KLICZKO: GAŻA ODPOWIADA GABARYTOM WAŁUJEWA

Przemysław Osiak, Konsomolskaja Prawda

2010-06-24

Witalij Kliczko (40-2, 38 KO) w ostatnich dniach po raz kolejny starał się przekonać Nikołaja Wałujewa (50-2, 34 KO) do podjęcia rękawicy rzuconej jeszcze zimą. Podczas wizyty Kliczki w Sankt Petersburgu, którego mieszkańcem jest jego potencjalny przeciwnik, doszło do spotkania "w cztery oczy" odnośnie pojedynku. - Za wcześnie stawiać diagnozę. Jest jeszcze cały rząd szczegółów, które będzie trzeba przedyskutować z promotorami Nikołaja - obwieścił Ukrainiec. W rozmowie z rosyjskimi dziennikarzami Kliczko wskazał na najsilniejsze punkty Wałujewa oraz wyjaśnił dokładnie, dlaczego obecna oferta złożona Rosjaninowi różni się o milion dolarów w stosunku do poprzedniej, złożonej killka miesięcy temu.

Konsomolskaja Prawda: Jaki jest główny powód Pańskiej wizyty w Sankt Petersburgu?
Witalij Kliczko: Oficjalnego celu nie ma, są powody nieoficjalne. Miałem zaplanowanych kilka spotkań o charakterze prywatnym. Oprócz tego, wspólnie z małżonką Natalią zostałem zaproszony do Teatru Maryjskiego na ceremonię rozdania nagród laureatom muzycznego festiwalu "Gwiazdy Białych Nocy". Spotkałem się również z moim kolejnym, póki co wirtualnym, rywalem. Chodzi mi oczywiście o jednego z najlepszych sportowców-petersburżan, Nikołaja Wałujewa.

KP: Jak się udała rozmowa?
WK: Ja i Kola jesteśmy starymi znajomymi i kolegami po fachu. Pogadaliśmy. Mam nadzieję, że mimo wszystko Nikołaj i jego promotorzy dokonają jedynego słusznego wyboru i pojedynek, którego oczekują miliony miłośników sportu, koniec końców, odbędzie się.

KP: Czyli ostateczne porozumienie nie jest jeszcze osiągnięte?
WK: Jest za wcześnie, aby stawiać diagnozę. Sprawę będzie można uważać za zakończoną tylko wtedy, gdy kontrakt będzie podpisany. A do tej pory nie jest. Jest jeszcze cały rząd szczegółów, które będziemy musieli przedyskutować z promotorami Nikołaja.

KP: Na całym świecie przyjęło się, że to pretendenci szukają możliwości spotkania z mistrzem. Jeśli chodzi o Pański przyjazd do miasta na Newie, to wszystko wygląda tak, jakby to mistrz przekonywał pretendenta.
WK: Nie wygląda to w ten sposób. Nie była to moja podróż służbowa z celem spotkania się z Wałujewem. Tak jak powiedziałem, byłem tu zaproszony jako gość VIP na kilka spotkań nieoficjalnych. Lecz jeśli już tak się trafiło, to dlaczego miałem nie spotkać się z Kolą? Przecież zawsze lepiej jest zobaczyć się bez pośredników. Im mniej pośredników, tym lepiej.

KP: O jakiej sumie pieniędzy rozmawiacie?
WK: Jako honorarium za pojedynek ze mną, proponuję Nikołajowi półtora miliona dolarów amerykańskich. Targować się nie będę. Jeśli Nikołaj zrezygnuje z tej oferty, to będę boksował przeciwko innemu rywalowi – temu, kto zajmuje pierwsze miejsce w rankingu pretendentów. Motywacji Nikołajowi nie powinno zabraknąć. W końcu otrzymuje on szansę walki o najbardziej prestiżowy pas mistrzowski – ten sam, który posiadali Muhammad Ali, Mike Tyson, Lennox Lewis. Dzisiaj ten pas należy do mnie i daję Nikołajowi niecodzienne prawo do walki o jego posiadanie. Co więcej, w tej szansie zawiera się honorarium, którego nie otrzymywał nawet wtedy, gdy był mistrzem świata. Mam nadzieję, że zwycięży zdrowy rozsądek, a nie jego wielka duma.

KP: Czy w zamian za swoją zgodę Wałujew otrzyma jakiś procent z transmisji telewizyjnej?
WK: Możemy się targować: procent od transmisji walki, procent od sprzedaży praw międzynarodowych, procent od biletów... Lecz nie jesteśmy na bazarze. Jeśli Wałujew widzi swój interes w tej walce, to proszę bardzo – daję mu możliwość. Jeśli interesu nie ma, to sytuacja zmienia się całkowicie. Ostatnim razem - mam na myśli zimę – próbowano nam wykręcać ręce: jakieś tam procenty, jakieś prawa telewizyjne... Niemniej największa motywacja dla każdego sportowca jest jedna – zostać mistrzem świata. Bez tej motywacji wszystko inne – pieniądze, uznanie, sława – traci swój sens. Pamiętam, że kiedy trafiła mi się możliwość walki przeciwko Lennoxowi Lewisowi o tytuł mistrza, to bez namysłu powiedziałem: "Tak!". A przecież sytuacja wyglądała tak, że do walki zostało tylko dziesięć dni i zrozumiałe, że w tak krótkim czasie nie mogłem osiągnąć szczytu formy. Rozumiałem jednak, że jeśli przytrafiła się okazja, to wykorzystam ją w pełnym stopniu.

