TOMASZ ADAMEK DLA FIT.PL

Robert Monik, fit.pl, fot. Mike Gladysz

2011-01-20

Robert Monik: Jest Pan znakomitym pięściarzem, który zajmuje coraz wyższe miejsce w rankingach prestiżowych organizacji bokserskich. Czy mógłby Pan zdradzić jak się zaczęła Pan przygoda z boksem?
Tomasz Adamek: Zainteresowałem się tym sportem w czwartej klasie szkoły podstawowej, kiedy miałem dwanaście lat. Zacząłem trenować w sekcji Góral Żywiec. Moim pierwszymi trenerami byli Stefan Gawron i Stanisław Orlicki, którzy wychowali m.in. takich bokserów jak Wiesława Małyszko olimpijczyka z Barcelony czy braci Mizia. Trener Stanisław Orlicki po ciężkiej chorobie zmarł w grudniu minionego roku. Dowiedziałem się o tym na kilka dni przed moją walą z Vinny Madalone. Jego śmierć uczciliśmy na tej gali minutą ciszy, a walkę i zwycięstwo zadedykowałem właśnie Stanisławowi Orlickiemu, gdyż on jest dla mnie bokserskim ojcem.

W 1993 roku odszedłem z klubu Góral przeszedłem do GKS Jastrzębie, gdzie trenowałem pod okiem Kazimierza Rochalskiego. Później trafił do Concordii Knurów, po osiągnięciu pierwszych sukcesów na ringu zostałem powołany do kadry, gdzie indywidualne treningi prowadził ze mną Janusz Gortat - dwukrotny medalista olimpijski w wadze półciężkiej, ojciec naszego wspaniałego koszykarza w NBA Marcina Gortata. W 1995 roku zdobyłem mistrzostwo Polski w wadze średniej, mając 19 lat. A w 1996 wywalczyłem ponownie mistrzostwo Polski w wadze średniej, a w 1997 wicemistrzostwo w wadze półciężkiej. W sumie w boksie amatorskim stoczyłem 120 walk, z których wygrałem 108.

- Ma Pan za sobą błyskotliwą karierę w wadze junior ciężkiej oraz półciężkiej, czego efektem są tytuły zawodowego mistrza świata organizacji IBF i IBO oraz WBC. Teraz odnosi Pan kolejne sukcesy w królewskiej wadze. Czy w życiu osobistym też Pan od siebie tyle wymaga?
TA: Na pewno nie spoczywam na laurach, na pewno moja żona by na to nie pozwoliła:).  W domu nie jestem mistrzem bosku tylko normalnym mężem i ojcem. Tylko kiedy się przygotowuje do walki mam w domu taryfę ulgową. Kiedyś wyjeżdżałem na obozy przygotowawcze, ale doszliśmy do wniosku, że nie był to najlepszy pomysł, rozłąka z najbliższymi nie wpływała na mnie najlepiej. Lubię ten gwar w naszym domu i poranną krzątaninę. Przed walkami moje córki się kłócą ze sobą, ale ciszej by mnie rano nie budzić:) Wychowuje moje córki, wożę je na basen czy na tenisa. Pomagam też w domu. W zeszłym roku kupiliśmy dom, przy którego remoncie pomagałem. Dla moich córek staram się być dobrym przykładem. Uczę ich od najmłodszych lat, że ciężką pracą i samozaparciem, a także wiarą można góry przenosić.

- Co Pan czuje gdy otrzymuje Pan nagrodę im. Muhammada Ali, który jest ikoną światowego pięściarstwa czy pas prestiżowego magazynu „The Ring”?
TA: Co czuję? Jestem dumny, że jeszcze do niedawna nikomu nieznany chłopak z wioski Gilowice podbija Amerykę. Ta nagroda była dla mnie wielkim zaszczytem, Muhammad Ali jest przecież legendą światowego boksu. Był nie tylko wspaniałym bokserem, ale także przez całe życie prawym człowiekiem. Z pasu magazynu „The Ring” jestem także bardzo dumny, gdyż ten magazyn jest nazywany biblią boksu i bycie zauważonym przez nich to wielkie wyróżnienia. Te wyróżnienia tylko mobilizują mnie do jeszcze większej pracy na sali treningowej i do dawania z siebie wszystkiego w czasie moich walk bokserskich.

- Obecnie mieszka Pan w USA. Skąd pomysł na wyjazd z kraju i wybór Stanów Zjednoczonych i jak Pan utrzymuje kontakt z rodziną w Polsce?
TA: Pomysł wyjazdu zrodził się stąd, że w USA chciałem rozpocząć bokserską karierę. Stany to mekka boksu, tylko tu można zarobić w tym sporcie dobre pieniądze. Są tu też doskonałe warunki do treningu i partnerzy sparingowi. Przyjechałem do Stanów z rodziną, gdyż nie wyobrażałem sobie sytuacji, w której miałbym krążyć pomiędzy Stanami a Polską. Szybko się zaaklimatyzowaliśmy w New Jersey. Mamy tu wspaniałych przyjaciół, jest też siostra mojej żony ze swoją rodziną. Często odwiedza nas rodzina z Polski, teraz jest na przykład z nami moja mama. Ja jestem w Polsce kilka razy w roku. Na co dzień dzwonię do mamy, czasami, żeby tylko powiedzieć hej u mnie wszystko w porządku, korzystam też ze skype.

