POWRÓT DO WIELKIEJ GRY

Janusz Pindera, rp.pl

2011-10-14

- Wraca pan do New Jersey po dwutygodniowym pobycie w Polsce. Może lepiej byłoby tu zostać na stałe?
Tomasz Adamek: W Kearny czekają na mnie żona, córki i dom. Może kiedyś wrócę, ale nie do Gilowic, jeśli już, to do takiego miasta jak Warszawa. Tu jest ruch, tu się coś dzieje, a ja jestem człowiekiem czynu.

- Córki chciałyby wrócić?
TA: Na razie to nie one decydują. Ale z tego co widzę, wrosły już w amerykańską ziemię. Starsza ma 14 lat, młodsza 11. Od trzech lat są w USA i polubiły drugą ojczyznę. Po angielsku mówią znakomicie, uczą się bardzo dobrze.

- Oglądały walkę z  Kliczką?
TA: Z tego co wiem, po drugiej rundzie telewizor został wyłączony.

- Nie prosiły, by więcej nie wychodził pan na ring?
TA: W tej sprawie nawet żona niczego mi nie sugeruje, bo wie, że to moja praca i moja sprawa. Jak poczuję, że coś ze mną nie tak, to sam skończę. Mam dla kogo żyć, trochę już zarobiłem, więc nie będę niepotrzebnie się narażał. Ale na razie czuję się znakomicie, mogę wrócić do wielkiej gry.

- Oglądał pan na chłodno walkę z Kliczką?
TA: Kilka rund widziałem w Internecie i mogę tylko powiedzieć, że nie byłem sobą, a cios w drugiej rundzie sprawił, że długo szumiało mi w głowie. Nie chcę już do tego wracać, Witalij był lepszy, ale do boksu mnie nie zniechęcił. Za tydzień zacznę treningi. Polecę do Rogera Bloodwortha do St. Louis albo on do mnie. Nie zmienię trenera, wiele się od niego nauczyłem i jeszcze nauczę. W lutym lub marcu chcę walczyć z kimś słabszym, ale znanym, może z Jameelem  McCline'em. Później podnosimy poprzeczkę. Ziggy Rozalski miał już telefon z HBO, są zainteresowani moją walką z Davidem Haye'em lub z Chrisem Arreolą.

- Ale Haye poinformował wczoraj, że kończy karierę...
TA: Nie wierzę w takie zapowiedzi, to tylko marketing. Nasza walka byłaby hitem.

- O Kliczkach już pan nie myśli?
TA: Jak wrócę na szczyt, chętnie zmierzę się z Władymirem, to on jest prawdziwym mistrzem. Nie wcześniej jednak niż w 2013 roku.

- To dlaczego tak szybko zgodził się pan walczyć z Witalijem ?
TA: Wiedzieliśmy z Bloodworthem, że nie jestem w pełni gotowy, ale grzechem byłoby nie skorzystać z takiej propozycji. W grę wchodziły miliony dolarów, stawka była największa z możliwych, pas WBC.

- Cena była jednak wysoka, nigdy nie widziałem pana po walce tak zmęczonego i zdruzgotanego...
TA: Byłem smutny i przygaszony. Proszę mi wierzyć, nic nie boli tak jak taka porażka, nawet najmocniejsze uderzenia. Dwa dni po walce nie było już śladu po ciosach Kliczki, zostało tylko kilka sińców na czole.

- A zadra w psychice?
TA: Chyba wypadła wraz z pierwszym uśmiechem, który pojawił się w samolocie PLL LOT, gdy zamiast lecieć do USA, wracaliśmy do Warszawy, gdyż pękła szyba w kokpicie pilotów. Jak spojrzałem na trzęsące się ze strachu ręce stewarda, który próbował nalać herbaty, zapomniałem o walce.

- Nie będzie się pan teraz bał latać samolotem?
TA: Nie. Tak samo, jak nie boję się po porażce z Kliczką wejść na ring.

Rozmawiał Janusz Pindera, Rzeczpospolita