'TAŃCZYĆ, WALCZYĆ BEZ JAJ? TO NIE JA!'

Michał Białoński, Interia, fot. Dariusz Kwapisiewicz

2011-10-25

- Nie ma takiego boksera na świecie - nie wierzę, by był i czy w ogóle będzie, który by nie walczył na ulicy, zanim się nie dostał na ring - uważa Tomasz Adamek (44-2, 28 KO), który opowiada nam m.in. o swych początkach pięściarskich, które się datują jeszcze na wczesne dzieciństwo "Górala".

Na ogół sieje spustoszenie w ringu. Ostatnio sieje jednak dobro. Spotyka się z fanami i chorymi dziećmi, takimi jak siedmioletni Maciuś Krasnodębski, który w lipcu przeszedł operację usunięcia guza mózgu. Tomasz "Góral" Adamek mimo napiętego terminarza, znajduje czas również dla swych fanów.

Nowe cele, nowa odsłona kariery

Jadąc na długo wyczekiwanie spotkanie z "Góralem", zastanawiałem się, czy dostrzegę po nim ślady ciężkiego i przegranego pojedynku z Witalijem Kliczką? Nie, nie chodziło o zewnętrzne ich objawy, bo przecież sporo czasu minęło, by akurat te rany się zagoiły, tylko o przygnębienie psychiczne, które miało prawo dawać się we znaki po przegranym najważniejszym w życiu starciu.

- Fani murem za mną stoją, zawiodłem ich raz w ringu, więc nie mogę zrobić tego w takich momentach - uśmiechał się Tomasz.

Najlepszy polski pięściarz wagi ciężkiej postawił sobie też nowe cele. - Telewizja HBO już wyraziła chęć pokazania mojego rewanżu z Arreolą, a w roku 2013 spróbuję jeszcze raz powalczyć o mistrzowski pas. To jest moja przyszłość - mówi z nadzieją w głosie.

Ciekawiło nas, jak po kilku latach pobytu za Wielką Wodą, "Góral" postrzega Polskę?

- Zmiany na lepsze widać gołym okiem - mówi. - Widać, że budują się mieszkania, markety, miasta rosną. Jasne, że sporo czasu trzeba, by dorównać Ameryce w wielu sprawach. Tam przede wszystkim jest inny system, ale Polska jest Polską. Kocham ją, bo tu się urodziłem i to się nigdy nie zmieni.

W dobie, gdy serwisy biznesowe prześcigają się w newsach o wielkim kryzysie w USA, na wiadomość o loterii wizowej dla Polaków, o 3,5 tys. Zielonych Kart zabiega blisko sto razy tyle ludzi. Co ich tak ciągnie za ocean?

- Nie wiem, co innymi kieruje, ale ja mogę tylko tam trenować na wysokim poziomie. Moją karierę rozwijać mogę tylko TAM. Tam mogę zdobywać najwyższe laury. Tam są sparingpartnerzy i system treningowy. Tam jest mekka boksu, cała magia boksu, Nowy Jork, New Jersey, Prudential Center, gdzie walczę od trzech lat - wylicza Adamek, który walczy pod polską i amerykańską flagą. - Nie muszę chyba dodawać, że do USA z chęcią wracam, bo tam jest teraz mój dom, tam czekają żona i córki.

Tomasz ma ciekawe porównanie kryzysu gospodarczego w Stanach Zjednoczonych do tego w Europie. - Jeśli w Ameryce mają zapalenie gardła, to w Europie jest już to zapalenie płuc. Widać, co się dzieje na Starym Kontynencie. Jaka jest sytuacja w Portugalii, czy Grecji. Mogę tylko trzymać kciuki, aby politycy w Polsce rządzili tak, aby było dobrze i nie powtórzyło się to, co się dzieje u Greków, czy Portugalczyków - dodaje "Góral".

Dlaczego żona nigdy go tak smutnym nie widziała?


Spojrzenie na siebie, z refleksją w stosunku do tego, co się stało: dlaczego po walce z Kliczką "Góral" był taki smutny? Żona Dorota powiedziała nawet, że nigdy go tak smutnym nie widziała.

- Przegrałem pierwszą walkę będąc zdrowym. Bolało mnie serce, przez kilka dni psychika była zamknięta na tej walce, ale już wróciłem. Wiadomo, że popełniłem wiele błędów, ale temat "Wrocław" już zamykam - mówi zdecydowanie. - Zamierzam znowu wejść do sali treningowej z czystą głową, nowym wyzwaniem. Przegrałem z Witalijem Kliczką, ale to nie oznacza, że już nigdy mi nie będzie dane zostać mistrzem świata. Trzeba znowu pracować w pocie czoła, by wrócić jeszcze silniejszym w przyszłym roku.

- 45 tysięcy ludzi po walce wołało "Jesteśmy z Tobą!". To z jednej strony przepiękna chwila, ale też uświadamiająca, że zawiodłem. Obiecałem mistrzostwo, ale go nie zdobyłem i to bolało. Serce bolało. W boksie jest tak, że jeśli serca nie masz, kalkulujesz to znaczy, że pora kończyć karierę - Adamek wykłada swą myśl przewodnią.