Dlatego jeśli motywacją Nikołaja są wyłącznie finanse, to nie mam nic do dodania. Ostatnim razem przekonałem się, że Wałujew wykorzystał wszystkie preteksty do tego, aby pojedynek się nie odbył. Zimą najpierw zaproponowałem mu milion, później w negocjacjach zatrzymaliśmy się na liczbie dwa i pół miliona dolarów. Lecz i to wówczas okazało się niewystarczające: przydałyby się prawa transmisyjne do USA, Rosji, gdzieś jeszcze... I tutaj pojawia się pytanie: kto komu proponuje walkę? Nikołaj Wałujew czy Witalij Kliczko? Kto jest mistrzem świata?

Ostatnim razem przestałem targować się i obecnie warunki proponuję wprost. Wałujew może je zaakceptowac lub nie. I tyle. Powiem tylko, że jeśli odmówi, to wątpię, aby jeszcze kiedyś dostał taką możliwość: nadzwyczajne prawo do walki o tytuł mistrzowski, plus gaża, która, że tak powiem, odpowiada jego gabarytom.

KP: Mimo wszystko zimą proponował Pan Wałujewowi dwa i pół miliona, obecnie tylko półtora. Czym jest to spowodowane?
WK: Po pierwsze, jest to podyktowane sytuacją na światowym rynku. Wówczas stosunek euro do dolara wynosił jeden do półtora, teraz praktycznie jeden do jednego. Po drugie, wtedy mieliśmy zarezerwowaną jedną z największych aren Niemiec – stadion drużyny Schalke-04, na którym walczył wcześniej mój brat Władimir. Na dzień dzisiejszy nie mamy możliwości wydzierżawić tego obiektu. Stwarza to dodatkowe trudności: jeśli planujemy walkę z Wałujewem na jesień, to nie dość, że stadion na którym odbędzie się pojedynek musi być kryty, to jeszcze powinien zapewniać ogrzewanie. Przecież publiczność nie będzie siedziała w deszczu. Należy zrozumieć, że całą odpowiedzialność za organizację walki ponosi moja strona, moja grupa promotorska. Jak widać, przyczyny dla których oferuję Nikołajowi honorarium mniejsze, niż ostatnio, są w pełni obiektywne.

KP: A w jakim kraju odbędzie się prawdopodobna walka z Wałujewem?
WK: Póki co, pracujemy nad tym. Nie jest to jeszcze ustalone. Dobrze by było, jeśli spotkanie w ringu odbyłoby się na neutralnym terenie, aby obaj pięściarze znaleźli się w równych warunkach. Inaczej mówiąc, kibiców jednego i drugiego powinno być raczej po równo. Myślę, że na przykład Białoruś odpowiadałaby tym warunkom.

KP: Gdzie spodziewacie się największego zainteresowania telewidzów?
WK: Oczywiście na terenach postsowieckich. W końcu obaj rozmawiamy po rosyjsku. W Niemczech także z niecierpliwością oczekują na nasz pojedynek. W USA Nikołaj nie stoczył dużo walk, więc kibice nie znają go tam za dobrze. Naturalnie, wielu słyszało o największym bokserze w historii boksu zawodowego, który przy wzroście 2 metrów i 14 centymetrów waży 150 kilogramów. Lepiej jest raz zobaczyć, niż sto razy usłyszeć.

KP: Jakie wrażenie odniósł Pan przy osobistym spotkaniu z Wałujewem? Czy tak naprawdę chce on  spotkać się z Panem na ringu?
WK: Odniosłem wrażenie, że Nikołaj chce tej walki, jednak za nos wodzą go promotorzy – Don King oraz Wilfried Sauerland.

KP: Eksperci twierdzą, że w parze Wałujew-Kliczko jest Pan zdecydowanym faworytem.
WK: Przewidywania ekspertów w sporcie to czystej wody spekulacja. A już w boksie, a szczególnie w wadze ciężkiej, lepiej zamilczeć – tutaj wystarczy na moment się zdrzemnąć i jeden jedyny cios może okazać się decydującym. Wałujew ma silne strony, ma również słabości, lecz nie będę teraz o nich mówił. Po co zdradzać sekrety? Będę starał się zrobić wszystko, aby nie pozwolić mu wykorzystać swojego potencjału i obnażyć jego słabe elementy.

KP: Niech Pan wobec tego wskaże najsilniejsze punkty Wałujewa.
WK: Duża waga. Nawet nie znam takich sparingpartnerów – z kim mam się przygotowywać? Zasięg ramion. Nikołaj potrafi się bić, może przyjąć cios. Nikt nie zdołał jeszcze zakończyć walki z Wałujewem przed czasem. Tymczasem do mnie należy światowy rekord w procentowym bilansie zwycięstw i nokautów. W tym jest intyga: czy Kliczko jest w stanie znokautować Wałujewa?

KP: Zaczął Pan trenować boks o wiele wcześniej niż Człowiek-Góra. Można więc przyjąć, że podstawy zawdzięcza Pan jeszcze sowieckiej szkole boksu. Czy będzie to Pańska przewaga?
WK: Okres treningów nie ma znaczenia. Wszystko to tylko spekulacje, nie wiele znaczące. Lecz kiedy pięściarze zejdą się w ringu, wtedy wszystko stanie się jasne.

KP: Jak długo zamierza Pan jeszcze kontynuować profesjonalną karierę?
WK: Póki co, nie zamierzam rezygnować. Sił mam dużo. Wobec tego mogę powiedzieć: "Mam jeszcze sporo prochu, który nie zamókł".