WALKA PROWADZĄCA KU SZCZYTOM

Wojciech Czuba, Informacja własna

2011-11-09

Cały sportowy świat pogrążył się w żałobie po śmierci jednego z najwspanialszych pięściarzy wagi ciężkiej XX wieku Joe Fraziera (32-4-1, 27 KO). Swoje kondolencje złożył także najlepszy pięściarz rankingów P4P, Filipińczyk Manny Pacquiao (53-3-2, 38 KO).

- Boks stracił legendarnego czempiona, a cały sport wspaniałego ambasadora. Modlę się za niego i łączę w bólu z jego rodziną - oświadczył 32-letni "Pac Man".

"Smokin Joe" słynął z niezłomnego charakteru i wielkiego serca do walki. Swoje ringowe pasmo sukcesów rozpoczął od wywalczenia złotego medalu podczas igrzysk w Tokio w 1964 roku. Co ciekawe, Joe pojechał tam w zastępstwie za swojego kolegę z kadry Bustera Mathiasa, który nabawił się kontuzji.

Utalentowany pięściarz z Południowej Karoliny wykorzystał szansę w stu procentach. W drodze na podium rozgromił wszystkich swoich rywali przed czasem. Nie przeszkodziło mu nawet to, że w półfinale złamał kciuk. Frazier nikomu nie zdradził, że jego dłoń nie jest w pełni sprawna, a po powrocie do domu całą sytuację skwitował następująco: "Z bólem czy bez i tak zamierzałem tam wywalczyć złoto!".

W finale pokonał na punkty twardego Niemca Hansa Hubera. Sześć lat później został zawodowym mistrzem wszechwag zwyciężając Jimmy'ego Ellisa (40-12-1, 24 KO). Do historii sportu przeszły jego epickie boje z dwoma innymi wielkimi mistrzami tamtych czasów, czyli Muhammadem Ali (56-5, 37 KO) i George'em Foremanem (76-5, 68 KO).

Niestety najcięższą walkę - walkę o swoje życie - tak jak wielu innych wspaniałych czempionów przed nim, Joe Frazier przegrał. Albert Camus napisał kiedyś: "Aby wypełnić ludzkie serce, wystarczy walka prowadząca ku szczytom". "Smokin Joe" był właśnie na takim szczycie.