JOHNSON: WIEDZIAŁEM, ŻE W KOŃCU NADARZY SIĘ OKAZJA

Redakcja, fightnews, fot. Tom Casino/SHOWTIME

2010-11-07

Blisko 42-letni Glen Johnson (51-14-2, 35 KO) w swoim debiucie w Super Six po raz kolejny udowodnił swoją długowieczność, nokautując Allana Greena (29-3, 20 KO) w ósmym starciu. Tym samym Jamajczyk zapewnił sobie miejsce w półfinale turnieju.

Pierwszy raz "Sweetness" znalazł się w tarapatach pod koniec trzeciego starcia. Gong uratował wówczas Greena, któremu minutowa przerwa w zupełności wystarczyła na ochłonięcie i powrót do gry. W końcówce piątej odsłony Allan znów miał kłopoty, lecz ponownie Johnsonowi zabrakło czasu. Sytuacja powtórzyła się również w następnym starciu, które Green przeboksował bardzo dobrze aż do ostatnich sekund, w których raz jeszcze dał się zranić. W pierwszej minucie ósmej rundy Amerykanin wylądował na deskach po ciosie, który wylądował bardzo blisko tyłu głowy pięściarza. Sędzia Robert Byrd zastopował walkę, którą (jak się później okazało) do momentu przerwania wygrywał "Ghost Dog". Po siedmiu starciach sędziowie punktowali 67-66, 67-66 i 65-68.

- Wiedziałem, że muszę się przedrzeć. Byłem cierpliwy, bo wiedziałem, że okazja w końcu się nadarzy. Jestem zadowolony ze zwycięstwa. Wiele czasu poświęciłem na przygotowania, miałem swoje wzloty i upadki. Nigdy się jednak nie poddałem i ciężko zapracowałem na ten moment. W super średniej czuję się doskonale. Zrzucenie wagi przyszło mi łatwiej, niż się spodziewałem. Wiek nie ma nic do rzeczy, mogę boksować jeszcze długo po przekroczeniu 60. roku życia. Allan Green jest dla mnie jak brat. Ma wielkie serce, to świetny facet. Jedyne, czego żałuje, to fakt, że nie będziemy mogli obydwaj wystąpić w półfinałach Super Six. Dziś rywalizowaliśmy, ale to zostało w ringu - powiedział po walce "Gentleman".