IMPROWIZORKA NA MEDAL, CZY RĘKA W NOCNIKU?

Bartłomiej Czekański, Słowo Sportowe

2011-09-05

10 września ok. godz. 23.00 polski góral, Tomek Adamek zabiega ukraińskiego robota Kliczkę i zostanie mistrzem świata wszechwag WBC na wrocławskim stadionie, który… jest za długi. Nie jestem pierwszym naiwnym i wiem, że nawet największe imprezy sportowe, tak fajnie wyglądające w telewizji przy pełnych trybunach, często są organizowane na ostatni moment, z dużą dozą improwizacji. Nadchodząca (10 września) walka Adamek-Kliczko we Wrocławiu przebija jednak wszystko!

Z ramienia Ziggy Rozalskiego, a potem także i telewizji Polsat, współorganizowałem dwie wrocławskie walki Andrzeja Gołoty w Hali Ludowej (bo taka była wtedy jej nazwa). Przed pierwszą, z dwukrotnym mistrzem świata wszechwag Amerykaninem Timem Witherspoonem w 1998 roku, z obłędem w oczach przybiegł do mnie mój późniejszy i dzisiejszy przyjaciel Ziggy i rzekł błagalnie:

- Bartek, red. Andrzej Kostyra miał zrobić oficjalny, piękny i kolorowy program na tę walkę, zaczął nawet zbierać materiały, lecz pojechał na urlop i zostaliśmy z ręką w nocniku. Ratuj!
- Ile mam czasu? - zapytałem nieśmiało.
- Dzisiejszą noc - wypalił Ziggy nie patrząc mi w oczy.

Zdążyłem. Program wyszedł bardzo fajny i mogę się nim pochwalić do dziś. Przy tej polsatowskiej i „piastowskiej” (taaa, mieliśmy jeszcze wtedy takie piwo we Wrocławiu, wówczas właścicielem browaru był Ryszard Varisella) imprezie było trochę polityki i lansowania Władka Frasyniuka, co się Rozalskiemu nie podobało. Ja też miałem swoich wrogów, którzy wieczorem w drukarni kazali usunąć moje nazwisko, jako autora oficjalnego programu na ową walkę Gołoty. Honorowy Ziggy na to się nie zgodził. Zbyt późno zdał sobie także sprawę, że wyznaczono za wysokie ceny biletów. Był wściekły, lecz było już za późno na zmianę!  I stał się paradoks, bo bezpośrednia transmisja Polsatu z tej gali, to do dziś niepobita liczba widzów przed telewizorami, jeśli chodzi o wydarzenie sportowe, natomiast, żeby zapełnić samą Halę Ludową, trzeba było w ostatnim momencie rozdać za darmo bardzo wiele wejściówek!

W wydrukowanym programie zawodów nie było nic o tzw. przedwalkach, bo te kontraktowano niemal do ostatniego momentu przed galą. A pojawiły się takie nazwiska, że do dziś możemy mówić, iż była to najlepiej obsadzona bokserska impreza w Polsce, o co zadbała grupa zawodowa Main Events. Witherspoon, Gołota, Jesus Chavez, Jeremy Williams, Tonczo Tonczew itd. No i amerykański ring, przywieziony przez Ziggy’ego, pozostał w naszej Gwardii Wrocław, acz potem były jeszcze o niego nieprzyjemne boje. Rozalski twierdził, że nie taka umowa była...

Pamiętam, że za konferansjera wtedy robił aktor Paweł Deląg. Miał fantastyczny głos, tyle że nie przygotował się do lekcji i nie umiał prawidłowo przeczytać werdyktu sędziowskiego. Ponoć zainkasował ze trzy tysiące dolców. Faktem jest, że sama impreza przebiegła bardzo sprawnie. Walka za walką. Nie było jednak żadnych fajerwerków, pokazów itp. Czysty boks. Ale ze smaczkami. Obóz Witherspoona zakwaterował się we wrocławskim Novotelu. Tam też na drinka wpadał młody pięściarz wagi ciężkiej Gwardii Wrocław, z którym miałem zresztą okazję trenować, Bodzio Sielicki. Bodzio uznał, iż nie jest gorszy od dwukrotnego amerykańskiego mistrza świata i chciał mu to pokazać od razu na miejscu w restauracji Novotelu. Sierpowym trafił jednak trenera Tima i zrobiła się chryja. Jakoś to rozładowano, ale obóz Jankesa początkowo uznał, że to Gołota nasyła na rywala chuliganów, żeby go zastraszyć przed pojedynkiem. Ekipa amerykańska zamierzała więc zerwać imprezę i wyjechać z Polski. To była realna groźba, lecz jakoś udało się gości udobruchać. A Andrzej Gołota, który przygotowywał się do tej walki w Lubuskiem, w ośrodku w Radzyniu nad jeziorem, wręcz się zagotował, gdy usłyszał co spotkało team Witherspoona. Do dziś brzmi mi w uszach jego podniesiony głos, gdy kogoś tam (nie zdradzę kogo) objeżdżał: - Czy wy niczego nie umiecie normalnie zorganizować?! Jak mogliście dopuścić do ataku na Tima i jak ja teraz wyglądam?

