KLICZKO: JUŻ W PIERWSZEJ RUNDZIE TO CZUŁEM

Tomasz Kalemba, Onet

2011-09-12

- Byłem trochę rozczarowany tym, że arbiter przerwał walkę, bo byłem bliski posłania Adamka na deski. Sędzia postąpił jednak słusznie, bo najważniejsze jest zdrowie zawodnika - powiedział Witalij Kliczko, który po raz ósmy z rzędu obronił tytuł mistrza świata w wadze ciężkiej w boksie federacji WBC. Ukrainiec pokonał na Stadionie Miejskim we Wrocławiu Tomasza Adamka. W dziesiątej rundzie sędzia został zmuszony do tego, by przerwać ten nierówny bój.

- Od początku kontrolował pan wydarzenia na ringu. To była chyba łatwa walka dla pana?
Witalij Kliczko: Ta walka może wyglądała na łatwą, ale zapewniam, że wcale tak nie było. Tomasz to bardzo szybki i inteligentny pięściarz, ale niestety nie nadaje się on do wagi ciężkiej. Mimo tego, bardzo poważnie podchodziłem do tego starcia. Przeszedłem solidne i ciężkie przygotowania. Nawet miałem kilka siniaków (śmiech).

- Czy to znaczy, że nie widzi pan miejsca dla Adamka w królewskiej kategorii wagowej?
WK: Nie można zostać pięściarzem wagi ciężkiej tylko dlatego, że nabija się wagę. Nie wystarczy więcej jeść. Po prostu trzeba być dużym. Trzeba się urodzić już prawdziwym ciężkim. Tomasz to najlepszy pięściarz na świecie, ale nie w wadze ciężkiej. To był jego błąd, że przeniósł się do tej kategorii wagowej

- Kiedy pan poczuł, że ta walka nie będzie trwała dwunastu rund?
WK: Już w pierwszej rundzie.

- W pierwszej rundzie?!
WK: Tak. Już wówczas zauważyłem, że Adamek popełnia błąd. Kiedy uderzał lewą ręką zostawiał mi ułamki sekund na to, bym mógł wyprowadzić cios prawą ręką. Wielokrotnie w takich sytuacjach myślałem, że może teraz muszę to wykorzystać. Nie napalałem się jednak, nie gorączkowałem. Wiedziałem bowiem, że znokautowanie Adamka to tylko kwestia czasu. Przy moim doświadczeniu nie mogę napalać się na zadawanie ciosów. Muszę dokładnie pracować nad tym, by ciosy były jak najbardziej precyzyjne.

- Czy już od pierwszej rundy miał pan motywację do tego, by zakończyć walkę przed czasem?
WK: Jak już wspominałem, na samym początku walki zauważyłem, że mogę ją zakończyć przed czasem. Byłem oczywiście jednak przygotowany na stoczenie dwunastu rund. Byłem naprawdę w dobrej formie, dlatego tylko kwestią czasu było, kiedy zakończy się ta walka. Chciałem wyprowadzić jeden porządny i celny cios.

- A nie zaskoczyło pana, że stosunkowo łatwo trafiał pan rywala i przy okazji mocno, a ten wciąż stał w ringu?
WK: Kilka razy rzeczywiście porządnie trafiłem Adamka w głowę. To były naprawdę mocne ciosy i byłem zaskoczony, że on wciąż stał na nogach. W czwartej rundzie trafiłem go nawet tak mocno, że aż zabolała mnie ręka, a on wciąż nie padał. Byłem zaskoczony. Tomasz jest naprawdę odporny na mocne ciosy.

- A kiedy sędzia przerwał walkę nie był pan rozczarowany tym, że nie pozwolił panu dokończyć dzieła zniszczenia?
WK: Rzeczywiście byłem trochę rozczarowany, bo byłem już bliski posłania Adamka na deski. Sędzia postąpił jednak słusznie, bo najważniejsze jest zdrowie zawodnika. Adamek przyjął wcześniej naprawdę bardzo dużo ciosów. Wiem, że gdyby walka trwała dalej, to jeszcze kilka razy trafiłbym go mocno.

- Czy dla pana takie rozstrzygnięcie walki było niespodzianką?
WK: Chyba tak, bo Adamek jeszcze nigdy nie przegrał przed czasem. To z pewnością jest niespodzianka dla wielu.