CZAS NA 'FUNTIME'!

Wojciech Czuba, Boxing News

2010-11-04

Frankie ‘Funtime’ Gavin (8-0, 7 KO) w 2007 roku jako amator wywalczył w Chicago złoty medal mistrzostw świata. W drodze na najwyższy stopień podium pokonał między innymi świetnego Rosjanina Aleksieja Tiszczenko, który do czasu spotkania z Gawinem nie zaznał smaku porażki przez 4 lata. Po przejściu na zawodowstwo w roku 2009, 25-latek z Birmingham idzie przez zawodowe ringi jak burza. W swojej ostatniej potyczce, ten utalentowany mańkut zdemolował Michaela Kelly'ego, zdobywając tym samym tytuł mistrza Irlandii w wadze junior półśredniej. Poniżej prezentujemy wywiad z tym obiecującym zawodnikiem, o którym w niedalekiej już przyszłości na pewno będzie głośno.

- Co sądzisz o swoim najbliższym przeciwniku Deanie Harrisowie, z którym 11 grudnia stoczysz walkę o wakujący pas federacji WBO Inter-Continental?
Frankie Gavin: Znam go, bo sparowałem już z nim kiedyś. To silny fizycznie zawodnik z dobrymi umiejętnościami. Na pewno będzie to dla mnie wymagający pojedynek. Z pewnością jednak to on ma więcej do zyskania niż ja. Jeżeli jakimś cudem uda mu się mnie pokonać, to zyska naprawdę sporo. Wiem, że walczył ostatnio z Paulem McCloskeyem, ale ten zastopował go już w czwartej rundzie. Dlatego jestem spokojny o wynik naszego starcia. Zdaję sobie sprawę, że nie mam jeszcze prawie żadnego doświadczenia, ale za to posiadam spore umiejętności. Jestem szybszy niż on i mam czym uderzyć. Jeżeli on wejdzie do ringu z wizją wygranej, to po kilku sekundach będzie w wielkim szoku (śmiech).

- Jak myślisz czemu zdecydował się na walkę z Tobą?
FG: Bo zarobi dobre pieniądze (śmiech). Poza tym tak jak już mówiłem, jeżeli by wygrał, to wywindowałoby go to do czołówki w ekspresowym tempie. Być może nawet walczyłby wkrótce potem o tytuł Wielkiej Brytanii. Tak naprawdę to nie mam pojęcia dlaczego, jego trzeba zapytać. Z pewnością jednak wiary w siebie mu nie brakuje (śmiech).

- Czy wywalczenie tytułu mistrza Irlandii w Twojej ostatniej walce ma dla Ciebie jakieś znaczenie?
FG: Oczywiście. Bardzo się z tego cieszę i jestem dumny z tego tytułu. Moja mama i tata urodzili się w Irlandii, dlatego jest to świetny prezent dla nich.

- Czy zgodzisz się ze stwierdzeniem, że zarówno ty jak i inni amatorscy bokserzy jacy przeszli na zawodowstwo, dysponują niesamowitą szybkością, która daje im sporo przewagi?
FG: Zgadzam się. Uważam, że ja i James DeGale byliśmy najlepszymi brytyjskimi amatorami na przestrzeni ostatnich 10 lat. Ale są też inni. Amir Khan wywalczył srebro olimpijskie, Carl Froch brązowy medal mistrzostw świata, a David Haye srebrny. Tak, z pewnością coś w tym musi być, bo wszyscy świetnie sobie teraz radzą. No może poza Audleyem Harrisonem, ale i on stanie już niedługo przed swoją wielką szansą.

- Jesteś wciąż bardzo młodym zawodnikiem. Czy nie żałujesz, że nie będzie Ci dane boksować na olimpiadzie w Londynie w 2012 roku?

FG: No cóż, troszkę mi żal tej olimpiady, ale staram się tego tak nie rozpamiętywać. Jestem teraz zawodowcem i skupiam się tylko na swojej karierze. Czasy amatorskie, zawody i olimpiady odeszły w przeszłość. Jeżeli będę ciężko pracował i miał szczęście, to za dwa lata zostanę mistrzem świata. Jeżeli wygram swoją najbliższą walkę o wakujący, interkontynentalny pas WBO, to wskoczę do pierwszej ‘10’ rankingu federacji WBO. Dlatego teraz jestem skupiony tylko i wyłącznie na tym. Nic innego mnie nie obchodzi.

- Jak duża jest różnica pomiędzy boksem amatorskim, a profesjonalnym?
FG: Walcząc jako zawodowiec możesz liczyć na ogromne wsparcie tłumu. To jest wprost coś niesamowitego, czego nie zaznałem nigdy jako amator. W swojej pierwszej walce w Birmingham atmosfera była wprost fantastyczna. 10 tysięcy ludzi krzyczało z całych sił moje imię, to było czyste szaleństwo! To chyba największa różnica jaką do tej pory zauważyłem. Ten doping i te tysiące fanów dają mi ‘kopa’ i dużo energii. Dzięki temu za każdym razem wchodząc do ringu chcę stoczyć w nim prawdziwą wojnę!