Z tym Radzyniem związana jest jeszcze jedna anegdota. Otóż pijar imprezy powierzono jakiejś firmie z Warszawy. I panienka z owej firmy zasłynęła tym, że zaprosiła do Radzynia wozy transmisyjne różnych telewizji, radia, fotoreporterów i nas dziennikarzy piszących. Tyle tylko, że wcześniej nie poinformowała o tym Gołoty. Ten poczuł się obrażony, zbiesił się i nie wyszedł do żurnalistów, ani nie wpuścił ich na swój trening. Pozostało nam tylko pogadać z jego szkoleniowcem Rogerem Bloodworthem (dziś opiekunem Adamka – acz do tego trenera, mimo całej sympatii, nie mam jakoś przekonania) i sparingpartnerem Nate Tubbsem. Z tego co pamiętam, to Endrju za wypunktowanie w 10 rundach Whiterspoona zarobił wówczas ponad 200 tysięcy dolarów.

Kciuk ci w oko, czyli piękna Paulina

Druga zwycięska walka Gołoty w Hali Ludowej, tym razem  w 1999 roku, z przeciętniakiem Navarre była już przygotowana bardziej pieczołowicie. Polsat założył specjalną osobną firmę, która miała zorganizować całą tę imprezę. Szefował jej rzutki luzak Domiki Libicki, który teraz jest już facetem w garniturze, czyli prezesem cyfrowego Polsatu. Tylko nadal nosi długie włosy. Pomagałem mu. Oprócz tego, byłem wówczas menago Dolnoślązaka Przemka Salety (wcześniej chodził razem z moją żoną do postawówki w Bystrzycy Kłodzkiej), który na tej samej gali wygrał z Rodolfo Marinem przez wsadzenie rywalowi kciuka w oko. Przemo zamieszkał wówczas w hotelu Monopol (tam ponoć uda się też teraz Adamek, lecz po remoncie to przecież już inny Monopol) i szpanował głośnym, acz krótkotrwałym,  romansem z młodą gwiazdką jednego z naszych telewizyjnych seriali Pauliną Tomborowską. Wtedy też w jednej z przedwalk Tomek Adamek w wadze półciężkiej pokonał przez TKO w trzeciej rundzie Bułgara Milko Stojkowa. Była to trzecia wygrana „Górala” na zawodowym ringu. Nikt wtedy nie podejrzewał, że w boksie zajdzie aż tak daleko! W każdym razie, ta druga gala Gołoty była już daleka od improwizacji.

Wiemy, że… nic nie wiemy?

Za to, to co się dzieje teraz z wrocławską walką Adamek-Kliczko przebija wszystko. Nawet to, że w 1992 roku w dzień finału indywidualnych mistrzostw świata na żużlu, organizowanym przez Spartę ASPRO, malowano jeszcze park maszyn na naszym Stadionie Olimpijskim i wszyscy zawodnicy nieźle się uświnili tą farbą. Teraz jest jeszcze gorzej. Słońce Wrocławia, czyli prezydent 1000-lecia Rafał Dutkiewicz, z uśmiechem na ustach oznajmia, że dostanie pozwolenie policji na organizowanie tej wielkiej bokserskiej gali na trzy dni przed nią! I według wspomnianego prezia, to wcale nie jest tak późno, bo przecież… zostaną jeszcze trzy dni i noce na zrobienie jakichś poprawek! A mówimy tu o imprezie na 43 tysiące ludzi! Na stadionie, gdzie tak naprawdę nic nie jest jeszcze dostatecznie sprawdzone! Kto na siebie weźmie aż taką odpowiedzialność za ewentualną (tfu! tfu!-odpukać!) tragedię, np. pożar czy panikę na wypełnionych trybunach?

A może cyniczna i bezwzględna polityka weźmie górę i policja, w końcu pod rządami PO, zechce utrzeć nosa ugrupowaniu Dutkiewicza, które pragnie wejść do senatu jako „sprawni samorządowcy” i nie da imć Rafałowi zgody na tę imprezę? Będzie skandal na cały świat, czy Dutkiewicz zaryzykuje i na własne ryzyko obejdzie się bez ewentualnej akceptacji policji? Acz twierdzi, że nie zrobi tego. Pożyjom, uwidim. To główna niewiadoma, lecz nie jedyna.  Na minione  piątkowe przedpołudnie umówiłem się na rozmowę z panią Kingą Szmyd, która jest pijarowskim menedżerem firmy SMG, zarządzającej stadionem na Maślicach, a raczej na Pilczycach. To bardzo sympatyczna, przemiła i otwarta pani - dobrze, że my dziennikarze możemy z nią pogadać - ale chyba i ją niezbyt dobrze informują. Bo czegóż się nie dowiedziałem w trakcie naszej pogawędki? Nie dowiedziałem się, o której rozpoczną się walki, a tylko, że stadion dla widzów zostanie otwarty w sobotę 10 września o godz. 17 (to pewnie, jak podejrzewam,  na ringu zaczną się bić gdzieś ok. godz. 18). A o skład i kolejność przedwalk nawet już nie pytałem. Ring z Polski, czy przywiozą go z Niemiec? Nie wiadomo. Kto będzie konferansjerem, czy np. legendarny Michael Buffer ze swoim sławnymi, opatentowanym okrzykiem „Let's get ready to RUMBLE!!!!!!”, a kto mu do pomocy z Polski? Nie wiadomo, bo ponoć scenariusz imprezy… układany jest w wielkiej tajemnicy (a niby czemu?). Czy na stadionie będą telebimy, bo z górnych rzędów, także tych prasowych, będzie widać na ringu tylko małe ludziki?  Nie wiadomo. A dziennikarzy wraz z ekipami telewizyjnymi ma być 400-500. Czy w razie deszczu kibice siedzący przy ringu i płacący najwięcej za bilety będą jakoś zabezpieczeni przed zmoknięciem, bo te miejsca miały zostać przykryte prowizorycznym dachem? Ring ma być zadaszony, a fani… zostaną zabezpieczeni przed deszczem. Będzie im się więc rozdawało parasolki czy peleryny?