Oprócz serca u pięściarza liczy się jeszcze inny organ, o niedobór którego krytykowany był David Haye, który w lipcu nie wykorzystał szansy i mimo świetnych warunków fizycznych, przegrał z kretesem z Władymirem Kliczką. A kilka tygodni temu skończył karierę.

- Dlatego mówię - albo masz przysłowiowe jaja i walczysz jak wojownik, albo wchodzisz do ringu po to, żeby przetańczyć 12 rund i skasować swoje. Ja taki nie jestem i nigdy nie będę. Jeżeli przegrywam, to tak jak we Wrocławiu, gdy rywal jest lepszy, a nie dlatego, że nie podjąłem walki, czy nie chciałem się bić. Przegrywanie na punkty nie jest w moim stylu - dowodzi "Góral".

Walki uliczne, czyli przedsionek ringu


Czy Tomasz Adamek w dzieciństwie był zawadiaką? - Nie powiem, że nie. Stoczyłem wiele walk ulicznych. Pewnie byłoby ich więcej, a może trwałyby i do dziś, dlatego bardzo cieszę się, że już w wieku 20 lat się ożeniłem i dzięki temu przerwałem tę passę (śmiech) - opowiada.

Czyli najpierw musiał być mistrzem boksu na dyskotekach w Gilowicach, a później w Żywcu? - Może nie mistrzem, potyczki uliczne miałem nie często, ale bywały. Pojawienie się rodziny powoduje odcięcie od tego, co było. Od całej tej kawalerki, hulanki, jak to na wsiach. Bijatyki były często. Pamiętam, że mój tatuś często się bił, jego bracia też i tak to można po kolei jechać. Któż nie walczył na ulicy? - pyta retorycznie nasz pięściarz.

Pojedynków ulicznych mały jeszcze wówczas Tomuś stoczył tyle, że nie pamięta nawet, z jakiego powodu był ten pierwszy. Czy poszło, o dziewczynę, zabawkę, kawałek piaskownicy, czy jeszcze o coś innego. - W szkole biłem się bardzo często. Nic dziwnego. Trzeba to mieć - serce do walki, bez niego nie możesz być pięściarzem. Nie ma takiego boksera na świecie - nie wierzę, by był i czy w ogóle będzie, który by nie walczył na ulicy, zanim się nie dostał na ring - uważa Tomasz Adamek.

Na naszą uwagę: "Podobno Wałujew miał charakter spokojny, bardziej poety niż pięściarza", znajduje natychmiastową ripostę: - A co ma powiedzieć po porażce, że postanowił zostać politykiem, albo prezydentem?

Czy teraz już nie zaczepiają do "walk ulicznych" Tomasza Adamka? - Mam 35 lat, żonę, dzieci, stary facet jestem - gdzie ja będę walczył na ulicy?! Owszem, mogę siąść z kumplami, napić się piwa po walce, a później wrócić do domu, do rodziny, bo to jest moje życie - odpowiada nasz bokser.

Mimo niepowodzenia misji "Witalij Kliczko", Tomasz ani myśli o zmianie trenera. - Roger Bloodworth ma wciąż wiele do przekazania mi, przy nim mogę się jeszcze rozwinąć. To zresztą świetny trenery. Gdy zapytasz dzisiaj Andrzeja Gołotę o to, kto był jego najlepszym trenerem, on ci odpowie "Roger Bloodworth" - komplementuje mieszkającego w St. Louis fachowca Adamek. - Przecież w pewnym momencie nikt nie chciał Gołoty trenować, a Roger go wziął, doszedł z nim bardzo daleko i dopiero po walce z Grantem, gdzie Andrzej się poddał, powiedział: "Andrzej, wspólnie osiągnęliśmy już wszystko, co się dało. Pora się rozstać".

- Roger wiele mnie nauczył, co było widać chociażby w ostatniej walce. Przecież Kliczko wyprowadził tak wiele ciosów, a ile tak naprawdę trafiło mnie czysto? Cztery-pięć. A gdybym ich przyjął 30-40, większość na głowę?! Bracie, to waga ciężka, mógłbym po którymś z nich nie powstać - gestykuluje "Góral".

Najpoważniejszym ciosem, jaki przyjął nasz bokser, był ten pierwszy, z końca drugiej rundy. - Po nim pękł mi bębenek, w uchu słyszałem jeden świst. Pewnie niejeden by się poddał, ale ja walczyłem dalej. Jestem chłopak z gór - z krwi i kości. Do tego Roger nauczył mnie wielu uników, dzięki którym wytrwałem z ringu z Kliczką tak długo - kończy Tomasz Adamek.

Bloodworth ma bardzo dobre zdanie o Adamku. - Ma wielkie serce do walki, jest prawdziwym wojownikiem. Poza tym to jeden z nielicznych bokserów, który lepiej wypada w ringu podczas walki, niż na sali treningowej - komplementuje Roger, który prowadził też innego polskiego boksera, Andrzeja Gołotę.