GMITRUK: TO JEST WYZWANIE DLA ADAMKA I DLA WROCŁAWIA

Wojciech Koerber, Gazeta Wrocławska, fot. bokser.org

2011-01-27

To na jego tarczy Andrzeja Gmitruka swoje największe zawodowe sukcesy wykuwał Tomasz Adamek. Z tego znają Gmitruka młodsi fani pięściarstwa. Starsi pamiętają też m.in. cztery brązowe medale jego drużyny podczas igrzysk olimpijskich w Seulu (Andrzej Gołota, Jan Dydak, Henryk Petrich i nasz superciężki Janusz Zarenkiewicz z Zagłębia Lubin). Teraz Gmitruk przebywa we Wrocławiu, gdzie współpracuje z trenerem Maksimusa Ryszardem Furdyną. To w sumie 124 lata doświadczeń. Może nie aż tyle bokserskich, lecz życiowych bez wątpienia (64 Furdyny, 60 Gmitruka). Obaj doskonale wiedzą, że bez ciężkiej harówy kołaczy nie będzie.

- Tak jak z materiałem na dobrego boksera. 20 procent to talent, a 80 to... talent do pracy - błyskotliwie zauważa Furdyna. Gmitruk pracy nie boi się również. - Od miesiąca mam nowy aparat komórkowy, ale nie miałem jeszcze czasu, by się przeinstalować - twierdzi, pokazując nam nieco zdezelowany już sprzęt, którego wciąż używa. - Po Polsce przemieszczam się autem głównie nocami, by nie tracić czasu. I bardzo się ucieszyłem, gdy o we wtorek o 5 rano usłyszałem, że sfinalizowana została umowa na walkę Tomka Adamka z Władymirem Kliczką - dodaje.

Ano właśnie. Ta bitwa miałaby się odbyć we wrześniu na wrocławskim stadionie budowanym z myślą o polsko-ukraińskim Euro 2012. Symboliczna zatem to walka, skoro bić się mają Polak z Ukraińcem. Znamy nawet kilka punktów tej umowy. Jeśli zwycięży Adamek, będzie musiał dać Kliczce rewanż. Władymirowi, choć różnie jeszcze może być. Obóz braci ma bowiem otwartą furtkę i na 90 dni przed walką może jeszcze podmienić Władymira na 40-letniego Witalija. Pytanie tylko, czy rzeczywiście odbędzie się ta walka na wrocławskim stadionie, na którym zadaszone będą wyłącznie trybuny.

Według Kathy Duvy, współpromotorki Adamka, do walki włączyła się także stolica i Stadion Narodowy. A to obiekt, który ma posiadać lekkie, automatycznie rozkładane zadaszenie placu gry.
- I wtedy rzeczywiście cały obiekt jest pod dachem - potwierdza rzecznik Euro 2012 Polska Juliusz Głuski.

- To duże wyzwanie i dla zawodnika, i dla Wrocławia. Na pewno ukoronowanie długoletniej przecież kariery Tomka i sukces jego promotorów. Wiadomo, że we wrześniu pogoda w naszym kraju jest zmienna, więc czasowe zadaszenie obiektu jest warunkiem niezbędnym. Z tego, co wiem, nie jest to dla Wrocławia bariera nie do pokonania. Choć całość to na pewno duże wyzwanie, a jednocześnie gloryfikacja tutejszych władz i całego środowiska - dyplomatycznie mówi nam Gmitruk, który zęby zjadł nie tylko na produkcji świetnych bokserów, lecz i na organizacji profesjonalnych gal. I choć nam tego nie powiedział, to wyczuliśmy, że bardziej jakby wierzył w sportowe powodzenie Adamka niż finansowe całego przedsięwzięcia na polskiej ziemi. Ale możemy się mylić.

Czy Gmitruk i były podopieczny wciąż utrzymują kontakt? - Oczywiście. Rozmawialiśmy przed świętami, choć w osobistej sprawie. Śledzę to, co się wokół Tomka dzieje, wiem, że 16 kwietnia też czeka go walka. Dlaczego się rozstaliśmy? Z moich względów zdrowotnych i osobistych. Albo inaczej: prowadzenie takiego zawodnika wymaga bycia w USA i mieszkania tam. To jest permanentny proces, nie można doskakiwać. A ja mam dużo roboty w kraju i gdybym jeszcze jeden rok przeciągnął, to nie miałbym do czego wracać - wyjaśnia Gmitruk.

