KLICZKO: CHISORA TO MŁODSZY BRAT HAYE'A

Efim Szanskij, Sport-Express na Ukrainie

2010-10-26

- W ringu porusza się bardzo szybko, ma też szybkie ręce. Wszystko pozostałe jest dla mnie znakiem zapytania. Muszę jednak przyznać, że kiedy podawałem mu rękę na powitanie, to odniosłem wrażenie, że jego dłoń jest zrobiona z żelaza. Oznacza to, że dysponuje mocnym ciosem - tak swojego najbliższego przeciwnika charakteryzuje Władimir Kliczko (55-3, 49 KO). 11 grudnia w Mannheim 34-letni mistrz świata IBF, IBO i WBO podejmie o osiem lat młodszego Derecka Chisorę (14-0, 9 KO). W wywiadzie udzielonemu gazecie Sport-Express, Kliczko wypowiada się również na temat ostatniej walki jego brata Witalija z Shannonem Briggsem, planach walk z Davidem Haye'em i Aleksandrem Powietkinem, pada również nazwisko Tomasza Adamka.

- Tuż po walce o pas mistrza świata WBC Briggs postawił Witalija Kliczkę w jednym szeregu z Foremanem i Lewisem. Co pan o tym sądzi?
WK:
Nie chciałbym tego oceniać… To jest zdanie Briggsa. Jeśli chodzi o moje, to, mówiąc szczerze, podzielam je. Z drugiej strony przeciwko Witalijowi nigdy nie boksowałem i trudno jest mi się do tego odnieść.

- Niedawno gazeta Bild przeprowadziła wirtualną walkę między panem i bratem, w której zwycięzcą został Witali. Jak przyjął pan tę informację?
WK:
Nie mam nic przeciwko takiemu werdyktowi. Witali jest silniejszym z dwójki braci.

- Jeśli zaproponowano by wam kilkaset milionów dolarów za tę walkę przeciwko sobie, to zgodzilibyście się?
WK:
Pieniądze nie mają w takim wypadku znaczenia. Zwycięzca tej walki mimo wszystko okazałby się przegranym. W każdej płaszczyźnie! Nie poszedłbym na to za żadne pieniądze.

- Przypuśćmy, że miałby pan okazję zmierzyć się z dowolnym bokserem walczącym w dowolnej epoce. Kogo by pan wybrał?
WK:
W tej chwili interesuje mnie pas WBA, należący do Dawida Haye’a. Wspólnie z Witalijem dawaliśmy mu możliwość wyboru. Mógł zmierzyć się ze mną lub z bratem, jednak nie chciał. W listopadzie Hale znowu będzie walczył. Jeśli wygra, to mam nadzieję, że zmierzymy się w następnym roku. Jeśli nie, to będziemy walczyli z innymi.

- Jak podszedłby pan do walki z Muhammadem Alim w jego najlepszym okresie bądź do starcia z młodym Tysonem?
WK:
Proponuję zostawić te wielkie nazwiska historykom. Każde pokolenie ma swoich mistrzów. Foreman lub Ali są legendarnymi sportowcami. Skąd miałbym wiedzieć, czy walcząc z nimi, zwyciężyłbym? Nie mogę tego wiedzieć i nie chcę. Za to mogę nieco zmienić to pytanie i powiedzieć, z kim na pewno nie chciałbym walczyć. Z bratem lub samym sobą.

- W internecie mówi się: Witalij nie znokautował Briggsa dlatego, że nie ma już tak silnego ciosu jak kiedyś. Co pan o tym sądzi?
WK:
Wcześniej Briggs zdołano przewrócić tylko dwa razy: na początku kariery – nie pamiętam już z kim i później, w walce z Lewisem, przy czym sędzia ringowy musiał zatrzymać walkę nie dlatego, że Lennox znokautował go Shannona jednym ciosem. Jestem przekonany, że Witali zrobił wszystko, co było możliwe, aby wygrać z Briggsem w przekonujący sposób. Co zaś tyczy się siły ciosu… Niedawno znokautowałem Petera, a kilka lat wcześniej nie udała mi się ta sztuka, chociaż robiłem wszystko, co mogłem. A byłem przecież młodszy, silniejszy. A może wcale nie byłem silniejszy…

- Za to na pewno obecnie jest pan mądrzejszy.
WK:
Nie wiem. Bardziej doświadczony – to pewne. A Briggs nie upadł nie dlatego, że ciosom Witalija czegoś brakowało. Po upływie dziewiątej rundy popatrzyłem w narożnik Briggsa: Shannonowi było ciężko, słabo. Sekundanci coś tam mówili, nie wiem dokładnie, może się modlili. Jednak Briggs dotrwał do końca. Do ostatniego gongu obawiałem się, czy przypadkiem nie wyjdzie mu jakiś „lucky punch”. Witalij często się odsłaniał… W walce ze mną Chambers miał nadzieję, że wróci do domu bez przegranej przez nokaut, a tymczasem pięć sekund przed końcem walki upadł. Ja sam wiem jak to jest przegrać przez nokaut. Przegrać nieoczekiwanie. Przykładem walka z Sandersem, którego przed pojedynkiem ze mną wszyscy uważali za słabo bijącego.

