ARTYŚCI RINGU: DARIUSZ MICHALCZEWSKI

Jakub Biluński, Opracowanie własne

2011-09-18

Dariusz Michalczewski zdejmuje futro od Gucciego, rozsiada się w fotelu i prosi kelnera o wodę niegazowaną. Co robi mistrz na sportowej emeryturze? Marzy o tym, by poświęcić się temu, co lubi najbardziej. Czyli wynajdywaniu bokserskich talentów oraz bywaniu na imprezach. I to nie byle jakich imprezach. Na przykład na 19 września na „męską wódkę" zaprosił go znany prawnik z Hanoweru Götz von Fromberg. Na imprezę ma wpaść były niemiecki kanclerz Gerhard Schröder (Fromberg prowadził jego sprawy rozwodowe), członkowie zespołu The Scorpions i wielu innych VIP-ów.

Jest też inny Michalczewski. Ten, który już bez futra od Gucciego zjawia się w prowincjonalnych klubach Oleśnicy, Braniewa, Oświęcimia, Tarnowa, Ciechanowa czy Gubina. Wkłada dres i pokazuje, jak bić w worek. Na koniec treningu rozdaje swym przyszłym następcom rękawice bokserskie czy buty albo instaluje w sali treningowej ufundowany przez siebie sprzęt. Publiczny wizerunek ''Tigera'' opiera się na dychotomii futro-dres. Michalczewski jest najczęściej postrzegany przez pryzmat swoich dzisiejszych zajęć, wielu kibiców podnosi również kwestię niemieckiego obywatelstwa. W tym wszystkim ginie gdzieś jeden z najciekawszych stylowo wielkich bokserów, nieśmiertelny król Hamburga, oryginalny ''Tiger''.

Kiedy Sugar Ray Robinson przyjechał do Paryża, francuscy dziennikarze sportowi porównywali jego boks do baletu Lifara, powieści Flauberta i wierszy Mallarme'a. Gdyby Michalczewski trafił do stolicy Francji w 1950 roku, mógłby być uznany za bokserski odpowiednik Le Corbusiera, którego sztandarowy budynek (Jednostka Marsylska) powstawał w latach 1946-1953. Szwajcarski architekt wierzył, że forma wynika z funkcji, ornament był dla niego - niczym dla innego papieża nowoczesności, Adolfa Loosa - niewybaczalną zbrodnią. Zastosowanie surowego betonu (francuskie béton brut) w Jednostce Marsylskiej zapoczątkowało nowy kierunek w architekturze zwany brutalizmem. Z jednej strony był zmysłowy, agresywny, jakby odpowiadał na powojenne zapatrywanie na ciemne siły tkwiące w człowieku, a z drugiej strony wprowadzał elementy rzeźbiarskie, stając w opozycji do gładkiego, korporacyjnego modernizmu lat 50. Styl ''Tigera'' polegał na wywieraniu na rywalu nieustannej presji, której podstawą był lewy prosty, morderczo funkcjonalne dłuto zajmujące miejsce wśród najlepszych jabów w historii boksu. Kolejnym uderzeniem, które Dariusz doprowadził do perfekcji, był lewy sierpowy. Za tymi ciosami szedł bardzo dobry prawy prosty. Michalczewski to béton brut, surowa, lecz nigdy prymitywna egzekucja fundamentów. Do tego szybka praca nóg poparta żelazną kondycją. Przypomnijmy, że Dariusz wychował się na gdańskim osiedlu Przymorze, w falowcu autorstwa polskich architektów zafascynowanych Jednostką Marsylską. I choć falowiec nie był arcydziełem, jego mieszkaniec stał się doskonałym hołdem dla koncepcji Le Corbusiera, niezawodną w ringu Jednostką Gdańską. Czasy przełomu, w jakich żył Michalczewski wymagały nowego, bokserskiego brutalizmu, którego twórcą okazał się Polak.

W 1996 roku, po słabej walce ''Tigera'' z Graziano Rocchigianim, Fritz Sdunek został głównym trenerem Universum. Michalczewski współpracował ze Sdunkiem już w czasach amatorskich, zdobywając pod jego kierunkiem mistrzostwo Niemiec i mistrzostwo Europy. Lata 1996-2002 były latami ''Tigera''. Enerdowski lis udoskonalił technikę i taktykę Dariusza, a przede wszystkim zadbał o legendarne już przygotowanie fizyczne Michalczewskiego. Czas powrotu do normalnego rytmu serca, tzw. restytucja tętna spoczynkowego, jest jednym z istotnych parametrów wytrzymałości. Im szybciej to następuje, tym lepsza jest wydolność zawodnika. W przerwach między rundami Michalczewski zdawał się całkowicie odzyskiwać energię z początku walki. Miał niesamowitą restytucję. Skupmy się teraz na bokserach ze Stanów Zjednoczonych, których ''Tiger'' pokonał. Byli wśród nich Virgil Hill i Montell Griffin. Hill przystępował do walki z Michalczewskim opromieniony zwycięstwem w starciu z Henrym Maske, największym idolem niemieckich kibiców. ''Quicksilver'' Virgil posiadał jeden z najlepszych jabów w historii wagi półciężkiej, ale w pojedynku z ''Tigerem'' musiał uznać wyższość béton brut. Montell Griffin również był pięściarzem o fantastycznej technice, niezwykle trudnym do trafienia, jego dwa zwycięstwa z Jamesem Toneyem mówią same za siebie. Michalczewski zjadł Griffina w czwartej rundzie. ''Ice'' i ''Quicksilver'' reprezentowali klasę światową, ich skalpy mają wartość bezcenną. Kiedy jednak mówimy o wielkich walkach ''Tigera'', nieuchronnie powraca motyw pojedynku z Royem Jonesem Juniorem. Wbrew pozorom Dariusz nie stałby w starciu z Amerykaninem na straconej pozycji. Styl tworzy walkę - Michalczewski świetnie skracał ring, był bardzo odporny na ciosy i mógł geniuszowi Jonesa przeciwstawić swój własny. Bazujący na nadnaturalnej szybkości Roy właściwie nie używał jabu, podczas gdy lewy prosty ''Tigera'' nie tolerował u przeciwnika żadnej słabości. Na niekorzyść Michalczewskiego przemawiałaby zbyt statyczna obrona, prawdopodobnie w kilku pierwszych rundach Jones miałby największe szanse na znokautowanie Polaka. Roy również nie zwykł przecież wybaczać. Niestety rozważania na temat tej walki są czysto teoretyczne i w większej dawce stają się jałowe. Żal pozostaje.

- Doznałem wszystkich honorów, przyjmowałem wszystkie sportowe wyzwania, zaspokajałem ambicję, zarobiłem w krótkim czasie dużo pieniędzy, ale jednego jeszcze nie wiem - jak to jest, kiedy podnosisz się po porażce i walczysz dalej - stwierdził kiedyś Michalczewski. Porażki w końcu przyszły, ale ''Tiger'' zniósł je z honorem. Gonzalez i Tiozzo nie zachwiali dziedzictwem Dariusza, który ma zapewnione miejsce w bokserskim Hall of Fame. Mark Wahlberg powinien wystąpić na ceremonii przyznania członkostwa.

* Wykorzystano fragment artykułu Tomasza Molgi. Data imprezy u prawnika jest fikcyjna.