SZARY DZIEŃ BOKSERA

Rafał Kazimierczak, Przegląd Sportowy, fot. Mike Gladysz

2011-08-02

Witalij Kliczko w Going w austriackich Alpach, Tomasz Adamek w Bushkill w górach Poconos. W ciszy i spokoju panowie przygotowują się do walki. Z dala od kamer i kibiców, nawet rodzin. Obijają sparingpartnerów i worki treningowe, przerzucają tony żelastwa w siłowni. Szary dzień zawodowego boksera. Taka praca.

Po treningach Kliczko zamyka się w Domku Pustelnika i czeka na kolejną walkę, choć walczyć już nie musi. Jest wystarczająco bogaty, by nic nie robić. Albo zająć się czymś łatwiejszym i bezpieczniejszym. Ma 40 lat i nie ma dosyć boksu. Jest wielkim mistrzem, którego nikt nie potrafił i nie potrafi pokonać (zrobiły to tylko kontuzje). Wytrwał tak długo, bo dba o siebie i w ringu, i poza nim. Zawodowiec. Na skandal z Witalijem w roli głównej nie ma co liczyć.

Haye – jak Adamek rządzący kiedyś w wadze junior ciężkiej – pokonał Wałujewa i mistrzem świata został, chociaż boksu w tej walce było mało. Z Władymirem, młodszym z braci, Brytyjczyk przegrał, chociaż miał mu urwać głowę. – Haye to mistrz w gadaniu głupot. Tylko w tym. Adamek to wojownik – stwierdził Witalij.

Ma rację. Adamek nie obraża Kliczki, Kliczko nie obraża Adamka. Obydwaj nie krzyczą przed walką, nie ogłaszają, co i w jaki sposób zrobią rywalowi. Okazuje się, że w boksie można i tak. Nie ma kłótni, awantur, przepychanek, szydzenia i poniżania. I nie będzie. 10 września będzie boks, taką mam nadzieję. Chyba w tym celu przerzucają w górach tony żelastwa i obijają sparingpartnerów.