CZY OLBRZYM Z WOLICY PODBIJE AMERYKĘ?

Jarosław Drozd, Opr. własne, fot. Grzegorz Lemiechowicz

2011-02-20

Mariusz Wach (24-0, 12 KO)  po kolejnym efektownym zwycięstwie odniesionym za Oceanem jest na dobrej drodze, by ziścił się jego amerykański sen.  Codziennie ciężko pracuje na to, by podbić serca miejscowych kibiców. Wykorzystuje każdą wolną chwilę, by nadrobić stracony przez kontuzje i rozmaite zakręty kariery czas.

Mariusz nie ma za sobą poprawnej podręcznikowo kariery amatorskiej i próżno jest szukać jego nazwiska w dokumentacji ogólnopolskich turniejów kadetów, czy juniorów z rocznika 1979. Wach nigdy nie ukrywał, że z jego rodzinnej podkrakowskiej Wolicy nie było mu po drodze do boksu. Trenował początkowo kick-boxing, ale raczej dla przyjemności, nie tocząc żadnej oficjalnej walki. Po raz pierwszy z bokserskim treningiem zapoznał się na zajęciach Andrzeja Jagielskiego w "Wandzie" Kraków i kontynuował ją - po rocznej przerwie spowodowanej służbą wojskową - w krakowskim "Hutniku" (pod okiem trenerów Stefana Skałki i Stanisława Libronta).

Szerszej sportowej publiczności zaprezentował się dopiero 9 lat temu. W kwietniu 2002 r. Mariusz przyjechał do Białegostoku (w barwach krakowskiego klubiku "Tomex") na seniorskie mistrzostwa Polski. Miał wówczas w swoim dorobku zaledwie 17 walk i jedynym atutem wydawały się jego ponadprzeciętne warunki fizyczne. Wylosował od razu półfinał, a w nim czekał na niego rutyniarz, Tomasz Zeprzałka, pokonując go na punkty (18-9).

Kto wie jak i czy w ogóle ruszyłaby z miejsca pięściarska kariera Mariusza gdyby nie ówczesny trener warszawskiej "Gwardii", Paweł Skrzecz, który namówił Wacha na przyjazd do stolicy. Efekty tej współpracy były nadzwyczaj szybkie. Mariusz wygrał w lidze z Michałem Kwietniewskim i Jegierczykiem, przegrywając nieznacznie z Zeprzałką. W konsekwencji obiecujących wyników dostąpił zaszczytu reprezentowania polskich barw podczas Turnieju im. Feliksa Stamma, który w październiku 2002 r. odbył się w Warszawie. "Polski Olbrzym" - jak dzisiaj nazywają go bokserscy kibice - już w pierwszym pojedynku stanął na przeciwko mistrza świata, Aleksandra Powietkina i mimo iż przegrał bezdyskusyjnie (5-20), to wstydu nie przyniósł, nabierając jeszcze większej motywacji do treningu. W kolejnych ligowych meczach wygrał 4 z 6 pojedynków (pokonując m.in. Łukasza Zygmunta, Marka Tomalę i Henryka Zatykę, ulegając Adamowi Roguszce i krajowemu czempionowi, Grzegorzowi Kiełsie).

Potwierdzeniem talentu Wacha były jego wyniki osiągane w 2003 r. Wspaniałym momentem w jego karierze było zdobycie złotego medalu na wrześniowych mistrzostwach Polski w Jastrzębiu-Zdrój, gdzie w finale po raz pierwszy pokonał Kiełsę (22-8). Z Grzegorzem nadal miał jeszcze ujemny bilans, przegrywając w lidze na wiosnę (9-17) i wygrywając jesienią (17-13). Ligowe starty zakończył bilansem 9-2 (wygrał m.in. z Zeprzałką, Romanem Kapitanenko i Mateuszem Malujdą, uległ Ukraińcowi Oleksijowi Mazikinowi).

