MASKAJEW: DOPISALI MI DO REKORDU FIKCYJNE ZWYCIĘSTWA

Redakcja, Gore Georgyan, sports.ru

2011-03-30

- Oleg, który z pięściarzy wagi ciężkiej jest obecnie w stanie pokonać braci Kliczko?
Oleg Maskajew: Myślę, że tylko David Haye, który ma mocny cios i szybkość. Niech więc spróbuje, ale nie wiem, czy da radę. Bracia Kliczko są świetnie zorganizowani, mają doskonałe zaplecze marketingowe i szkoleniowe. Są przy tym bardzo zdyscyplinowani i zawsze w dobrej formie. Niemal nad każdym zawodnikiem swojej kategorii mają przewagę wzrostu, przez co nie jest łatwo z nimi walczyć. Dlatego są mistrzami.

- A Aleksander Powietkin, największa nadzieja Rosji?
OM: Znam Saszę doskonale i wiem, że ma wielkie perspektywy. Miał okazję walczyć z Władimirem, ale mu odmówił. I myślę, że miał rację. On uważa, że musi jeszcze ciężko popracować, by być gotowym do takiej walki. Tym bardziej jest to zrozumiałe, że nie ucierpiała na tym jego pozycja. Po prostu nie wykonał ruchu, do którego nie był jeszcze przygotowany. Musi złapać odpowiedni moment, jak przed laty bracia Kliczko. Ukraińcy wyławiają przeciwników, ktorzy nie są w stanie im zagrozić. Ma to m.in. związek z wcześniejszymi porażkami oraz ciężkimi kontuzjami braci Kliczko.

- W tej chwili sądzisz się z federacją WBC. Jakie stawiasz jej zarzuty?
OM: Po operacji prawego łokcia zmusili mnie do walki, grożąc odebraniem tytułu i przekazaniem go Samuelowi Peterowi, co też ostatecznie stało się faktem. Popełnili błąd. Czy się to skończy z korzyścią dla mnie, czy dla nich - oceni sąd. Sprawa dotyczy nie tylko mnie, ale także mojego promotora, którego obowiązkiem była opieka nad zawodnikiem. Ludzie z WBC dawno wykreślili mnie ze swoich rankingów. Skorzystali z pierwszej okazji, jaka się tylko pojawiła. Czas najwyższy, by odpowiedzieli za straty finansowe, jakie poniósł mój team.

- Co robiłeś od ostatniej przegranej walki z Aguilerą, którą stoczyłeś w 2009 roku?
OM: Zajmowałem się wszystkim tym, co pozwalało psychicznie odpocząć od boksu: spędzałem czas z rodziną, jeździłem na ryby. Podróżowałem też jak misjonarz po świecie. Był jednak również czas, który trwał dłużej niż miesiąc, kiedy przeszedłem depresję. To podobno naturalny proces. Dziękuję Bogu, że miałem w sobie siłę, by to przejść. Starałem się jak najmniej myśleć o tym co się stało i przez długi czas w ogóle nie oglądałem boksu. Ba, wcale nie interesowałem się sportem.

- Trenowałeś?
OM: Tak. Podtrzymywałem formę fizyczną na siłowni. To w naszym sporcie jest jest najważniejsze. Swoją drogą ćwiczyłem nawet z zawodnikami mieszanych sztuk walki. Potrzebowałem sparingpartnera, a na tej samej sali jednym z trenerów był David Marnoble, który niegdyś zdobył tytuł mistrzowski wagi lekkiej. On sprawił, że na wspólne treningi ze mną dał się namówić inny były mistrz MMA, David "Tank" Abbott.
Pamiętam jak spojrzał mi arogancko prosto w oczy i zapytał: "Ile rund potrzebujesz?" Odpowiedziałem, że co najmniej trzy i zaczęliśmy sparring. Gość miał całkiem dobrą obronę, ale otrzymał tyle mocnych uderzeń w korpus, że w trzeciej rundzie miał wielkie kłopoty z oddychaniem i nie był w stanie kontynuować walki. Może więc i był silniejszy ode mnie fizycznie, ale na bokserskich zasadach ze mną nie wygra.

