik ci się zepsuje. Na najwyższym poziomie tak samo jest z trenowaniem. Jak Darek Michalczewski, który ostro zapierd...ł na treningach, dołożyłby higieniczny tryb życia, to w wieku 42. lat nadal by wygrywał będąc w super formie. Wszystko składa się z małych niuansów i detali. Tak więc kiedy już w końcu dostanę swoją szansę, to zobaczycie mnie w najlepszej dotąd formie. Nie ukrywam, że parę lat niepotrzebnie straciłem. Nie słuchałem trenera, byłem od wszystkich mądrzejszy, nie miałem w sobie pokory, a teraz naprawdę dużo zmądrzałem i wiele spraw zrozumiałem, nie tylko jeśli chodzi o aspekty sportowe, lecz również życiowe.

- Mówiłeś o tym złamanym palcu, ale ty już wcześniej pokazałeś, że masz jaja, bo przecież te ostatnie rundy z Ismailem Abdoulem miałeś zamknięte oko...
DK
: Wiesz co, to było tylko podbite oko. Powiem ci tak - podbite oko nie boli. Jest to jakieś utrudnienie widzenia, ale to nie boli. Tak naprawdę to ja się sprawdziłem dopiero podczas pojedynku z Mockiem. W dziewiątym starciu byłem na deskach. Od drugiego walczyłem ze złamaną ręką, a dodatkowo cały czas ją rozbijałem i ona coraz bardziej mnie bolała. Jak ktoś obejrzy dwunastą rundę to zobaczy, iż ja chyba nawet jednego ciosu nie zadałem lewą ręką, co najwyżej straszyłem nią. W dziewiątej rundzie byłem na deskach, a potem wychodzę do dziesiątej i boksuję koncertowo. To jest dla mnie coś! Ja nie spanikowałem, tylko pomimo kontuzji z drugiej rundy cały czas wykonywałem taktyczne założenia. I to jest dla mnie właśnie światełko w tunelu. Osiągnąłem to, co chciałem zawsze osiągnąć. Wcześniej nie słuchałem się trenera i nawet jeśli przez jedną rundę miałem określoną taktykę, to potem i tak robiłem swoje. Z czystym sumieniem więc mogę przyznać, że jest coraz lepiej.

- Wspominałeś o tej Twojej psychice. Nie czujesz jakiegoś dodatkowego obciążenia w związku z tymi sprawami poza ringowymi?
DK
: Ja w sumie ci już na to odpowiedziałem wcześniej. Było tego naprawdę dużo, a szczególnie w Internecie. Ja w swoich rejonach jestem naprawdę popularny, wszak dwukrotnie zdobyłem tytuł Sportowca Roku. Tam każdy zna moje nazwisko, a przy tych wszystkich sprawach nie wszystkie media były mi przychylne. Wiesz jak to jest - czasami to co się pisze zależy od tego kto gdzie jest, jaka partia itd. Było takie jedno wydawnictwo niezbyt mi przychylne, które pisało o mnie co drugi dzień. Pisali jakieś głupoty już naprawdę, lecz udało mi się w tym wszystkim zahartować. Ta cała sytuacja wokół mnie utwierdziła mnie w przekonaniu, że najważniejsi są ci prawdziwi znajomi i rodzina. Najłatwiej jest prowadzić "czarną masę", gdzie ktoś coś mówi, rzuca jakieś hasło, a choć ludzie nie wiedzą jeszcze czy to jest tak czy siak, ale już z góry w to wierzą. Gazeta pisze, że to auto jest do dupy, to oni nie wsiądą do tego auta i nie spróbują, bo wierzą we wszystko. Mi ludzi z takiej "Czarnej masy" po prostu szkoda, bo to oni tak naprawdę są biedni duchowo. Jak Franek powie, że jest tak, to znaczy, że ma być tak i już.

Reszta obszernego wywiadu na Boisko.pl