GRZEGORZ PROKSA O KROK OD WIELKICH WALK?

Jarosław Drozd, Opracowanie własne

2011-04-16

Wielu polskich kibiców "zawaliło" wczoraj kawałek nocki dla Grzegorza Proksy (24-0, 17 KO), który w dalekiej Hiszpanii bronił tytułu mistrza Unii Europejskiej wagi średniej z tamtejszym matadorem, Pablo Navascuesem (25-2-1, 16 KO). Fani z niebywałą konsekwencją szukali sposobu, by zobaczyć na żywo walkę Grzegorza. Było warto! "Super G" dał bowiem wszystkim amatorom dobrego boksu kawałek niezłego show, sygnalizując, że jest już gotów nie tylko na występy z lepszymi zawodnikami, ale i przed liczniejszą, bardziej spektakularną widownią. Efektowna wygrana Polaka pozwoliła wszystkim szybko zapomnieć o dyskomforcie, spowodowanym co chwila przerywanym internetowym strumieniem płynącym z Półwyspu Iberyjskiego.

Z żalem dodajmy, że występ Grzegorza był już niestety trzecią z kolei walką polskiego pięściarza, którą nie zainteresowały się polskie kanały telewizyjne. Co ciekawe znów była to bitwa o mistrzowski pas, fakt, że mniej ceniony niż trofea, o które ubiegali się wcześniej Piotr Wilczewski i Albert Sosnowski, ale jednak...  

Malkontentów, wyrażających zdziwienie nieszablonowym sposobem poruszania się w ringu Grzegorza i jego - momentami - nonszalanckim stylem walki, odsyłam do zapisów walk amatorskich pięściarza z Węgierskiej Górki. Proksa zawsze boksował agresywnie, szybko i ryzykownie. Bazował na instynkcie bombardiera, szybkości, doskonałym timingu i refleksie. Mając wielki atut w postaci mocnych uderzeń z obu rąk,  zdominował krajowe podwórko, wygrywając w Polsce - w krótkim czasie - wszystko, co było do wygrania (dodatkowo zdobywając wicemistrzostwo Europy juniorów). Wszystko, poza awansem do seniorskiej kadry,  a co za tym idzie udziału w kwalifikacjach olimpijskich. To w głównej mierze zadecydowało, że mając nieco ponad 20 lat, dokładnie 15 grudnia 2004 roku, podpisał zawodowy kontrakt z promotorem Krzysztofem Zbarskim. Jego przejście na zawodowstwo było dla kibiców boksu amatorskiego niemal tak samo bolesne, jak podpisanie kontraktu przez Tomasza Adamka. przed Igrzyskami w Sydney. 

Grzegorz ma za sobą długą i pokręconą drogę sportowej kariery, podczas której zmagał się nie tylko z ringowymi rywalami, ale także z kontuzjami. Z racji cech mocnego charakteru, inteligencji oraz nietuzinkowych umiejętności mógł być w Polsce gwiazdą. Z różnych powodów jego kariera "przepływała" z dala od kraju nad Wisłą, między USA (początkowo), Węgrami i Wielką Brytanią.  Grzegorz nigdy nie zachłystywał się swoimi sukcesami, nie afiszował się z pasami młodzieżowego mistrza świata, tak samo jak ze skromnością i dystansem podchodził do zdobytego w lutym ub. roku tytułu mistrza Unii Europejskiej. Po wygranej walce z Navascuesem, czas jednak, by Grzegorz Proksa ożywił swój głód sukcesu. Kibice zapewne teraz będą bardziej szczegółowo zaglądać do jego sportowego menu... Czy będzie to kuchnia amerykańska, czy europejska, pokażą pierwsze miesiące kolejnego roku.