PROKSA: NIE MA MOWY O 'SODÓWCE'

Bartłomiej Kawalec, sportowebeskidy.pl

2011-10-05

Amerykańscy eksperci są pod wrażeniem stylu z jakim na obcym terenie rozprawił się z byłym niemieckim mistrzem świata. Jak jednak zapewnia o popularnej "sodówce" nie może być mowy, a poprzeczka ląduje jeszcze wyżej co wiążę się z dodatkowymi obciążeniami podczas treningów. Zapraszamy do lektury wywiadu z mistrzem Europy w wadze średniej, Grzegorzem Proksą (26-0, 19KO).

- Naszą rozmowę należy rozpocząć od szczerych gratulacji. To kolejny milowy krok w Pana zawodowej karierze, który pozwala jeszcze bardziej realnie myśleć o tytule mistrza świata.
Grzegorz Proksa: Ślicznie dziękuje. Z pewnością to największe osiągniecię w mojej zawodowej karierze. Jestem niezmiernie szczęśliwy, niezmiernie.

- Przejdźmy jednak do samej walki z Sebastianem Sylvestrem. Od samego początku towarzyszył Panu niesamowity luz, a w ringu było chyba nieco zabawy. Mimo to na konferencji pozostał szacunek do rywala, co bardzo pochlebnie odbierane jest zarówno w środowisku jak i wśród polskich kibiców.
GP: Był pełen profesjonalizm zarówno przed, podczas, jak i po walce, dlatego nazywamy się w końcu zawodowcami. Do walki podszedłem bardzo skoncentrowany mimo, że z boku mogło wydawać się trochę inaczej. Mam po prostu taki sposób bycia, byłem całkowicie sobą idąc do ringu jak i przy ekspresywnej radości ze zwycięstwa. Nigdy nie zwracałem uwagi na to jak jestem odbierany, nie chce być więźniem opini.

- Zaraz po poddaniu się Sylvestra, Pańskim pierwszym ruchem było podbiegnięcie do narożnika Niemca i rozmowa z jego obozem. Jakie słowa padły z Pana ust?
GP: Podziękowałem mu za walkę i oddałem szacunek jego osiągnięciom bokserskim.

- Po pojedynku zagraniczne portale bokserskie określiły Pana "nową gwiazdą kategorii średniej". To chyba całkiem miłe uczucie przeczytać o sobie takie opinie. O popularnej „sodówce” nie można nawet myśleć?
GP: Nie ma mowy o sodówce. Przede wszystkim nie czuję się zawodnikiem kompletnym, wręcz przeciwnie uważam, że im więcej potrafię, tym wiecej powienienem poświęcać czasu na trening, by udoskonalać wiele elementów. Poprzeczka musi być zawieszona coraz wyżej.

- Spytać musze także o detale kontraktu na walkę. Czy poprzez to zwycięstwo nie związał się Pan czasowo na współpromocję z grupą Sauerland Event? Często takie zdarzenia mają miejsce, zwłaszcza na niemieckim ringu.
GP: Nie. Kontrakt był tylko na tę jedną walkę.

- Dotychczas walczył Pan z powodzeniem w kategorii średniej. Czy jest możliwość zejścia do niższej kategorii wagowej? Rozwiejmy także wątpliwości kibiców, którzy niedowierzają, że na co dzień Pańska waga oscyluje w granicach 80 kilogramów.
GP: Myślę że zawsze jest taka możliwość, ale musiałoby to być wielkie wyzwanie i potrzebne byłoby co najmniej pół roku.

- Co dalej z karierą Grzegorza Proksy? Obrona tytułu federacji EBU i szukanie szansy walki o mistrzostwo świata, czy spokojne wyrabianie pozycji pretendenta w rankingu jednej z federacji?
GP: Zbyt mało czasu minęło od walki, by jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Póki co w przyszłym tygodniu wybieram się z Krzysztofem Zbarskim na Wyspy Brytyjskie, gdzie na spotkaniu z Barrym Hearnem będziemy negocjować nową umowę.

- Przed Panem kilka dni odpoczynku i powrót do treningów. W mediach wiele mówi się, że potencjalnym rywalem może być Sebastian Zbik. Na ile te informację można potwierdzić i kiedy ewentualnie chciałby Pan wrócić na ring?
GP: Trzeba sledzić poczynania włodarzy federacji EBU. To oni wyznaczają oficjalnego pretendenta do walki.

- Z tytułem mistrza Europy dużo łatwiej znaleźć odpowiednich sponsorów gotowych wyłożyć na stół odpowiednią sumę i zorganizować jakże upragnioną galę z Panem udziałem na terenie kraju. W Węgierskiej Górce macie przecież odpowiednią halę.
GP: Mamy piękną halę, ale organizacja takiej gali wiążę się ze sporymi kosztami. Na Żywiecczyźnie nie brakuje pasjonatów sportu wśród zamożnych ludzi i wierzę, że jest możliwość organizacji takiego przedsięwzięcia. To byłoby coś niesamowitego dla naszych kibiców. Bez wątpienia.

- W sierpniu miałem przyjemność odpowiedzić Pański „gym” w Węgierskiej Górce i podczas realizacji materiału nagrać trening, gdzie zastałem Pańskiego syna Artura. Czy możemy spodziewać się - wzorem kilku znanych rodzin pięściarskich - kontynuacji tradycji bokserskich przez Pana syna?
GP: Niestety, ale zaraz po moim powrocie mój syn oznajmił mi, że chce zostać pięściarzerm, mimo iż do tej pory chciał być "naprawiaczem". Będzie mi znacznie łatwiej chyba jednak zrobić z niego sportowca (śmiech).

Rozmawiał: Bartłomiej Kawalec