ŁATWA KASA?

Wojciech Czuba, Boxing News

2011-09-17

Stało się. Już dzisiaj do ringu powraca marnotrawny syn boksu zawodowego, niepokonany i wciąż szalenie popularny Floyd Mayweather Jr. (41-0, 25 KO), który skrzyżuje rękawice z szybkim i mocno bijącym, leworęcznym mistrzem świata. Niestety ten szybki i mocno bijący, leworęczny mistrz świata to nie król rankingów P4P - Filipińczyk Manny Pacquiao, tylko jego łagodniejsza wersja, Kalifornijczyk Victor Ortiz (29-2-2, 22 KO).

24-letni champion federacji WBC w kategorii półśredniej jest dekadę młodszy od Mayweathera, dużo mniej znany i utalentowany. Dlatego nie dziwi fakt, że chociaż dzierży mistrzowski pas, to przez zdecydowaną większość fachowców skazywany jest dzisiaj na porażkę. Nie zmienia to jednak faktu, że 'Vicious' i tak wierzy w swój sukces, a niezwykłe umiejętności 'Pretty Boya' nie robią na nim żadnego wrażenia.

- Floyd to dobry pięściarz, ale nigdy nie uważałem go za kogoś wyjątkowego - wyznaje niewzruszony Victor. - Gdy byłem młodym chłopcem, imponował mi Oscar De La Hoya, Shane Mosley, czy Bernard Hopkins. To prawdziwi mistrzowie, którzy w czasach swojej świetności wprawiali mnie w zachwyt. Kimś takim nigdy nie był Floyd i dlatego na pewno nie przestraszę się go tak, jak 41 jego poprzednich ofiar. Nie obchodzi mnie co wniesie do ringu. Wiem, że jest do pokonania i ja tego dokonam! - zapowiada odważny Kalifornijczyk.

Bez wątpienia Ortiz to twardy chłopak. Już jako 8-letnie dziecko został opuszczony przez matkę, a 4 lata wcześniej zostawił ich ojciec. Victor wychowywał się więc w rodzinach zastępczych, bez pomysłu na dalsze życie, aż w końcu zaczął trenować boks i zaczął odnosić sukcesy. Najpierw występował pod szyldem grupy Top Rank, a następnie przeszedł do jej wielkiego rywala, czyli Golden Boy, gdzie stał się jednym z jej flagowych pięściarzy.

Ten urodzony w Garden City w Kansas wojowniczy mańkut posiada dynamit w rękawicach, a podczas walk gwarantuje emocje. W swoim ostatnim pojedynku pokazał olbrzymie serce i determinację, zwyciężając niepokonanego wówczas Andre Berto (28-1, 22 KO) i odbierając mu po dramatycznych i ekscytujących 12. rundach mistrzowski pas. Stało się to zaledwie kilka miesięcy po rozczarowującym remisie z niewygodnym i przypominającym nieco swoim stylem walki Floyda 27-letnim Lamontem Petersonem (29-1-1, 15 KO). Nasuwa się zatem pytanie, czy nie potrafiący wykończyć Petersona Victor, będzie w stanie zdziałać cokolwiek przeciwko o niebo lepszemu Mayweatherowi?

Jedyna nadzieja w sile ciosu 'Viciousa' i tym, że wracający do ringu po 16-miesięcznej przerwie były wielokrotny mistrz świata zardzewiał, a jego umiejętności uległy korozji. Na to się jednak nie zanosi.

- Wszyscy mówią, że nadal jestem w formie. Wszyscy mówią, że ruszam się wciąż jak młody chłopak i ciągle czuję się wyśmienicie gdy wchodzę do sali treningowej - wyjaśnia z uśmiechem na ustach czarnoskóry milioner.

Znany z perfekcjonizmu Mayweather potraktował Ortiza bardzo poważnie. Jak zapewnia, przebywał na najdłuższym obozie treningowym w swojej karierze, a za sparing partnerów służyli mu wysokiej klasy mańkuci, tacy jak Sechew Powell (26-3, 15 KO), Deandre Lattimore (22-3, 17 KO) i Kassim Ouma (27-8-1, 17 KO). Floyd jest tak pewny swojej formy, że zaproponował nawet promotorowi Ortiza, Oscarowi De La Hoya i jemu samemu zakład, w którym zwycięzca pojedynku bierze wszystko.

Prawdopodobnie zobaczymy dzisiaj dobre widowisko w którym agresywny mistrz świata WBC, będzie starał się zaatakować od pierwszych sekund walczącego na swoim terenie rywala. Być może uda mu się go zaskoczyć tak, jak Shane’owi Mosleyowi podczas 2. rundy ich pojedynku rozegranego w 2010 roku i w przeciwieństwie do 'Słodkiego' Victor sprawi sensację i dokończy dzieła zniszczenia.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują jednak, że Floyd będzie dla Ortiza za sprytny, a jego doskonała defensywa - murem nie do przebicia dla młodego siłacza. Czyżby więc kolejna łatwa kasa dla 'Moneya', a na horyzoncie super walka z 'Pacmanem'? Kto wie, ale parafrazując znane przysłowie: nie chwal nocy, przed wschodem słońca, panie Floyd...