- Jak dalej będzie przebiegała Twoja kariera?
OM: Chciałbym stoczyć przygotowawczy pojedynek, który będzie miał charakter rankingowy, po którym ocenimy na jakim etapie się znajduję. Ta walka pokaże jak trudnym powinien być mój kolejny rywal. Chcę sprawdzić na ile mnie stać. Wiem, że to będzie wymagało ciężkiej pracy, ale psychicznie jestem na to gotowy.

- To prawda, że aby w 1996 r. dostać szansę walki z Oliverem McCallem dopisano Ci do rekordu fikcyjne zwycięstwa?
OM: Tak było. Nie byłem wtedy klasyfikowany w żadnym rankingu. Pomyślcie, jak by to wyglądało? McCall, który całkiem niedawno był mistrzem świata, miałby boksować z Maskajewem, który miał w rekordzie trzy zawodowe walki? Jaki sens miałaby taka walka? Więc dopisali mi zwycięstwa.

- Nie miałbyś ochoty stoczyć z McCallem walki rewanżowej?
OM: Jeśli pojawi się taka możliwość, z przyjemnością się z nim zmierzę. Dlaczego nie?

- Przed waszą pierwszą walką, Hasim Rahman powiedział, że nigdy nie przegra z białym człowiekiem. Dlaczego odpowiedziałeś mu w taki a nie inny sposób?
OM: To nie było podczas oficjalnej konferencji prasowej. Przed ważnymi walkami dziennikarze dzwonią i rozmawiają z bokserami. Tak samo było wówczas, ale podczas tej rozmowy byliśmy w stanie komunikować się z Rahmanem. A w ogóle zacząłem mówić o tym, jaki jest mój plan na tę walkę i co będę robił po jej wygraniu. Na to on powiedział: "jeszcze nigdy biały człowiek ze mną nie wygrał i nigdy nie wygra". Odpowiedziałem mu wtedy: "nie jestem biały - jestem Rosjaninem". Rahman miał sporo racji, wiadomo było, że biali amerykańscy bokserzy wagi ciężkiej byli słabi.

 - Jakim rywalem był Rahman?

OM: W walce był bardzo podobny do pitbulla. Jeśli czuł w ringu krew, to nie odpuszczał. W pierwszej walce, kiedy byliśmy w zwarciu, bił mnie cały czas po uszach. Pojawił się obrzęk, następnie krwawienie, co było bardzo bolesne. Faulował, a sędzia nie reagował. Wydawało mi się wtedy, że zamiast pięścią bije mnie kamieniem w uszy. Wiedziałem, że dłużej tego nie wytrzymam, więc postanowiłem trafić go moim koronnym uderzeniem, czyli prawym podbródkowym. Było po walce.

- Przy okazji, z jakiego powodu doszło później do bijatyki hali?
OM: Kiedy Rahman wypadł z ringu, jego zespół starał się szybko dotrzeć do niego i pomóc mu wrócić na górę, ale nie chciała do tego dopuścić ochrona. Nikt poza lekarzem i organizatorami nie mógł się do niego zbliżyć, więc wybuchły zamieszki. W to wszystko wmieszali się nasi kibice, latały krzesła i zapanował chaos. Natychmiast zostałem zabrany z tamtego miejsca i zaprowadzony do szatni.

- Mieszkasz za Oceanem. Nadal wierzysz w "amerykański sen"?
OM: To oszustwo. Ludzie są zmuszeni do tego, by wierzyć w marzenia, liczą że kiedyś ten sen się spełni, ale zdarza się to tylko nielicznym. Marzenia można w Stanach urzeczywistnić tylko dzięki ciężkiej pracy.