HOLYFIELD CHCE RAZ JESZCZE ZOSTAĆ NIEKWESTIONOWANYM MISTRZEM WAGI CIĘŻKIEJ

Leszek Dudek, boxingscene.com

2011-01-14

W kwietniu minie 20 lat od czasu pamiętnej wojny Evandera Holyfielda (43-10-2, 28 KO) z legendarnym Georgem Foremanem (76-5, 68 KO). Dziś "The Real Deal" przyznaje, że wiele się wtedy nauczył od znacznie starszego i bardziej doświadczonego przeciwnika.

"Big George" nie sprostał Holyfieldowi i przegrał po dwunastu rundach, lecz trzy lata później osiągnął swój cel i został najstarszym w historii mistrzem świata, sensacynie nokautując pogromcę Holy'ego - Michaela Moorera.

48-letni dziś Holyfield zamierza stoczyć dwie walki w ciągu sześciu tygodni i zmuszony jest odpychać te same zarzuty, jakie dwie dekady temu przedstawiano Foremanowi.

- Miałem 28 lat, lecz rzeczy, które mówił George, trafiały do mnie. Zgadzałem się z nim, ale nie mogłem go popierać, bo przygotowywałem się do walki. Nie udało mu się ze mną wygrać, ale znokautował człowieka, który mnie pokonał. Foreman osiągnął swój cel, spełnił marzenie. Nikt mu nie wierzył w zapowiedzi, ale on tego dokonał. Teraz ja gonię za moim marzeniem, a ludzie wytykają mnie palcami i stukają się w głowę - powiedział czterokrotny mistrz wagi ciężkiej.

- Ludzie nie mogą zrozumieć, że zaczynałem boksować z marzeniem o zostaniu niekwestionowanym mistrzem wagi ciężkiej. Spełnienie go zajęło mi 20 lat. Straciłem miano króla w 1992 roku i nigdy nie odzyskałem już wszystkich pasów. Może potrzeba następnych 20 lat, bym wrócił na tron? Wciąż mam przed sobą cel. Jeżeli masz cel i jesteś cierpliwy oraz wystarczająco dobry, to dlaczego miałbyś się poddawać? - pyta retorycznie Holy.

W 2007 roku Amerykanin wybrał się do Rosji, gdzie po niezłej walce uległ mistrzowi WBO, którym w tamtym czasie był Sułtan Ibragimow. Rok później Holyfield skrzyżował rękawice z olbrzymim Nikołajem Wałujewem i na oczach całego świata został oszukany przez sędziów, choć nadzwyczaj łatwo uporał się z niewygodnym przeciwnikiem.

Choć krytycy wypominają Evanderowi niepotrzebne przegrane z ostatniej dekady, "The Real Deal" nie zwraca na nich uwagi i uparcie dąży do celu.

- Stałem się tym, kim jestem i dokonałem tego, czego dokonałem, bo nie łatwo wytrącić mnie ze skupienia. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie ci wmawiał, że się skończyłeś. Ja jednak jestem ostrożny i wiem co robię. Nie pozwalam sobie przeszkadzać, znam swój zawód. Dzisiejszy boks jest inny od tego, który pamiętam z lat 90. Jest lepszy sprzęt, pełen dostęp do wiedzy. Jeśli wiesz jak dbać o swoje ciało, to możesz robić rzeczy, o których nieświadomi mogą marzyć. Nie jestem niezwykły, w moim wieku nie brakuje ludzi sprawnych fizycznie. Mam tę przewagę, że wiem co robię, dzięki czemu osiągam lepsze rezultaty od tych, którzy nie posiadają odpowiedniej wiedzy. Jeśli twoja waga znacząco nie wzrasta między walkami, nie musisz wysilać się tak bardzo jak ci, którzy nie dbają o siebie w okresie wolnym od przygotowań. Prowadzę spokojne życie, to dzięki temu wciąż jestem w formie - zapewnia Holyfield.

Ostatni aktywny ze wspaniałych championów ostatniej dekady poprzedniego tysiąclecia przyznaje, że myśli już o zakończeniu kariery, lecz jest jeszcze jedna rzecz, której spróbuje wcześniej dokonać...

- Gdybym to ja miał podjąć decyzję, zmierzyłbym się z braćmi Kliczko i Davidem Haye, a potem zawiesił rękawice na kołku. Gdybym miał przed sobą trzy walki, tak właśnie bym zrobił. Chyba, że jeden z braci zaboksowałby z Hayem. Wówczas ja stoczyłbym pojedynek z drugim, a zwycięzcy spotkaliby się potem. Zrobiłbym wszystko, by wrócić na tron niekwestionowanego mistrza królewskiej dywizji.

Holyfield 22 stycznia zmierzy się z Shermanem Williamsem (34-11-2, 19 KO), a 5 marca w Kopenhadze skrzyżuje rękawice z Brianem Nielsenem (64-2, 43 KO). 48-letni weteran jest faworytem obydwu starć, lecz w tym wieku o wyniku każdej walki może zadecydować dyspozycja dnia. Czy dwa efektowne zwycięstwa przybliżą go do upragnionego pojedynku o tytuł? Nie powinny, lecz potyczka z kochanym przez fanów dawnym mistrzem, zwłaszcza jeśli ten podejdzie do niej po trzech kolejnych wygranych, sprzeda się i w Niemczech, i w Wielkiej Brytanii...