WYWIAD. SŁAWOMIR MALINOWSKI

Adam Jarecki, Opracowanie własne

2010-09-15

Wicemistrz Europy Juniorów Młodszych, uczestnik Mistrzostw Świata w Buenos Aires, dwukrotny Mistrz Polski Seniorów, dwukrotny złoty medalista Turnieju im. Felixa Stamma, pokonał mi. Yuriego Foremana (byłego mistrza WBA wagi junior średniej), Damiana Jonaka, Krzysztofa Bieniasa, Kaya Huste... Sukcesy Sławomira Malinowskiego można wymieniać jeszcze długo. Przedstawiamy wywiad z jednym z największych talentów polskiego boksu amatorskiego ostatnich 20 lat. Rozmowa m. in. o jego fatalnej kontuzji na MŚ, propozycji przejścia na zawodowstwo z Universum, sparingach z Grzegorzem Proksą, niedawnej próbie powrotu, polskiej kondycji boksu amatorskiego i nie tylko. Zapraszamy do lektury!

Adam Jarecki: Jak rozpoczęła się Pańska przygoda z boksem?
Sławomir Malinowski: Zaczęło się od fascynacji filmami karate, obejrzałem słynne "Wejście Smoka" i to był impuls do rozpoczęcia przygody ze sportami walki. Przez wakacje brałem udział w treningach karate jednak grupa bardzo szybko się rozpadła, a mi bardzo się spodobało. Pamiętam jak dziś jak mówiłem tacie, że dalej chcę trenować. Tata skontaktował się z ówczesnym prezesem klubu Wisła Tczew i to właśnie tam stawiałem swoje pierwsze kroki. Trenowałem tam od 8 do 14 roku życia później zaś byłem zawodnikiem niezrzeszonym.

- Tuż po zdobyciu vice mistrzostwa Europy juniorów młodszych zarząd zdecydował, że pojedzie Pan do Buenos Aires na Mistrzostwa Świata Juniorów. Odpadł Pan w ćwierćfinale z Antonem Sołopowowem po wyrównanej walce, lecz niewielu wie o nieciekawej kontuzji, która się Panu przytrafiła. Jak Pan wspomina Mistrzostwa i całą tę walkę?
SM: Co do kontuzji - stało się to w eliminacjach, była to dokładnie druga kość śródręcza. Walczyłem z jakimś Chilliczykiem i w czwartej rundzie coś strzeliło mi w ręce. Pomyślałem, że to tylko wybity palec. Jako, że polska ekipa nie posiadała lekarza w składzie musiałem udać się do Niemców. Zrobili mi opatrunek, zamrozili rękę i musiałem boksować dalej, bo przecież na Mistrzostwach Świata nie bywa się codziennie. Póki ręka była zamrożona i nie odczuwałem bólu, jednak podczas walki na prawdę ciężko było bić z pełną siłą i to zadecydowało o wyniku walki w ćwierćfinale. Wielka szkoda, bo w półfinale czekał Constantin Miric, którego pokonałem 3 miesiące wcześniej w Neapolu. A w finale sam Miquel Cotto..

- Niewiele później, bo w wieku 19 lat dostał Pan ofertę przejścia na zawodowstwo do renomowanej grupy Universum. Do przygody z zawodowstwem namawiał Pana sam Darek Michalczewski. Niech Pan opowie o okolicznościach w których wyszła ta oferta i dlaczego nie została sfinalizowana.
SM: Moim priorytetem była kariera amatorska nie zawodowa, celem najwyższym była Olimpiada. W tamtych czasach przechodzenie na zawodowstwo nie było jeszcze tak popularne u nas w kraju jak teraz, a po części była to też jakaś obawa, bo nie do końca wiedziałem " z czym to się je ". Wiązało się to ze zmianą miejsca zamieszkania, nauką języka, światem wywróconym do góry nogami. Wiedziałem, że Pan Michalczewski by mnie wspomógł jednak wtedy miałem przed oczami tylko medal olimpijski, to było moje największe marzenie.

- Nie żałuje Pan tej decyzji?
SM: Patrząc na to z perspektywy czasu to trochę tak.

- Na ringach amatorskich pokonał Pan niejednego świetnego zawodnika. Niektórzy z nich robią teraz kariery na zawodowstwie. Są to mi. Yuri Foreman, Damian Jonak, Krzysiek Bienias. Co Pan myśli, patrząc na ich kariery? Mogłem być na ich miejscu?
SM: Szczerze? Jeżeli miałoby to być miejsce Formana to zdecydowanie tak. Jonaka, Bieniasa - nie. Ich kariera powoli się rozwija o ile nie stoi w miejscu. Co do tego czy mogłem być na ich miejscu - patrząc na to z perspektywy czasu myślę, że mogłem zajść nawet wyżej niż Foreman. Miałem niesamowitą wytrzymałość, odpowiednią szybkość, kondycję.. Wszystko czego trzeba na zawodowstwie. Byłem nie do zajechania jak to się mówi ( śmiech ). No, ale widocznie tak było mi pisane. Może, gdybym wtedy wybrał inaczej to nie miałbym wspaniałej narzeczonej, piętnastomiesięcznego synka, a to jest aktualnie mój największy sukces!

