WYWIAD Z MISTRZEM EUROPY

Wojciech Koerber , Gazeta Wrocławska

2011-03-09

- Dzień dobry, czy rozmawiam z młodym Wilkiem europejskiego pięściarstwa?
Piotr Wilczewski: A pewnie, że tak, dzień dobry.

- Gratuluję mistrzostwa Europy i rozumiem, że idzie Pan teraz za ciosem?
PW: Tak, myślimy o tym. O obronie jakiejś, lecz pewnie nie o rewanżu z Asikainenem, bo tego w kontrakcie nie było. Zresztą przed naszą walką Fin mówił w wywiadach, że jeśli przegra, to skończy karierę.

- No to mu ją Pan skończył.
PW: No, troszeczkę namieszałem. Poza walką o mistrzostwo Europy EBU chodziło też przecież o pas WBO Intercontinental, by po wygranej ze mną Asikainen skoczył w rankingach i mógł walczyć o MŚ. Taki mieli Finowie plan, więc wkurzeni byli na mnie strasznie, choć pokazywali, że niby wszystko jest OK.

- Na pewno fajnie jest wygrywać przed swoją publiką, lecz myślę, że jeszcze lepiej smakuje sukces "na wyjeździe", gdy najpierw trzeba się nasłuchać wielu inwektyw i zoologicznych odgłosów, by na koniec spaprać gospodarzom całe party.
PW: Na pewno. Tym bardziej że takich gwizdów przy wchodzeniu do ringu to ja nigdy wcześniej nie miałem. A Fin? Aplauz dostał niesamowity. Trener Gmitruk stał pół metra ode mnie, a w ogóle go nie słyszałem. To coś pięknego zepsuć tak ludziom humory. Pojechałem tam nie jako faworyt, lecz jako ofiara, w Polsce byłem przez kibiców i fachowców skreślony, a jak pięknie się to odwróciło, prawda?

- Prawda, prawda. Przykre jednak, że nic się o tym nie mówiło, a tłukło się temat Pawła Kołodzieja, który walczył akurat w tym samym czasie o tzw. pas Polsatu, na pewno o mniejszą stawkę.
PW: Ja już się nauczyłem, że nigdy u nikogo nie byłem numerem jeden, raczej zawsze stałem w końcowym rzędzie. Ale dziś, jako czwarty Polak z tytułem zawodowego mistrza Europy, też się nie zamierzam o nic prosić. Może jestem trochę wredny, ale nadal będę rozmawiał z tymi tylko, którzy wspierali mnie wcześniej.

- Latem 2009 roku, będąc po kontuzji, przegrał Pan w Newark swój jedyny zawodowy pojedynek (TKO w 3. rundzie z Curtisem Stevensem) i przez to pewnie wielu Wilczewskiego skreśliło.
PW: Ręka rzeczywiście nie była zagojona, za szybko ta walka przyszła, ale nie zamierzam się tym zasłaniać. Taki jest boks, że można wygrywać i 11 rund, a jeden cios wszystko zmienia. Ja go dostałem już w pierwszej rundzie, byłem nierozgrzany i światło mi zgasło. Świadomość odzyskałem praktycznie dopiero w szatni.

- Ile się zarabia na takim tytule?
PW: Ja się cieszę, bo zarobiłem w końcu największe pieniądze w swojej karierze i mam nadzieję, że w najbliższym czasie niżej nie zejdę. To jest ukoronowanie 20 lat ciężkiej pracy, ciężkich boksów, a nie ukrywam, że uszczerbek na zdrowiu jest. Ale końcówka piękna i coś mogę wreszcie odłożyć.

- To ile dostał Pan za mistrzostwo Europy? Na dobre auto starczy?
PW: Wie pan, dobre auto można kupić za 40, ale i za 400 tys. zł.

- Takie za 40 tys. kupi Pan?
PW: Tak, spokojnie.

- I nadal zostaje Pan przy Andrzeju Gmitruku?
PW: Na dziś tak, dalej jesteśmy z Andrzejem.

- Pan też ma trenerską żyłkę, zresztą swoich podopiecznych również.
PW: W Dzierżonowie pomagają mi bracia Zajączkowscy, klub działa już pięć lat i mamy swoich mistrzów, wicemistrzów Polski, a także medalistów zagranicznych imprez. Zresztą pomagam też w grupie Andrzeja Gmitruka, w piątek jadę już na galę do Olsztyna, gdzie walczyć będą koledzy z Ochikara Team. Działam jak orkiestra, choć wiadomo, że jak się dużo rzeczy robi, to się je źle robi. Pewnie w najbliższym czasie skupię się trochę na sobie.

- Karta zaczęła się odwracać, bo przecież swego czasu punktem przegrał Pan walkę barażową o wyjazd na igrzyska.
PW: Olimpiada przeszła koło nosa, choć - jak mówią - Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy. Spełniło się moje marzenie i niebawem dostanę pewnie telefon w sprawie nowej walki. Może być znów za granicą. Ryzyko wtedy większe, jak w Helsinkach, ale i kasa większa.

- Fachowcy chętnie by zobaczyli Pańskie starcie z Mariuszem Cendrowskim, który chodzi kategorię niżej, lecz wagę i tak zawsze zbija.
PW: Czemu nie. W niedzielę Mariusz walczy w Gruzji (o tytuł mistrza świata IBO w wadze średniej - WoK) i jeśli wygra, to możemy zacząć rozmawiać. Jeśli znajdą się pieniądze, wszystko można ustalić. Trzeba tylko siąść do stołu.

Rozmawiał Wojciech Koerber