PACQUIAO POKONAŁ PRZESTRASZONEGO MOSLEYA

Redakcja, Informacja własna

2011-05-08

Manny Pacquiao (53-3-2, 38 KO) pokonał w zakończonym przed momentem pojedynku Shane'a Mosleya (46-7-1, 39 KO), broniąc tym samym tytuł mistrza świata federacji WBO kategorii półśredniej. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na jego korzyść 119:108,120:108 i 120:107.

Amerykanin całkiem nieźle radził sobie w pierwszej rundzie, kiedy nie było jeszcze widać tak wyraźnej przewagi w szybkości. Mosley szeroko stał na nogach, dobrze balansował ciałem i lewym prostym stopował sławnego Filipińczyka, nie pozwalając mu rozwinąć skrzydeł. Wszystko zmieniło się na 75 sekund przed końcem trzeciego starcia, w który "Pac-Man" bezpośrednim lewym prostym posadził Shane'a na tyłku i wyraźnie zamroczył. Mosley sprytnie klinczując dotrwał do gongu na przerwę, jednak od tego momentu nie robił już praktycznie nic by zwyciężyć. Trzeba przyznać, iż dzięki świetnej pracy nóg nie dawał sobie również zrobić większej krzywdy, ale Manny cały czas miał inicjatywę, kontrolował tempo i przede wszystkim atakował, bo Mosley do końca boksował już na "wstecznym". 

Potworny błąd sędziego Kenny'ego Baylessa w dziesiątej rundzie, gdy po wyraźnym odepchnięciu liczył Pacquiao do ośmiu. To tylko go rozsierdziło i boksując dotąd spokojnie, zbierając rundę za rundą, teraz ruszył po swoje by znokautować rywala. W jedenastym starciu po długim lewym Pacquiao Shane "zatańczył" na nogach, ale znów sprytnie sklinczował i opanował kryzys. Do końca nie działo się już nic wielkiego, bo i Mosley unikał otwartych wymian. Po ostatnim gongu sędziowie jednomyślnie i wysoko opowiedzieli się za Pacquiao, a ten teraz spokojnie może myśleć nad doborem kolejnej ofiary.