- Przygotowując się do Mistrzostw Europy w Warszawie Grzegorz Proksa sparował z właśnie z Panem. Podobno walki kontrolne nie przebiegały pod dyktando Super-G..
SM: Mój główny konkurent z wagi Bojanowski zachorował, Chudecki też nie mógł przyjechać na kadrę i tak zostałem sam na placu boju. Dla mnie nie było różnicy z kim będę sparował, bo sparing jest od nauki nie od urwania głowy. Nie było dla mnie problemem, że " chodził " wagę wyżej. Po jakich 30 sekundach można powiedzieć, że był przygotowywany do pierwszego knockdownu. ( śmiech ) No, ale przecież tak jak sam mówiłem, na sparingach nie chodzi o to, żeby położyć kogoś na deski, tym bardziej nie kolegę i odpuściłem. Nawet trener Okreskowicz prosił nas, żebyśmy zaboksowali luźniej. Pod koniec w 4 lub 5 rundzie znów przyspieszyłem i powtórzyła się sytuacja z pierwszej. Po sparingach Grzegorz mówił, że sporo dały mu wspólne sparingi no i chyba mówił prawdę, bo na owych Mistrzostwach zdobył przecież srebro.

- Ostatnio chciał Pan wrócić ostatni raz na ring i wziąć udział w Mistrzostwach Polski w Strzegomiu. Dlaczego nie doszło do powrotu?
SM: Chciałem to zrobić dla mojej małżonki, jednak okazało się, że mam kamień na nerce i to dość spory i nie było sensu ryzykować zdrowia dla paru walk. Come back się nie udał ( śmiech ).

- Największy sukces i najcięższe chwile Sławomira Malinowskiego?
SM: Największy sukces. Chyba będzie to zdobycie złota na turnieju im. Felixa Stamma. Pokonałem po drodze do finału na prawdę niezłych pięściarzy, jak choćby Kaya Huste, wtedy aktualnego Mistrz Europy do tego przypadłem do gustu jury bo zostałem uznany za najlepszego zawodnika turnieju, a zarazem byłem najmłodszym finalistą. Wiele to dla mnie znaczyło. A najcięższa chwila? W 1994 zorganizowano mecz między klubami Wierzyca Starogard Gdański, a Startem Renoma Elbląg. Boksowałem z zawodnikiem 2 lata starszym, który pokonał przed czasem 3 zawodników Wisły Tczew, którzy byli z jego rocznika. W tym wieku 2 lata to ogromna różnica. Do tego dochodziła różnica wagi - ja walczyłem w 54kg on 60kg. Ustaliliśmy limit na 57kg. W walce padł remis, ale nigdy nie zapomnę jaki byłem zmęczony po tym pojedynku. Do tego dochodzi kontuzja łokcia podczas starcia. Naprawdę ciężka walka.

- Zna Pan polski boks amatorski "od kuchni", był Pan w kadrze, brał udział w dziesiątkach imprez w Polsce i zagranicą, był Pan trenerem juniorów na Pomorzu. Pana zdaniem - czemu polski boks amatorski nie ma prawie żadnych sukcesów? Przecież chłopakom talentu nie brakuje. Co zrobić, aby coś zmienić?
SM: Po pierwsze - zmienić wszystkich działaczy. Po drugie - trenerom trzeba zostawić trenowanie, a nie, że przyjdzie prezes zarządu i powie puść tego i tego na zawody bo jego tata, kuzyn, brat jest moim znajomym. To częste zjawisko w polskim boksie, że gorszy zawodnik jedzie na zawody, bo ktoś wyżej postawiony tego chce. Tak jak w piłce nożnej - słabszy zawodnik powinien siedzieć na ławce i koniec. A nie, że " wyższe sfery " życzą sobie, aby ten i ten zawodnik jechał na zawody. To jest chore, ale jak to mówią - na układy nie ma rady. Krok pierwszy to wyrzucić wszystkich " leśnych dziadków " z zarządów i wprowadzić, jak ja to mówię, " młodych gniewnych ", którzy wreszcie wprowadziliby jakieś innowacje.Często słyszę jak ludzie wspominają czasy kiedy to zdobywaliśmy medale na mistrzostwach, olimpiadach i mówią, że gdyby tamta ekipa wróciła to znów by wygrywała.To jedna wielka nieprawda, boks bardzo prężnie się rozwija, a my stoimy w miejscu i tu jest problem. Oni nadal żyją przeszłością, a nie przyszłością.

- Miał Pan jakieś ringowe wzorce?
SM: Nie miałem typowego ideału, u każdego podziwiałem co innego np. u Darka Michalczewskiego niesamowita wytrzymałość, konsekwencja, u Lennoxa Lewisa wspaniała technika, jednak próbowałem wypracować własny styl. Moją domeną była szybkość, wytrzymałość, ale i lewy prosty, który miałem, mimo, że była to słabsza ręka, bardzo silny. Nawet trener kadry powiedział kiedyś, że mam lewy prosty jak Michalczewski.

- Czym zajął się Pan po zakończeniu bogatej kariery?
SM: Przez jakiś czas zajmowałem się jeszcze trenerką, lecz gdy urodził mi się synek musiałem z czegoś zrezygnować, bo wiadomo, że trenerka nie przynosi zbyt dużych profitów. Prowadzę własny biznes, do tego studiuję i staram się wychować syna na porządnego człowieka, bo to jest w tej chwili najważniejsze.

- Dziękuję za wywiad.
SM: Ja również i pozdrawiam wszystkich kibiców szermierki na pięści!

Rozmawiał Adam Jarecki