PINDERA: WALKI WIDMO STRASZĄ CORAZ BARDZIEJ

Janusz Pindera, Rzeczpospolita

2011-01-21

Na pytanie, kto jest najlepszym pięściarzem bez podziału na kategorie wagowe, nie ma dobrej odpowiedzi. Jedni twierdzą, że jest nim Filipińczyk Manny Pacquiao, inni, że Amerykanin Floyd Mayweather junior. Takie dyskusje prowadzone są od dwóch lat, ale wciąż nie wiadomo, czy kiedykolwiek dojdzie do walki tych znakomitych bokserów.

P4P JANUSZA PINDERY >>

Nikt nie ma wątpliwości, że byłby to hit oglądalności w systemie pay per view i że obaj zarobiliby po kilkadziesiąt milionów dolarów. Ale to ich nie przekonuje, szczególnie Mayweathera, który wije się jak piskorz i torpeduje kolejne negocjacje.

Przed laty takich problemów nie było. W złotych czasach wagi ciężkiej Muhammad Ali trzykrotnie bił się z Joe Frazierem, dwukrotnie z Kenem Nortonem, pojechał nawet do Zairu, by stoczyć historyczny pojedynek w Kinszasie z George’em Foremanem. Inne wielkie gwiazdy tamtych czasów, Ray „Sugar” Leonard, Thomas Hearns, Marvin Hagler czy Roberto Duran też nie unikały takich wyzwań. To, że najlepsi toczyli walki ze sobą, by wyłonić jednego mistrza, było wtedy czymś naturalnym. Teraz ukraińscy bracia Kliczko wybierają sobie rywali, których mogą znokautować w każdej chwili i są bezkarni, bo stoją za nimi pełne stadiony kibiców i rekordowo wysokie słupki telewizyjnej oglądalności.

Anglik David Haye, inny mistrz wagi ciężkiej, ogranicza się do inwektyw rzucanych w kierunku ukraińskich braci i toczy ze swoim rodakiem Audleyem Harrisonem pojedynek, który jest hańbą dla boksu. Ale na widowni siedzi 22 tysiące osób, miliony włącza telewizory, choć Harrison nie zadaje do chwili poddania go w trzeciej rundzie żadnego ciosu. A Haye się uśmiecha i pręży mięśnie, mówiąc, że jest najlepszy. I oczywiście dalej unika zarówno Władymira, jak i starszego z braci Kliczko Witalija.

Oczekiwanie na wielkie widowisko i podgrzewanie atmosfery coraz częściej zastępują realną walkę godnych siebie rywali. Organizacje boksu zawodowego, nawet te prestiżowe, nie stoją już na straży czystości tej dyscypliny. Najczęściej są bezsilne i zadowalają się tylko wpłatami za sankcjonowanie walk o coraz mniej warte mistrzowskie pasy.

Telewizje, które płacą miliony i powinny wymagać za to widowiska odpowiedniej klasy, też mają coraz mniej do powiedzenia. Mogą się jedynie obrazić na boks, tak jak zrobiła to już angielska BBC czy ostatnio niemiecka DSF, która nie przedłużyła kontraktu z Klausem Peterem Kohlem, szefem grupy Universum.

Już w latach 90. nie doszło do pojedynków, na które wszyscy czekali, np. Dariusza Michalczewskiego z Royem Jonesem jr czy z Henrym Maske, a Riddick Bowe nie chciał walczyć z Mike’em Tysonem i Lennoksem Lewisem. Z czasem takie problemy stały się normą. Mimo to dobrych walk w boksie wciąż jest sporo. Prawdziwych gwiazd, szczególnie w niższych kategoriach wagowych, też nie brakuje. Z boksu wciąż można dobrze żyć. Brakuje tylko odpowiedzi na pytanie, czy kiedykolwiek Pacquiao i Mayweather rozstrzygną w bezpośrednim starciu wątpliwości, kto jest najlepszy. Na razie zostaje nam o tej walce śnić. I o to przede wszystkim w tej zabawie chodzi.

Janusz Pindera, Rzeczpospolita