STURM: NAJLEPSZĄ WALKĘ STOCZYŁEM Z OSCAREM

Wojciech Czuba, Boxing News

2011-06-09

Już niedługo, bo 25 czerwca, mistrz świata wagi średniej federacji WBA Felix Sturm (35-2-1, 15 KO), skrzyżuje rękawice z twardym Brytyjczykiem Matthew Macklinem (28-2, 19 KO). O tym utalentowanym chłopaku z Bośni zrobiło się głośno, gdy w 2004 roku w Las Vegas, po zaciętej walce przegrał z wielkim Oscarem De La Hoya. Najbliższy pojedynek z  29-letnim Brytyjczykiem, będzie dla niego już 10 obroną dzierżonego trofeum. Następnie utalentowany 32-latek, zamierza zmierzyć się z najlepszymi pięściarzami w swojej dywizji na świecie. W poniższym wywiadzie Felix opowiada między innymi o nadchodzącym starciu z Macklinem, niesprawiedliwej porażce z Oscarem, Sergio Martinezie, a także o kulisach swojej ponad rocznej przerwy od boksu.

- W swojej ostatniej walce Matthew Macklin zmierzył się z Rubenem Varonem, którego kiedyś pokonałeś na punkty. Czy widziałeś ten pojedynek?
Felix Sturm: Tak, oczywiście. Pokonałem Varona 8 lat temu i muszę przyznać, że to bardzo dobry zawodnik. Potrafi się ruszać, mądrze boksuje i ma spore umiejętności. Nie było łatwo go zwyciężyć. Na pewno dla Matthew było to pożyteczne doświadczenie, które zaprocentuje w przyszłości. Być może nawet w walce ze mną.

- Czy ciężko walczyło ci się z Ronaldem Hearnsem?
FS: Tak, musiałem się nieźle napracować i cały czas wywierać na nim presję. Dodatkowo trafił mnie całkiem mocno w tułów w 5 lub 6 rundzie. Na szczęście zdawałem sobie sprawę, jak wielkie wrażenie robi na nim moja najgroźniejsza broń. Czyli lewy prosty, do którego dołączałem prawy. Ciągła presja to była recepta na sukces. Myślę, że podobną taktykę zastosuję w starciu z Macklinem.  Chociaż wiadomo, że każda walka jest inna i on na pewno też będzie boksował inaczej. Ale jesteśmy na niego gotowi. On zazwyczaj również używa swojego prostego, a później atakuje tułów. Jednakże zamierzam go zaatakować od samego początku, rozbijać prostymi i ranić tułów. Myślę, że w późniejszych rundach mogę go znokautować, tak jak Hearnsa.

- Jesteś ‘Super’ czempionem federacji WBA, czy chciałbyś się zmierzyć ze ‘Zwyczajnym’ czempionem Gennadijem Gołowkinem?
FS: W przyszłości na pewno. Mogę z nim walczyć wszędzie i o każdej porze i jestem pewien, że go pokonam. Według mnie on nie jest nikim nadzwyczajnym. Oczywiście był świetnym amatorem, ale boks zawodowy to zupełnie inna bajka. Teraz musimy walczyć 12 rund i jest tylko jedna walka, a to duża różnica. Gdy się spotkamy w ringu na pewno to ja będę lepszy.

- Z kim stoczyłeś najcięższy pojedynek w swojej karierze?
FS: Oczywiście z Oscarem De La Hoya. To była moja najlepsza walka. Równie dobrą była bitwa z Sebastianem Sylwestrem, byłym mistrzem świata wagi średniej federacji IBF. Tak, te dwie walki uważam za najlepsze swoje występy.

- Czy zanim usłyszałeś werdykt sędziowski, byłeś przekonany, że wygrałeś walkę z Oscarem De La Hoya?
FS: Oczywiście, że tak! Wszyscy, którzy ją oglądali myśleli, że zwyciężyłem i ja miałem dokładnie takie samo uczucie. To była moja druga obrona mistrzowskiego pasa. Oscar to bez wątpienia klasowy pięściarz i jest niezwykle popularny w Ameryce. On też nie spodziewał się pewnie, że mogę go pokonać. Mimo niesprawiedliwej porażki i tak sporo zyskałem. Stałem się dzięki niej popularny zarówno w USA jak i w Niemczech. Przekonałem wszystkich, że mogę pokonać każdego w mojej wadze.

- Czy to doświadczenie sprawiło, że zraziłeś się do walk ‘na wyjeździe’?
FS: Nie, zawsze jestem gotowy do wyjazdu za granicę. Jeżeli tylko pojawią się interesujące oferty pojedynków w Anglii, Ameryce, lub gdziekolwiek indziej, pojadę tam bez wahania. Oczywiście mój kontrakt z telewizją sprawia, że bardziej preferują walki w Niemczech, ale gdybym miał spotkać się na przykład z Sergio Martinezem, uważanym za króla wagi średniej, to do naszego starcia doszłoby pewnie w USA. Dla mnie nie byłoby to żadnym problemem. Robiłem to już wcześniej i mogę to zrobić ponownie.

- Co myślisz o Martinezie?
FS: To bardzo mądry pięściarz, który potrafi dostosować swój styl w zależności od okoliczności. Świetnie kontruje, świetnie uderza prostymi i jest nieustępliwy. Posiada także ogromne doświadczenie. Po tym jak pokonał Paula Williamsa i Kelly Pavlika uwierzył, że może wygrać z każdym.

- Po walce z Giovanni Lorenzo miałeś ponad roczną przerwę w boksowaniu, dlaczego?
FS: Odszedłem od grupy Uniwersum i w związku z tym wywiązały się pewne problemy prawne. Dodatkowo otworzyłem swoją salę treningową i założyłem własną grupę promocyjną. Jednakże największe problemy sprawiło mi uwolnienie się od Uniwersum. Potrzebowałem również tego czasu dla siebie, swojej rodziny i moich synków. Ta przerwa świetnie zadziałała także na moje ciało i umysł. Możecie sobie również wyobrazić ile trudności sprawia otwarcie własnego biznesu. Ile pieniędzy pochłania i jak jest ryzykowne. Włożyłem w to swoje własne oszczędności i na szczęście wszystko idzie już zgodnie z planem. Jestem szczęśliwy, że udało mi się podpisać kontrakt z telewizją i mam duże plany na przyszłość. Myślę między innymi o dużych pojedynkach na terenie Ameryki. Jeżeli jesteś mistrzem świata, to musisz być gotowy na walki poza granicami twojego domu, aby pokazać na co cię stać. Teraz mam w końcu swoją własną grupę promocyjną, sam jestem sobie szefem i zwyciężam. Każda walka jest dla mnie tą najważniejszą. To chyba właśnie dzięki temu jestem inny niż wszyscy.