ADAMEK: ZROBIMY Z KLICZKO SHOW

Michał Białoński, interia.pl

2010-10-14

Michał Białoński: Na początek mały quiz. Kto powiedział o panu takie słowa: "Jego przejście do wagi ciężkiej jest imponujące, rozwija się w niej błyskawicznie"?
Tomasz Adamek: Szczerze mówiąc, zastrzelił mnie pan. Nie wiem, kto tak o mnie powiedział.

- Pewnie będzie pan zaskoczony - to fragment jednego z ostatnich wywiadów dla "Sports Illustrated" Władymira Kliczki, który jest znudzony wymówkami kilku rywali, bo ci unikają walki z nim. Ma nadzieję, że w panu znajdzie godnego przeciwnika.
TA: Ja nie będę robił żadnych pozaringowych uników. Jeżeli tylko Kliczko będzie chciał walczyć w USA i porozumiemy się co do kontraktów, bo to jest przecież również ważne, to dojdzie do walki! Boks to nie tylko sport, ale też biznes. Tę drugą część zostawiłem Ziggy'emu Rozalskiemu. On już dobrze wie, jak pokierować moją karierą, żeby było dobrze.

- Czyli jednym z powodów odwlekania walki Adamek - Kliczko mogą być nieporozumienia co do wyboru kraju, w którym będzie się ona miała odbyć? Dlaczego pan się upiera, abyście boksowali w USA?
TA: Stanów Zjednoczonych w tej kwestii nie odpuścimy. Już mija drugi rok odkąd mieszkam w tym kraju. Mam tu wielu fanów, tu jest światowa stolica boksu, tu są wspaniałe hale, takie jak Madison Square Garden czy Prudential. One wypełniają się do ostatniego miejsca na ciekawe pojedynki bokserskie. Do tego dochodzi jeszcze telewizja, która jest głównym sponsorem gal. HBO nie pokazałoby pojedynku Adamka z Kliczką, gdyby on się nie odbywał w USA! Poza tym proszę mnie zrozumieć: jestem Polakiem mieszkającym w USA i walka w Niemczech nic mi nie da.

Powtarzam jednak: za dobry kontrakt mogę walczyć z każdym. Jeśli ma to być Kliczko, to niech będzie Kliczko. Ja nie widzę żadnego problemu!

Słyszy się, że ktoś tam co jakiś czas walczy z Kliczkami, ale z tego, co wiem, to za naprawdę nieduże gaże. Dla mnie jest to nie do przyjęcia. My mamy swoją markę wyrobioną. Moja skromna osoba przyciąga ponad 10 tysięcy ludzi na hale. Zróbmy show w Ameryce!

- Czy oczekiwanie na walkę o mistrzowski pas nie dłuży się panu? Wydawało się, że walka z Grantem będzie ostatnim przetarciem, tymczasem będzie się pan jeszcze musiał zmagać z Vinnym Madelonem.
TA: Nie niecierpliwię się, gdyż wszystko przebiega planowo. Od samego początku mój trener Roger Bloodworth zapowiadał, że oprócz walki z Grantem będę musiał stoczyć jeszcze jedną, w której się zaprawie przed wejściem do ringu na bitwę o mistrzowski pas. Kampania "Madalone" ma na celu nauczenie mnie poruszania się w ringu, unikania ciosów, poprawę czystego uderzenia. Właśnie dzisiaj (rozmowę prowadziliśmy w nocy z poniedziałku na wtorek, a więc w USA był jeszcze poniedziałek - przyp. red.) dwie godziny treningu poświęciliśmy z Rogerem na ten element. Zresztą ostatnio codziennie to robimy: w przeciągu sześciu-siedem rund uderzam w tarczę poprawiając swoje stare błędy, poruszając się po ringu bardzo "miękko". Staram się zadawać ciosy, które są wyprowadzane z pozoru luźno, a wbrew temu mają jednak olbrzymią moc.

- Podczas walki z Grantem chciał pan poprawić gardę i obronę. Udało się to wykonać?
TA: Jeżeli ktoś jest bokserskim fachowcem i porówna moje boksowanie podczas walki z Arreolą do tego z pojedynku z Grantem, od razu zauważy dużą poprawę. Wcześniej za dużo było zrywów, za dużo biegałem. Ostatnio moje ruchy były o wiele bardziej wyrafinowane, energooszczędne, a gdy głowę schylałem gdzieś w lewo, to nie było już gwałtownego szarpania. Efekt był taki, że po walce z Grantem nie czułem się zmęczony, a po Arreoli niemal słaniałem się z nóg. Trening z Rogerem powoduje, że z każdym campem staję się lepszym pięściarzem i właśnie o to nam chodzi, bym w przyszłym roku był gotów na walkę mistrzowską.

- W minioną sobotę w Chicago piłkarska reprezentacja Polski zremisowała z USA 2-2. Nie kusiło pana wybrać się na ten mecz?
TA: Chciałbym bardzo, lecz treningi na to nie pozwoliły. Cieszę się jednak z tego, że chłopaki Smudy nie dali się tak silnemu przeciwnikowi i to na jego terenie, chociaż grano bardziej na neutralnym terenie, gdyż słyszałem, że Polaków było tak samo dużo, jak Amerykanów. Nic, tylko pogratulować naszej reprezentacji równie udanego meczu.