Kilka lat temu, gdy panowie na jakiś czas się rozstali i mieli ciche dni, odnosiliśmy wrażenie, że poszło o pieniądze. Że Adamkowi zaczęło się wydawać, iż sięgnie szczytów metodą chałupniczą, przy pomocy rodziny, a nie fachowców. Szybko jednak wrócił na dobry tor, w czym pewnie i pomogła porażka z Chadem Dawsonem. Gmitruk jednak zaprzecza.

- To był może epizod. W tej chwili Tomek ma bardzo dobry zespół i bardzo dobrego trenera Rogera Bloodwortha. Przygotowania są systematyczne i profesjonalne. A tego wymaga pozycja Tomka na amerykańskim rynku. O nim mogę się wypowiadać tylko ciepło. Ja, powtarzam, mam swoją grupę, kontrakt z Canalem+, i za chwilę nie miałbym do czego wracać - raz jeszcze podkreśla Gmitruk. A wracać istotnie ma do czego.

Flagową postacią Gmitruka staje się Mateusz Masternak, który podczas konferencji prasowych podgryza już Krzysztofa Włodarczyka. Master to jednak zawodnik niespełna 24-letni i ma jeszcze czas na życiowe wyzwania w ringu.

- Jest już ukształtowany technicznie i mentalnie, z moimi partnerami z grupy Okihara szukamy wciąż nowych rozwiązań dotyczących procesów szkoleniowych. Mateusz ma 23 lata, a już doświadczenie z 21 zawodowych walk. Gdy przejmowałem Tomka, miał lat 22 i żadnej zawodowej walki, choć 120 pojedynków amatorskich to także duża wiedza bokserska. Z wejściem w mocną rywalizację musimy jeszcze jednak trochę poczekać, przede wszystkim zadbać o dobrą jakość sparingpart-nerów - tłumaczy były opiekun kadry polskiej i norweskiej.

- Ta kategoria naprawdę jest mocna i mamy w Europie skupisko silnych cruiserów. Obok Włodarczyka są Marco Huck, Hernandez, Herelius, Lebiediew, także Cunningham. Na razie będzie bronił Mateusz tytułu IBO Inter-continental. Z kolei Piotrek Wilczewski powalczy, jako piąty Polak (po Salecie, Sosnowskim, Jackiewiczu i Snarskim - WoK), o prestiżowy tytuł mistrza Europy. Walka jest 4 marca w Helsinkach i miałem właśnie telefon od organizatorów, czy byśmy nie zaakceptowali też drugiego tytułu WBO Intercontinental. To by oznaczało rywalizację o miejsce rankingowe i przepustkę do pojedynków w tej federacji, w której przez wiele lat królował Darek Michalczewski. Ma ona prestiżowy i światowy charakter - mówi opiekun.

W grupie Gmitruka i Furdyny są też m.in. Mateusz Malujda, Tariel Zan-dukeli czy Marek Matyja, przed którym w marcu zawodowy debiut i który wczoraj sparował z Wilczewskim. Ten pierwszy, Malujda, wciąż musi łączyć treningi z pracą bramkarza w nocnych klubach, lecz może już niedługo. - Ma już za sobą dwie zawodowe walki. Teraz zacznie już 6-rundówki, więc ekonomicznie powinno być lepiej - wierzy Gmitruk, który wiele obiecuje sobie po współpracy z Furdyną, z którym zna się zresztą od lat 70.
- Będziemy wymieniać doświadczenia i spojrzenia na to, co robimy. Korespondencyjnie pewnych rzeczy dopracować się nie da. Rysiek to ostatnie ogniwo we Wrocławiu, które pracuje i z amatorami, i z zawodowcami. Nie ukrywam też, że celem mojej wizyty jest organizacja na Dolnym Śląsku kilku imprez. Tradycje tutaj są olbrzymie, nie tylko we Wrocławiu, ale też w Dzier-żoniowie czy Świdnicy. Jeśli nie wykorzystamy takich ludzi jak Rysiek czy Jacek Wąsowicz, którzy znają klimat, to dużo stracimy. A wiele miast ten napęd już straciło - ostrzega Gmitruk, którego cieszy również obecność w Radzie Miejskiej Wrocławia Macieja Zegana.

- Mam nadzieję, że też pomoże. Jesteśmy umówieni na rozmowę. Miał ostatnio trudną walkę, bo zabrakło precyzji w przygotowaniach. A starsi muszą szykować się dłużej i w innych warunkach. Maciek sam do siebie ma o to pretensje - dodaje utytułowany szkoleniowiec.

No to czekamy na te gale i owoce tej pracy! Pamiętajmy, że ostatni polski medalista olimpijski w boksie to rzeczywiście dolnośląski produkt - wrocławski oleśniczanin Wojciech Bartnik, który swój brązowy wywalczył w Barcelonie (1992). A miał tam w ogóle nie lecieć.