ADAMEK: AMERYKA MNIE NIE ZMIENIŁA

Przemysław Garczarczyk, ASInfo

2010-08-15

Pięć lat temu Tomasz Adamek przyleciał do Stanów Zjednoczonych jako praktycznie nieznany pięściarz z Polski. Po swoim pierwszym i od razu sensacyjnym, kandydującym do miana Walki Roku, pojedynku z innym nieznanym na amerykańskiej scenie bokserskiej pięściarzem, Australijczykiem Paulem Briggsem, Adamek staje się ulubieńcem polskiej publiczności. Szybko mija pięć lat, są mistrzowskie pasy w półciężkiej i junior ciężkiej, zbliża się 21 sierpnia 2010 roku: w Prudential Center w Newarku, "Góral", zawalczy jako jeden z najbardziej znaczących pretendentów do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej z Michaelem Grantem. Być może będzie to ostatnia walka przed pojedynkami o pasy z obecnymi mistrzami globu: Władymirem i Witalijem Kliczką lub Davidem Haye.

- Pięć lat w USA: Ameryka ciebie zmieniła?
Tomasz Adamek: Wierzę w to, że USA nie zmieniły mnie jako człowieka. Ciągle najważniejsza jest dla mnie rodzina, żona i dwie córki. Dla nich to wszystko robię.

- Kiedy rozmawialiśmy przed pięcioma laty, po rewanżowej walce z Briggsem, już wtedy mówiłeś o zdobyciu pasa wagi ciężkiej...
TA: Dla mnie ten pas jest ciągle najbardziej prestiżowy. Ludzie mogą mówić, że inne kategorie wagowe stały się bardziej atrakcyjne, ale dla mnie słowa "Tomasz Adamek, mistrz świata wagi ciężkiej" ciągle brzmią wspaniale.

- Czy zmieniła się twoja opinia na temat boksu? Jak innym jesteś pięściarzem dzisiaj, na tydzień przed walką z Grantem od tego, który pięć lat temu walczył z Paulem Briggsem?
TA: Dopiero boksowanie w Stanach uświadamia jakim wielkim biznesem jest zawodowe pięściarstwo. Przylatując do USA wiedziałem oczywiście o promotorach i rankingach, ale trudno było sobie wyobrazić jak wielką potęgą w tym sporcie są stacje telewizyjne. Widzę teraz jak walki się odbywają - - lub nie odbywają - z powodów nie mających niczego wspólnego ze sportem. Jestem na pewno bardziej dojrzały, być może patrzę na sprawy bardziej realistycznie. A zmiany w moim boksowaniu? Przyleciałem tutaj jako "fighter", był cios za cios. Teraz, tak mi się przynajmniej wydaje, mam cechy najlepsze z obu bokserskich światów: szybkość i taktykę w ringu powiązaną z tą zawadiacką mentalnością pójścia na całość, jak tak po prostu trzeba. Oczywiście, że kształtowali mnie też trenerzy - najpierw i najdłużej Andrzej Gmitruk, później Sam Colonna, Buddy McGirt, Ronnie Shields i teraz Roger Bloodworth. Zmieniałem się też z każdym rywalem, z którym przyszło mi walczyć. Dla mnie to były najlepsze lekcje jaki można było mieć. Jak się potrafi zapamiętać te wszystkie podejmowane w ringu, w ułamkach sekund, złe i dobre decyzje i wyciągnąć z nich wnioski, to po prostu trzeba być lepszym z walki na walkę.

- Ostatnio wszyscy pięściarze z którymi wygrywasz szukają wymówek: nie doceniłem go, nie trenowałem tak jak potrzeba. Ostatni z nich to Chris Arreola, a potem Grant dołożył się ze swoim "prostym bokserem"...
TA: Niektórzy zawsze muszą mieć jakieś usprawiedliwienia. Nie mogę zrozumieć, jak można powiedzieć, że się nie trenowało tak, jak powinno. To tak jakby po przegranej walce powiedzieć: "To była moja wina. Nie przychodziłem na trening bo lubię jak mnie tłuką po twarzy". Nigdy ode mnie tego nie usłyszysz. Jestem według Granta prostym bokserem? To dobrze, to znaczy, że według niego będzie to łatwa walka. Grant powtarza także, że nie dam sobie rady z jego lewym prostym, a jak go ominę, to będzie czekała na moją głowę jego prawa pięść. Już to w życiu parę razy przed walkami słyszałem. Po przegranych walkach, ci sami rywale przyznawali, że łatwiej powiedzieć niż zrobić to z Adamkiem w ringu. Mam za sobą ponad 10 tygodni obozu treningowego z Rogerem. Jestem gotowy na Michaela Granta i na to, że 2011 rok będzie moim w wadze ciężkiej.

- Bez walki o mistrzostwo do końca 2010 roku? Myślisz, że Witalij już nie zadzwoni?
TA: Czytałem co ostatnio mówił w wywiadach. Ciekawe, bo ostatni raz jego przedstawiciel zadzwonił do nas z konkretną ofertą - a nie pogadać o pogodzie w New Jersey - 10 miesięcy temu. Wtedy miałem mieć na przygotowania do walki niecałe trzy tygodnie. Walczę dla pieniędzy, jestem profesjonalistą, ale byłbym głupi łasić się na miliony i wychodzić na ring, w najważniejsze walce życia, nieprzygotowany, tylko po to, żeby dorzucić do konta. Nigdy tego nie zrobię. Czy mogę walczyć jeszcze w tym roku z Witalijem, Władymirem lub Davidem? To ciągle możliwe.

- Jedyna przegrana w twojej karierze to porażka z Chadem Dawsonem. Czy od tego czasu śledziłeś jego karierę? Będziesz mu kibicował, kiedy zmierzy się podczas tego weekendu z Jeanem Pascalem?
TA: Nie ma bokserów, których lubię lub nie lubię. To samo z Chadem - jeśli będę oglądał jego walkę, będę to robił jako kibic, który chce zobaczyć ciekawy pojedynek. Pewnie zobaczę kilka rzeczy więcej niż zwykły fan boksu - walczyłem z nim jakby nie było o mistrzostwo świata - ale nie będzie z mojej strony jakiegoś specjalnego zainteresowania tym czy Dawson wygra czy przegra Jakby był w mojej kategorii byłoby inaczej, ale teraz dzieli nas ponad 25 kilogramów. Żebyś mnie źle nie zrozumiał - ciągle lubię oglądać boks, coś podpatrzeć u innych, zapamiętać, ale oglądam go więcej kiedy nie trenuję. Po dziesięciu tygodniach w Sali i na ringu, oglądanie tenisa brzmi bardziej interesująco...

Rozmawiał: Przemek Garczarczyk