- W zeszłym roku zmienił Pan trenera. Już nie jest nim Andrzej Gmitruk, ale Roger Bloodworth. Jak ta zmiana wpłynęła na Pana i na trening?
TA: Dzięki Rogerowi Bloodworthowi poznałem i ciągle poznaje tajniki amerykańskiego boksu, między innymi takie jak schodzenie z linii ciosów czy balansowanie ciałem. Decyzję o zmianie szkoleniowca podjąłem dlatego, gdyż był to czas by dalej rozwijać moje bokserskie umiejętności. Andrzej Gmitruk jest świetnym trenerem, ale ja musiałem mieć szkoleniowca w Stanach tu na miejscu. Andrzej miał wiele spraw w Polsce, a jego stan zdrowia nie pozwalał mu na częste loty.

- Pochodzi Pan z gór, więc twardość i siłę charakteru ma Pan od urodzenia. Co według Pana oprócz tych cech decyduje o tym, że jest Pan w stanie pokonać kolejnego rywala w ringu?
TA: Na pewno ważne jest przygotowanie fizyczne. Nie można lekceważyć żadnego przeciwnika, zwłaszcza w boksie, a szczególnie w wadze ciężkiej, gdzie nie raz się zdarzało, że faworyci pojedynku byli Tomasz Adameknokautowani w pierwszych rundach ponieważ, lekceważyli przeciwników i dobrze nie przygotowywali się do pojedynków. Na pewno też w czasie pojedynku trzeba myśleć, umieć przewidywać ruchy przeciwnika, zawsze powtarzam, że boks jest jak szachy. I przygotowanie psychiczne i plan walki, który się ma w głowie jest równie ważny jak przygotowanie fizyczne. Bokser musi być twardy i odporny na ból. Swoją pierwszą walkę w Stanach z Paulem Brigsem w 2006 roku w Chicago stoczyłem ze złamanym nosem. Nie mówiłem nikomu, że wchodziłem do ringu ze złamanym nosem. Bolało, ale wiedziałem, że ta walka jest dla mnie życiową szansą, której nie mogłem zaprzepaścić a na pewno przeszkodzi mi w tym złamany nos:)

- Jest Pan kolejnym polskim bokserem w wadze ciężkiej po Andrzeju Gołocie, który sprawia w pozytywnym tego słowa znaczeniu, że Polacy zarywają noce i z zapartym tchem oglądają walki bokserskie. Kim są dla Pana fani boksu?
TA: Fani boksu są dla mnie bardzo ważni. Czasami czytam ich komentarze w Internecie zarówno te pozytywne jak i negatywne, ale mam do siebie dystans i nie przejmuję się tym co o mnie piszą. W Stanach mam zagorzałą grupę fanów, która od kilku lat przychodzi na moje walki. Na sierpniowej walce z Michaelem Grantem, było ich prawie dwanaście tysięcy. Jest to niesamowite wrażenie kiedy ogromna hala Prudential Center, gdzie walczę w New Jersey tonie w biało-czerwonych barwach. Czuje się wtedy jakbym walczył w Polsce, kibice skandują ile sił Adamek. Jest tak głośno, że kiedy wchodzę do ringu nawet nie słyszę własnych myśli. W ringu w czasie walki potrafię się całkowicie wyłączyć, jestem wtedy tylko ja i mój przeciwnik. Maksymalne skupienie, nie słyszę wtedy żadnych głosów nic do mnie nie dociera.

- Słyszałem, że lubi Pan jeździć na nartach. Jak to się stało, że zainteresował się Pan tym sportem?
TA: Pochodzę z gór i zupełnie naturalne było to, że będę jeździł na nartach. Ten sport wzmacnia mięśnie nóg i poprawia kondycję. W Stanach naszym ulubionym miejscem do jazdy na nartach jest Lake Placid, gdzie od kilku lat z całą rodziną i z moim menadżerem Ziggim Rozalskim i jego bliskimi jeździmy na narty. Są tam świetne trasy zjazdowe.

- Co sprawia Panu przyjemność oprócz nart i boksu?
TA: Lubię też grać w tenisa i pływać. Mam takie usposobienie, że właściwie nie potrafię usiedzieć w miejscu, kiedy nie trenuje przez dwa tygodnie nie mogę sobie znaleźć miejsca. W lecie gram w tenisa. Lubię też szybką jazdę samochodem, co jeżeli wykonuje się na publicznych drogach trudno nazwać sportem. Myślę, że jeśli bym nie był pięściarzem pewnie zostałbym kierowcą rajdowym, gdyż szybka jazda wyzwala we mnie adrenalinę. Lubię też grać w piłkę nożną.

- Czy oprócz treningu na sali bokserskiej stosuje Pan jakieś inne formy treningowe?
TA: Tak mam trening siłowy z drugim trenerem. Wygląda to trochę jak trening strongmana - na przykład walę ciężkim młotem w wielką oponę czy ciągnę żelastwo na linach. Wykonuję to w czasie jednej rundy bokserskiej. Biegam też pomiędzy szczeblami sznurkowej drabinki rozłożonej na podłodze, są to ćwiczenia na szybkość nóg. Mój trener Roger Bloodworth dba o to, bym się nie nudził w czasie treningu i dodaje też do niego co raz to nowsze elementy. Na przykład przed ostatnią walką rozwiesił linki na ringu, wyglądające niczym pajęczyna, które pomagały schodzić z linii ciosu, czy też sprowadził przyrząd o nazwie burning machine, dzięki którym ćwiczyłem mięśnie ramion.

- Stosuje Pan specjalną dietę przed walką?
TA: Właściwie odkąd zacząłem walczyć w wadzę ciężkiej nie jestem na żadnej diecie, bo nie muszę zrzucać wagi, mogę jeść co chcę, nie oznacza to jednak, że jem byle co. Moja cała rodzina odżywia się zdrowo. Kupujemy organiczne jedzenie, nie jadamy w fast- foodach. Ja bardzo lubię sushi i oczywiście polską kuchnię. Moja żona Dorota świetnie gotuje.

Rozmawiał Robert Monik, fit.pl