Naturalną konsekwencją osiąganych sukcesów był udział Mariusza w przygotowaniach kadry narodowej. Międzynarodowe starty w 2003 r. nie zapowiadały jednak rychłej eksplozji talentu Mariusza. Na Turnieju im. Feliksa Stamma uległ (9-10) silnemy, acz przeciętnemu Ukraińcowi Pawło Wanykowi, a na grudniowym turnieju w Kopenhadze przegrał z naturalizowanym w Bułgarii Rosjaninem, Sergiejem Rożnowem (12-26).

Najlepszym i zarazem ostatnim rokiem amatorskich startów Mariusza Wacha był rok olimpijski 2004. Jako jedyny z polskich pięściarzy stoczył aż 11 kwalifikacyjnych pojedynków i mimo iż wygrał aż 8, to do Aten nie pojechał, do ostatniej chwili czekając z nadzieją jako 1-wszy rezerwowy, na olimpijską szansę. Gdyby wystąpił w Atenach, mógłby sprawić miłą niespodziankę. Optymizm opieram na osiąganych wówczas przez Wacha wynikach. Jego forma szła w górę, czego potwierdzeniem było pokonanie m.in. Niemca Sebastiana Koebera i późniejszego brązowego medalistę z Aten, Kubańczyka Michaela Lopeza.

Pół roku przed Atenami, podczas mistrzostw Europy w Puli, Mariusz był krok od medalu, przegrywając po zaciętym i wyrównanym boju z Rożnowem (25-33). Poza słynnym dzisiaj "taksówkarzem-bokserem" Martinem Roganem, którego zastopował w 3. starciu (RSC.O - outclassed), w kwalifikacjach olimpijskich pokonał także Primislava Dimovskiego z Macedonii (29-15), Gheorghe Gavrila z Rumunii (34-16), Gagę Bolkwadze z Gruzji (29-12), Modo Sallaha ze Szwecji (29-18), Davida Price`a z Anglii (35-17), Mohameda Samoudi z Francji (45-20) oraz Ilgara Mamedowa z Azerbejdżanu (3 rsc.o). Największym międzynarodowym sukcesem Mariusza Wacha było zdobycie srebrnego medalu Mistrzostw Unii Europejskiej, które w dniach 20-27 czerwca 2004 r. odbyły się w Madrycie. W decydującym o złocie pojedynku Polak uległ przez RSC.O w 3 starciu Włochowi Roberto Cammarelle.     

Międzynarodowe sukcesy "Olbrzyma" szły w parze z dominacją na krajowych ringach. We wrześniu 2004 r. w Poznaniu zdobył drugi w karierze tytuł mistrza Polski, pokonując m.in. Tomalę (21-13) a w finale Kiełsę (25-12). Ten ostatni nie radził już sobie ze skutecznymi dyszlami Wacha, przegrywając m.in. jeden z pojedynków (letni meeting w Poznaniu) w 2 rundzie przez RSC. I właśnie wygranym (18-9) ligowym pojedynkiem z Kiełsą pod koniec tego bogatego w wydarzenia roku 2004 r. Wach zakończył amatorska karierę. W czasie jej trwania stoczył ok. 85 pojedynków, z których przegrał tylko 16 (pokonało go 12 pięściarzy: Welc, 2x Zeprzałka, Powietkin, 2x Kiełsa, Roguszka, 2x Mazykin, Wanyk, 2x Rożnow, Gunerbakan, Koeber, Timurzijew i Cammarelle).

Od kilku miesięcy Mariusz Wach kreśli za Oceanem najważniejsze karty w historii swoich ringowych startów. Krok po kroku wspina się na wyższy poziom rywalizacji w kategorii ciężkiej. Cechy charakteru i umiejętności Polaka, w połączeniu z ambicją promotora  Mariusza Kołodzieja oraz fachową opieką byłego zawodowego mistrza świata Michaela Moorera dają mu wielką nadzieję na sukces.