Co wiadomo na tydzień przed galą? Że sprzedano wszystkie bilety (a kosztowały od 80 d 2950 zł), no chyba, że pojawią się koniki. Kupowali Polacy, Ukraińcy, Niemcy, Anglicy, a nawet Szwajcarzy... Że gościem honorowym będzie koszykarz NBA Gortat z tatą, byłym bokserem i bratem Robertem - obecnym pięściarzem zawodowym średniego kalibru. O tym , że rzekomo mieliby się pojawić Schumacher i Podolski organizatorzy nic nie słyszeli. Fakt prasowy?  Dopiero w piątek o godz. 16, czyli po moim fajrancie, miła i uczynna Kinga Szmyd wysłała nam na mejla info, że ja dostałem akredytację na galę, ale - w sobotę - okazało się, że  już nasz foto Krzysiek Ziółkowski nie dostał. Zbyt późno takie odmowy przychodzą, zwłaszcza dla żurnalistów przyjezdnych! Ale przynajmniej, na szczęście, z owego piątkowego  mejla pani Kingi dowiedziałem się, że dziś, w poniedziałek, o godz. 15 odbędzie się konferencja prasowa w Ratuszu, a w środę otwarty trening obu pięściarzy o godz. 15 w Magnolii, zaś w piątek oficjalne ważenie zawodników też o godz. 15 w siedzibie ATM na Bielanach (i nie wiadomo po co każą nam tam być zawsze godzinę wcześniej, jakby dziennikarze nie mieli nic innego do roboty poza galą Adamek-Kliczko!). Co za rozrzut po całym mieście! To informacje z piątku z godziny 16, na tydzień przed tak wielką galą! Czyli „fajna” informacja i „fajna” improwizorka. Ta impreza pewnie się uda (i za to jako wrocławiak z urodzenia trzymam kciuki!), bo u nas najlepiej udaje się właśnie prowizorka. Tylko gdzie kucharek sześć…  Jak rozumiem, galę organizuje firma K2 należącą do braci Kliczków, ale też przecież SMG, miasto Wrocław, Main Events itd. Kto się w tym wszystkim połapie? Może stąd tyle niewiadomych? Ale i tak dziękuję sympatycznej pani Szmyd z SMG, że zechciała poświęcić mi kilka chwil, jako przedstawicielowi „Słowa Sportowego”. Tylko co z tą akredytacją dla naszego foto?!

Stadion za długi, czyli kolejny pomnik ”Dutka”

Tak się zastanawiam, czy jeśli piłkarski Śląsk nie zagra tak, jak tego od niego oczekujemy, czyli po europejsku, a po Euro 2012 SMG nie udźwignie ciężaru utrzymania takiego kolosa jak Stadion Miejski, to co, zostanie on zburzony, jak to się przydarzyło np. Portugalczykom? A nasz stadion jest przecież… za długi. To znaczy, jest zbudowany za długi nasze, bo miasto wzięło niebotyczny kredyt i pewnie za długi naszych dzieci. Prezydent Dutkiewicz już za życia ma swój pomnik, czyli fontannę na Pergoli, ale ten stadion jest trochę za drogi i niepewny jak na kolejny pomnik wrocławskiego prezydenta 1000-lecia, ksywa: „Grzech się nie zadłużać”. Koszt samego „Miejskiego” to 853 423 000 zł. Czy to kiedykolwiek się zwróci?  A może lepiej było od nowa zbudować Stadion Olimpijski przy Paderewskiego, jak to zrobili Angole ze swym Wembley? Olimpijskiego na pewno nie trzeba będzie burzyć, choćby dlatego, że jeżdżą tam żużlowcy Sparty.
 

No cóż, mam nadzieję, że jak już w sobotę Adamek pokona Kliczkę, to nie będzie takim prowizorycznym mistrzem wagi ciężkiej, jak gala na którym zdobędzie (oby!) tytuł WBC!

Bartłomiej Czekański, Słowo Sportowe