Z ADAMKIEM O WALCE Z GRANTEM

Przemek Garczarczyk, ASInfo

2010-05-26

„Lubię zdesperowanych...”

21 sierpnia,  w przyjaznej hali Prudential Center w Newarku (cztery kolejne zwycięstwa, dwa przez nokaut) Tomasz Adamek (41-1, 27 KO) wyjdzie na ring walczyć z Michaelem Grantem (46-3, 34 KO). W rozmowie przeprowadzonej zaraz po podpisaniu oficjalnych kontraktów, „Góral” mówi o tym, co zadecydowało  o walce z mierzącym ponad dwa metry rywalem,  a nie Evanderem Holyfieldem czy Royem Jonesem jr, o tym co musi zmienić, by stanąć do walki z obecnymi mistrzami świata i w jaki sposób chce walczyć z przeciwnikiem, który doskonale wie, że z Adamkiem może wygrać tylko przez nokaut...

- Ponad dekadę temu, w 1999 roku, Grant uważany był za następnego z wielkich amerykańskich bokserów. Był wtedy dwa razy na deskach przeciwko Andrzejowi Gołocie, ale wytrwał i Andrzej poddał walkę w dziesiątej rundzie pomimo wysokiego prowadzenia na punkty. Oglądałeś ten pojedynek?

Tomasz Adamek: Oglądałem, oglądałem też jego inne walki, jak choćby z Dominikiem Guinnem, moim ostatnim sparingpartnerem, czy jego ostatnią wygraną przez nokaut, zaledwie dwa tygodnie temu. Ciągle niewygodny do walczenia, o olbrzymim zasięgu ramion, mierzący ponad dwa metry...

- ... czyli taka gorsza odmiana jednego z braci Kliczko.
TA: Dokładnie taki był pomysł.  Mieliśmy zaawansowane rozmowy z Evanderem Holyfieldem, Roy’em Jonesem jr., Hasimem Rahmanem, ale żaden z nich nic mi specjalnie nie dawał, Może mógłbym trochę więcej zarobić, ale ja patrzę długoterminowo, chcę być mistrzem świata, zawalczyć o tytuł na początku 2011 roku. Taki test jak Grant na pewno mi się przyda. Nie powinno też być dla nikogo zaskoczeniem, że się nie rzucam na ślepo do walk o tytuł. Jeszcze  przed walką z Arreolą, mój trener Roger Bloodworth mówił publicznie, że by zostać kompletnym bokserem, potrzebuje dwóch walk. I tego się trzymam, ja zawsze wierzyłem i miałem pełne zaufanie do moich trenerów.

- Ale gdyby była taka propozycja w grudniu tego roku, walki z jednym z braci Kliczko, lub Davidem Haye, do kogo należałaby ostateczna decyzja? Powiedzmy, że Roger Bloodworth i Ronnie Shields powiedzieliby, że jest za wcześnie...
TA: Ostateczna decyzja zawsze należy do boksera. To ja wychodzę na ring, nie oni. To się  nie zmieniło.

- Zaczynasz za dwa tygodnie lekkimi przygotowaniami w Atlantic City, gdzie Bloodworth będzie przygotowywał do walki swojego innego podopiecznego, Davida Tuę. Wiadomo, że sparować z nim nie będziesz bo to nie miałoby sensu choćby ze względu na różnicę wzrostu i stylów. Może idealny byłby Andrzej Gołota?

TA: Nie sądzę. Są inni sparingpartnerzy, takie rzeczy zostawiam moim trenerom. Atlantic City to będzie tylko przygotowanie do harówki, która czeka mnie przez przynajmniej osiem tygodni w Houston. Na dodatek tego gorącego, bardzo wilgotnego Houston, o którym na razie tylko słyszałem.

- Wspominałeś, zarówno ty jak twoi trenerzy o byciu „bokserem kompletnym”, gdzie przyjdzie ci walczyć z mistrzami świata. Co to znaczy?
TA: Chodzi przede wszystkim o maksymalne wykorzystanie szybkości i dokładności ciosów, w czym mam, ze względu na swoją budowę ciała i doświadczenie w niższych kategoriach wagowych, przewagę nad  wszystkimi tradycyjnymi „ciężkimi”. Pomysł jest taki, żeby mój sposób poruszania się po ringu był dla nich cały czas zagadką, żeby musieli zgadywać skąd będą bite ciosy, żeby musieli zgadywać, bo wtedy połowę zwycięstwa mam już w kieszeni. Takim mam być na początku roku, jeśli uda się wygrać z Grantem i może wyjść na ring jeszcze raz w grudniu 2010 roku. Takie są plany. Walka  z Grantem będzie moją pierwszą na pay-per-view. To naturalny rozwój każdego pięściarza. Chodzi o to, by moi kibice, którzy nie mogą zjawić się w Prudential Center, mogli mnie oglądać w każdym zakątku świata.

- Za kilkadziesiąt godzin,  na ringu w Gelsenkirchen z twoim potencjalnym rywalem, Witalijem Kliczką walczyć będzie Albert Sosnowski. Ostatnia rada?
TA: Takie ma na pewno od trenerów, ja wykorzystywałbym szybkość i spryt, ale nie wiem czy to zda egzamin w wykonaniu Alberta. Będę mu bardzo kibicował, ale w jego przypadku musi chyba iść na całość, zapomnieć o taktyce. Po prostu się bić.

- Michael Grant, od porażki z Guinnem w 2003 roku wygrał osiem kolejnych, pięć z nich przez nokaut. Pomimo to, zarówno jego menedżerowie, jak decydenci telewizyjni w Stanach nie chcą  już dłużej czekać i stawiają sprawę jasno – musisz wygrać z Adamkiem, albo szukaj sobie innego zawodu. Będziesz walczył z kimś, kto ma wszystko do stracenia...
TA: Zdaję sobie z tego sprawę. I z tego, że on może wygrać ze mną tylko przez nokaut i do tego będzie dążył, to będzie jego plan, bo na punkty ze mną nie wygra. Lubię zdesperowanych, stawiających wszystko na jedną kartę rywali. Ja mam zawsze w ringu zimną głowę, poczekam spokojnie na swoją okazję.

- I nokaut?
TA: Tego nigdy nie planowałem, ale to byłoby przyjemne uczucie, coś dla moich kibiców...

Rozmawiał: Przemek Garczarczyk