WALCZYĆ O SIEBIE I INNYCH JAK RENE RYL

Jarosław Drozd, Opracowanie własne

2011-09-29

- Wszystko zaczęło się od mrowienia w prawej stopie, następnie w nodze i w końcu całej prawej stronie ciała, aż do głowy - tak opisuje początek swojego życiowego dramatu były znakomity pięściarz amatorski, Rene Ryl.

Urodzony 17 czerwca 1967 roku Niemiec, rozpoczął bokserską karierę w wieku 12 lat w rodzinnym Ludwigsfelde. Kiedy miał 14 lat, trafił do słynnej berlińskiej szkoły sportowej TSC, w barwach której wygrał wszystko, co było do wygrania, od kadeta do juniora. Cztery razy z rzędu zdobył tytuł mistrza NRD, wygrywał międzynarodowe turnieje, a w wieku zaledwie 17 lat został w Tampere (1984) mistrzem Europy juniorów wagi średniej. Jako nastolatek trzykrotnie zdobywał srebrne medale seniorskich mistrzostw swojego kraju, a w 1987 roku otrzymał nominację do enerdowskiej kadry na mistrzostwa Europy w Turynie. Na włoskim ringu spisał się znakomicie, przegrywając dopiero w finale wagi półciężkiej z Jurijem Waulinem. Wówczas, niemal dla wszystkich, było jasne, że to właśnie ten ciemnoskóry chłopak będzie reprezentował NRD podczas Igrzysk Olimpijskich w Seulu (1988).

- Przygotowania olimpijskie rozpocząłem bezpośrednio po mistrzostwach. Jeszcze w 1987 roku pojechaliśmy do Finlandii na obóz szkoleniowy. Czuliśmy się bardzo dumni, byliśmy przecież olimpijską kadrą narodową, a tym samym wizytówką całego narodu. Niestety podczas treningów zacząłem odczuwać mrowienie w prawej stopie, następnie w nodze i w końcu całej prawej stronie ciała, aż do głowy - wspomina Ryl.

Ani trener, ani dyrektor techniczny, ani sam Ryl nie podejrzewali wówczas, że niemiecka nadzieja na medal olimpijski cierpi na stwardnienie rozsiane. Wręcz przeciwnie, przygotowania do Igrzysk olimpijskich nabrały większej intensywności, a sam zawodnik w ich trakcie toczył kolejne walki. W 1988 roku Rene, wraz z drużyną, poleciał na Kubę na obóz treningowy.

- Nigdy na nic się nie uskarżałem, zaciskałem zęby i trenowałem. Wszystko podporządkowałem temu, by zostać mistrzem olimpijskim, ale kiedy wróciłem z Kuby do domu, czułem jak zaczynają bezwładnie opadać moje powieki i jak tracę kontrolę nad ruchami prawej nogi. Niedługo później poczułem się jak Muhammad Ali w jego walce z systemem - dramatycznie wspomina Niemiec.

Na zdjęciu: 17-letni Rene Ryl (z lewej)

Na własny koszt i ryzyko, bohater naszej opowieści zorganizował spotkanie z neurologiem. Tego samego dnia wieczorem, pięściarz z Ludwigsfelde znalazł się w szpitalu. W jednej chwili runęły wszystkie marzenia o Igrzyskach. zaczęła się inna walka... Cały miesiąc spędził w szpitalu, gdzie poddał się długotrwałemu procesowi leczenia. O czynnym uprawianiu sportu mógł zapomnieć. Po powrocie do domu długo szukał dla siebie miejsca. Skończył maturę, rozpoczął naukę zawodu stolarza, ożenił się, został ojcem, ale miał kłopoty ze znalezieniem pracy. Bywało, że przez miesiące był bezrobotny. W 1990 roku, w zaledwie 23. roku życia, choroba znowu dała mu o sobie znać. Od tej chwili właściwie towarzyszy mu na każdym kroku.

- Najbardziej gówniany był dla mnie 1993 rok - wspomina Rene. - Wiąże się z nim separacja z żoną i właściwie utrata rodziny.

W poszukiwaniu pracy Ryl postanowił na 3 lata opuścić Berlin. Po powrocie, pracował "tu i ówdzie", w niepełnym wymiarze godzin, np. jako bramkarz w klubie nocnym. Pomoc znalazł w DMSG (Niemieckim Towarzystwie Stwardnienia Rozsianego). Tam poradzono mu, by dołączył do grupy wsparcia.

- Było nas około 20 osób. Dziś jestem jedynym, który może się poruszać - mówi.

Z czasem Rene Ryl znalazł się ponownie w swoim klubie, berlińskim TSC, gdzie zatrudniono go w charakterze trenera z licencją B. Niemal równocześnie w 1998 roku zaczął pracować jako urzędnik w firmie farmaceutycznej. Pod koniec 2004 roku znalazł swoje kolejne powołanie, rozpoczynając studia na kierunku psychologii i jest bliski ich ukończenia.

W tym co robi jest absolutnym profesjonalistą. Poza pracą trenerską pomaga także trenowanym przez siebie dzieciom w nauce, prowadząc korepetycje z języka niemieckiego i matematyki.

- Sama umiejętność boksowania im nie wystarczy - twierdzi. - Musimy przygotować tych chłopców na wszystkie niespodzianki życia codziennego.

Prezentowany przypadek Rene Ryla, to opowieść o harcie ducha, niezłomności i wytrwałości, które pomagają naszemu bohaterowi toczyć każdego dnia zwycięską walkę z chorobą. Były pięściarz ma nadzieję, że jego pełna dramaturgii historia będzie miała pozytywny wpływ nie tylko na sportowców, ale i na wszystkich ludzi, którzy muszą toczyć bój o własne zdrowie i życie. Dla mnie i zapewne dla wielu z Was pozostał sportowcem i ...człowiekiem z najwyższej półki.