ADAMEK I KLICZKO NA WYSTAWCE W SKLEPIE

Michał Karbowiak, Radosław Leniarski, Sport.pl

2011-09-07

Dajcie go tu! Dajcie go nam! - krzyczały dziewczyny, gdy Tomasz Adamek (44-1, 28 KO) trenował w galerii Magnolia. Nie spuszczał go z oka mistrz świata i sobotni rywal Witalij Kliczko (42-2, 39 KO).  Adamek wreszcie wyjechał z leśnej głuszy, w której się ukrywa, i wpadł prosto w łupiące po głowie rytmy techno o 110 decybelach. Trenował przy nich na ringu ustawionym w głównym pasażu galerii.

Po raz pierwszy Polak był tak bardzo schowany przed kibicami przed pojedynkiem i po raz pierwszy został zmuszony do udziału w reklamowym show przed walką. Bo im więcej transmisji w systemie pay-per-view zostanie sprzedane, tym więcej zarobi Adamek.

Miejscowość, gdzie przygotowuje się do walki z Kliczką polski pięściarz po powrocie z USA i z Gilowic, jest oddalona o 40 km od Wrocławia. Jej nazwa jest pilnie strzeżoną tajemnicą, aby nikt mu nie przeszkadzał.

Czegoś takiego dotąd w karierze Adamka nie było. Polak zawsze słynął z żelaznej psychiki. Do ostatniego dnia przed walkami, a nawet w dniu pojedynków, spotykał się z przyjaciółmi, kibicami, dziennikarzami. Teraz - również po raz pierwszy, jeśli nie liczyć krótkiej sesji w łódzkiej Manufakturze przed pojedynkiem z Andrzejem Gołotą - znalazł się w samym środku tłumu kibiców. Można podejrzewać, że gdyby miał wybór, nie pojawiłby się w napakowanej ludźmi Magnolii. Sklepy opustoszały, przez zbity, tysięczny tłum wokół ringu nie można się było przedrzeć.

Wejście Adamka zaanonsował znany amerykański pięściarski zapiewajło Michael Buffer, autor okrzyku "Let's get ready for the rumble" słyszanego przed każdą wielką walką. Otrzymał równie rzęsiste brawa co obaj pięściarze.

- Boże, jaki ten nasz Adamek drobniutki. Gdzie jemu tam do wagi ciężkiej - mówiła pani Krystyna, próbując przecisnąć się do barierek, by zobaczyć polskiego boksera, i słuchając "Nie zapomnij, skąd tutaj przybyłeś" Funky Polaka, hymnu Adamka.

Adamek jest robotnikiem ringowym w czystej postaci i w środę znów to potwierdził. Nawet na treningu-show dla kibiców wylał mnóstwo potu: walcząc z cieniem runda po rundzie, tarczując z trenerem Rogerem Bloodworthem.

Kiedy z ruchomych schodów zjeżdżał Witalij Kliczko - co zaskakujące pojawił się na nich wkrótce po wejściu do ringu Polaka - Adamek zaśmiał się tylko do Bloodwortha.

Kliczko rozsiadł się w pierwszym rzędzie przy ringu w pozie zrelaksowanej, ale oka nie spuścił z ćwiczącego Adamka. Podobnie pilnie obserwował Polaka wieloletni niemiecki trener Ukraińca Fritz Sdunek. Od czasu do czasu wymieniali uwagi, kiedy były mistrz świata dwóch kategorii wagowych dwoił się i troił w ringu.

Kliczko nie należy do gatunku pięściarzy rzemieślników. Jego trening był zabawą w porównaniu z ćwiczeniami Adamka - taką samą, w jaką bawi się przed każdym swoim pojedynkiem. Jego publiczny trening wyglądał dokładnie tak jak przed pojedynkiem w Gelsenkirchen z Albertem Sosnowskim. Znów były zabawy z piłeczkami tenisowymi, punkt obowiązkowy w repertuarze wszystkich trenerów związanych z radziecką szkołą boksu, a jej wybitnym przedstawicielem jest były enerdowiec, 64-letni Sdunek, był zawodnik Lokomotiwu Greiswald i Traktora Szwerin.

Panu Sławomirowi Adamek podobał się o wiele bardziej niż Kliczko. - Jest bardziej giętki. I szybszy. Kliczko wydaje się o wiele bardziej toporny. W tej walce technika zmierzy się z siłą. Mam nadzieję, że górą będzie technika Tomka. Nie byłbym Polakiem, gdyby nie wierzył, że wygra.

Z żoną Dorotą z miejsca pojechał do siedziby arcybiskupstwa wrocławskiego, by spotkać się z legendarnym wrocławskim duchownym - kardynałem Henrykiem Gulbinowiczem.

- Przed spotkaniem ksiądz kardynał złapał mnie za rękę i zapytał, czy aby Tomek wie, że on nie boksuje - opowiadał obecny na spotkaniu prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz.

Kardynał i pięściarz pomodlili się wspólnie, po czym Adamek otrzymał od duchownego srebrny pierścień wydany na 1000-lecie archidiecezji wrocławskiej.