UPADKI I WZLOTY MINIONEGO TYGODNIA

Wojciech Czuba, Opracowanie własne

2011-10-08

Czyli komu się powiodło w bokserskiej dżungli i został drapieżnikiem, a komu raczej nie i przyjął rolę ofiary. Tradycyjnie zaczniemy od dobrych wiadomości.

1. Proksa mistrzem Europy!
Stało się. Polska wersja Roya Jonesa Juniora w końcu ujawniła swój długo skrywany talent. Talent ten przyćmił wręcz murowanego faworyta niemieckiej publiczności, czyli Sebastiana Sylvestra (34-5-1, 16 KO) do tego stopnia, że porozbijany były mistrz świata poddał się w obawie przed dalszym biciem. Tak oto Grzegorz Proksa (26-0, 19 KO) się raduje i jego wierni fani się radują, a cały kraj ogarnęła 'Prokso-mania'! No, może nie aż tak, ale trzeba przyznać, że chłopak z Węgierskiej Górki wszedł na bokserskie salony z przytupem.

2. Mały-wielki Japończyk.
O tym, że Japończycy to bitny naród wiadomo nie od dziś. Samuraje, kamikadze (ci w samolotach, nie te na barze) i tym podobne sprawy. Do tego niepozorny Toshiaki Nishioka (39-4-3, 24 KO), który po zaciętej i wyrównanej bitwie japońsko-meksykańskiej zwyciężył Rafaela Marqueza (40-7, 36 KO). Tym samym niepokonany od siedmiu lat czempion z Kraju Kwitnącej Wiśni po raz kolejny obronił swój pas federacji WBC w kategorii super koguciej. Wszystko wskazuje też na to, że kolejnym przeciwnikiem Nishioki będzie 'Filipiński Błysk' Nonito Donaire. Natomiast młodszy brat sławnego Juana Manuela Marqueza nie jest już niestety taki młody i w niczym nie przypomina samego siebie z czasów czterech wojen z Izraelem Vazquezem. Starość nie radość.

3. Bohaterski Barker.
Wielkie brawa należą się Wyspiarzowi Darrenowi Barkerowi (23-1, 14 KO). Może i przegrał przed czasem, ale tanio skóry nie sprzedał i kąsał jednego z najlepszych mistrzów list P4P, jak obrońcy Westerplatte naszych zachodnich sąsiadów. Udowodnił też coś bardzo ważnego, a mianowicie - siejąca popłoch i zniszczenie argentyńska 'Maravilla' jest tylko człowiekiem w co wielu wątpiło.

Teraz pora na wiadomości złe.

1. 'USS' Cunningham zatonął.
Zaczęło się źle. Nawet bardzo źle, bo już w pierwszej rundzie sympatyczny Steve znalazł się pod huraganowym ostrzałem leworęcznego Yoana Pablo Hernandeza (25-1, 13 KO). Jeden z kubańskich pocisków eksplodował z hukiem na głowie Amerykanina i uważany do tej pory za najlepszego cruisera marynarz zaczął tonąć. Osiadłszy na dnie (deskach ringu), po dość długiej chwili (trener Hernandeza Ulli Wegner twierdzi, że było to grubo ponad 14 sekund), 'USS' zdołał powrócić z morskich odmętów na powierzchnię. Kilka rund później zaczął opanowywać sytuację i łapać wiatr w żagle. Niestety w 6. odsłonie było po wszystkim. Na skutek zderzenia głowami Kubańczyk doznał kontuzji prawego łuku brwiowego. Doktor przerwał imprezę, podliczono punkty i byłemu już mistrzowi świata federacji IBF pozostało tylko płakać i zgrzytać zębami. No cóż, umarł król - niech żyje król!

2. Timothy Bradley poszedł na łatwiznę.
Zamiast skrzyżować rękawice z liderem dywizji junior półśredniej Amirem Khanem (26-1, 18 KO), 'Pustynna Burza' wybrała 40-letniego weterana po przejściach - Joela Casamayora (38-5-1, 22 KO). Kubański pięściarz imponował wysoką formą i umiejętnościami dobre 5 lat temu. Aktualnie notuje coraz to gorsze występy i walcząc z nim Timothy nie zyska praktycznie nic. Chyba, że leworęczny 'El Cepillo' będzie próbą generalną przed spotkaniem z również walczącym z odwrotnej pozycji kolegą ze stajni Top Rank, Filipińczykiem Mannym Pacquiao (53-3-2, 38 KO)? Jeżeli tak, to w tym szaleństwie jest metoda panie Bradley.

3. Polscy amatorzy.
Niestety na mistrzostwach świata w Baku nikomu z naszych się nie powiodło. Maszczyk był blisko, ale Rosjanin przegrał i co zrobić? No starają się chłopaki, tak jak w Kabarecie Skeczów Męczących 'Wywiad z Krzynówkiem': "(…) atakujemy, konsekwentnie cały czas do przodu, no staramy się (…)". Za wysokie progi dla biało-czerwonych i nic człowieku nie poradzisz. Chyba, że idąc tropem Azerbejdżanu, może by tak jakieś drobne parę milionów dolarów wepchnąć w kopercie do skrzynki AIBA? Może by jeszcze jakieś medale odsprzedali po promocyjnej cenie? Tylko najpierw trzeba by było uruchomić ogólnokrajową zbiórkę na ten cel, bo nasze ministerstwo sportu ledwo ciągnie i nie ma z czego wspomagać bokserów. Najlepiej zatrudnić Jerzego Owsiaka i jego orkiestrę! Tylko wyobraźcie sobie te niewinne dzieci z puszkami mówiące drżącym głosem: "Czy wspomoże pan Orkiestrę? Dzisiaj zbieramy na medale dla naszych pięściarzy. Pan da...". Sukces gwarantowany, bo kto dziecku odmówi?