- Po walce Witalija z Briggsem nie miał pan takiej myśli, że to, co stało się z Amerykaninem może stać się kiedyś z panem?
WK:
Kiedy wychodzisz na ring, zawsze istnieje zagrożenie. Jednak ryzyko istnieje w każdym sporcie – również w piłce nożnej. Nie mówię już nawet o Formule-1. Świetnie zdaję sobie z tego sprawę i dlatego bardzo starannie przygotowuję się do walk, aby nie znaleźć się nigdy w położeniu Briggsa z ostatniej walki.

- Porozmawiajmy o Derecku Chisorze, w walce z którym będzie pan 11 grudnia bronił mistrzowskich pasów. Podczas konferencji prasowej w Mannheim Brytyjczyk zbliżył się do pana i przez pięć minut nie odrywał od pana wzroku. Później coś tam jeszcze szeptał. Co takiego powiedział?
WK:
Obiecał, że mnie znokautuje.

- Pan również nie milczał...
WK:
Powiedziałem mu, że ma nieprzyjemny oddech i zażądałem, aby nie stał tak blisko. Poprosiłem jeszcze, aby nie zapomniał przyjść na konferencję prasową po walce.

- Chisora zachowywał się w Mannheim bardzo pewnie. Można nawet powiedzieć, że prowokacyjnie...
WK:
Jest "młodszym bratem" Davida Haye'a. Czegoś tam nauczył się od rodaka. Skrytykował Briggsa, nazwał go niedołęgą. Nie zgadzam się z nim. Męstwo Briggsa, które pokazał w walce z Witalijem zasługuje na szczególną uwagę. Często udowadniał, że stać go na wiele - ponad osiemdziesiąt procent przeciwników przegrało z nim przed czasem. Nie tak dawno położył Lachowicza. Chisorze przypomniałem historię Foremana, który przed walką z Moorerem również wydawał się "niedołęgą". Jednak 45-letni wówczas Foreman po dziesięciu przegranych rundach znokautował Moorera jednym ciosem i został legendą. Co do Chisory... Chłopak jest przekonany o swoich możliwościach. Szanuję go jako pięściarza. W ringu porusza się bardzo szybko, ma też szybkie ręce. Wszystko pozostałe jest dla mnie znakiem zapytania. Muszę jednak przyznać, że kiedy podawałem mu rękę na powitanie, to odniosłem wrażenie, że jego dłoń jest zrobiona z żelaza. Oznacza to, że dysponuje mocnym ciosem. Jeden z niemieckich dzienniakrzy, który podawał rękę mnie i Chisorze, powiedział, że mocniejszy uścisk ma Dereck.

- Chisora odbył na zawodowym ringu 14 walk. Nie za mało, aby walczyć o mistrzostwo świata?
WK:
To dostatecznie duża liczba. Niegdyś Leon Spinks pobił Muhammada Alego, mając na koncie zaledwie siedem walk.

- Jaki scenariusz przewiduje pan na walkę 11 grudnia?
WK:
Pobiję Chisorę. Nie jest ważne, w któej rundzie.

- Czy to prawda, że po wygranej nad Peterem pański obóz wysłał oficjalne oferty walk Adamkowi i Haye'owi?
WK:
Tak. Adamek postawił warunek, że walka musi odbyć się w Ameryce. Jednak na razie żadnych konkretów nie było. Każdy z nas jest obecnie zajęty przygotowaniami do kolejnych walk. W następnym roku rozmowy z Adamkiem na pewno będą kontynuowane.

- W niemieckiej prasie ogłaszano, że zaproponował pan Haye'owi podział w stosunku 50:50 od wszystkich dochodów z ewentualnej walki. Czego jeszcze chce Haye?
WK:
Wiele. Jednak wszystko z jego strony kończy się tylko na rozmowach.

- Pański menedżer Bernd Boente mówi: jeszcze trochę i przy wariancie, na który nalega Haye, Brytyjczyk otrzyma 70 procent dochodów...
WK:
Haye chce zarezerwować dla siebie wszystkie prawa na angielski rynek, również prawa telewizyjne. W tym wypadku podział zysków rzeczywiście wynosi 70:30, a nie 50:50.

- Już dwukrotnie anulowano pańską walkę z Aleksandrem Powietkinem. Jakie jest prawdopodobieństwo tego, że ten pojedynek kiedyś się odbędzie?
WK:
W tej chwili ciężko cokolwiek powiedzieć. Jeśli Aleksander znowu nie przyjedzie na konferencję prasową, to oczywiście walki nie będzie... W ten sposób historia znowy może się powtórzyć. Powietkin nie jest teraz nawet klasyfikowany w czołowej dziesiątce rankingu. Myślę, że nasza walka nie odbędzie się szybko.

- Niedawno Powietkin powiedział, że nie przyjechał na konferencję do Frankfurtu ze względu na to, że jeszcze nie podpisał kontraktu na walkę z panem. Według jego słów, przygotowywał się do innej walki. Jak pan to skomentuje?
WK:
Miał walczyć z kimś innym? Aby wygrać przetarg na walkę z Powietkinem zapłaciliśmy ponad osiem milionów. Ktoś z jego obozu mógł pofatygować się do Frankfurtu, a nie tłumaczyć się na odległość. Na przykład promotor Sauerland. Na konferencji nie pojawił się nikt, co oznacza, że nikt z ludzi Powietkina nie życzył sobie tego pojedynku. Powietkinowi życzę sukcesów. Musi się jednak zastanowić czy wybrał właściwego trenera, promotora. Nie wiem na co on jeszcze czeka - jest już przecież po trzydziestce.