ROZMOWA Z SHIELDSEM I ADAMKIEM

Przemek Garczarczyk, ASInfo

2010-03-05

„Wszedłem na 198 piętro”

Ronnie Shields, trener Tomka Adamka (40-1, 27 KO) jest już teraz przekonany, że 24 kwietnia w Ontario, Polak zrobi z Chrisa Arreoli (28-1, 26 KO) worek do bicia, ale „Góral” wie, że musi na to ciężko zapracować. Nie przejmując się „szpiegowskimi„ metodami rywala, wbiega po schodach na 198 piętro, trenuje pływanie jak Michael Phelps, a wieczorami, w zaciszu i samotności swojego apartamentu w Houston, przyrządza homary. Oto rozmowa z Tomkiem i Ronnie’m:

- Oglądałeś już walki Arreoli, oglądałeś walki Tomka Adamka i masz go wreszcie w swojej sali treningowej – pierwsze wrażenia? Tomek – twoje wrażenia z pierwszego tygodnia z Shieldsem?
Ronnie Shields: Współczuję ludziom Arreoli, a zwłaszcza jego trenerowi, który będzie musiał dobrać swojemu chłopakowi sparingpartnerów. Wiem, że zatrudnili już Travisa Kauffmana z którym Tomek sparował w New Jersey przed walką z Jasonem Estradą, ale chyba tylko po to, by wypytać Kauffmana jak Tomek walczy, takie sportowe szpiegostwo.  Nie wiem po co, bo przecież mogą obejrzeć walki Polaka w TV. Na pewno Travis nie może symulować Adamka, bo to przecież zupełnie inny bokser, nie mają ze sobą nic wspólnego
Tomek Adamek: Było mi łatwiej przyzwyczaić się teraz do Ronniego, niz wtedy,  kiedy pierwszy raz trenowałem z Rogerem Bloodworthem. Amerykańscy trenerzy inaczej trzymają ręce podczas treningów, nieco wyżej, trochę pod innym kątem. Ale po Rogerze, byłem już na to przygotowany. Po dwóch dnia w Houston trzaskałem z Ronniem jakbyśmy trenowali miesiąc. Co do Kauffmana – zarezerwowali go już wtedy, kiedy sparowałem z nim przed Estradą. Bardzo im zależało, żeby od razu przyjechał, ale on był zajęty ze mną. Nie wiem co może im pomóc zawodnik, który ani nie ma mojej szybkości, ani sposobu poruszania się po ringu. Niech kombinują...  
 

- Ronnie,  a jak tobie idzie dobieranie sparingpartnerów Adamka?
RS:  A co to za problem znaleźć w Houston takiego, co jest wolny i schematyczny? Arreola walczył tak samo, w takim samym tempie, z trzema ostatnimi kolejnymi rywalami: McCline, Kliczką i Minto. Pierwszy miał go na deskach w pierwszej rundzie, drugi go trafiał kiedy chciał i Arreola musiał się poddać, a trzeci nic za bardzo nie umiał. Moim zdaniem walka z Adamkiem skończy sie tak samo jak walka z Kliczką – Chris dostanie tyle razy po głowie, aż wreszcie się podda.  
TA: Trener jest bardzo pewny mojego zwycięstwa, ma do tego prawo bo parę rzeczy w życiu widział. Przecież nie powie mi, że nie mam szans z Arreolą, uważa, że jestem materiałem na mistrza świata i Arreola nie da mi rady. Mnie to na pewno nie uśpi, nie będę siebie chwalił, bo nie ma czego, jeszcze z nim nie wygrałem.  Ja wiem, życie mnie tego nauczyło, że wygrywa się ciężką pracą na treningach. Po to jestem w  Teksasie.
 

- Kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy, Tomek dopiero wsiadał do samolotu lecącego do Teksasu. Teraz masz już za sobą tydzień treningów, tryskasz optymizmem. Tomek – opowiedz o swoim dniu w Houston.
RS: Nie można nie być w dobrym nastroju, jak się ma w ringu kogoś, kto chce słuchać, próbować nowych rzeczy,  błyskawicznie łapie twoje sugestie. Nie jestem jakimś superoptymistą, jestem realistą, który wie co ma i z kim jego pięściarz ma walczyć.  Nawet mi to nie przychodzi do głowy, żeby go ulepiać od nowa. Tylko dodaję parę rzeczy do pięściarza, który już ma przecież dwa tytuły mistrza świata. Stawiam przede wszystkim  na silne nogi bo to daje zarówno zwinność na ringu, jak siłę ciosy i na to by głowa Tomka była w ciągłym ruchu. Taki ruchomy cel, który bije i jest dla Arreoli nie do trafienia.
TA: Z Ronnie trenuje się ciężko. Opowiem mój dzień: wstałem o 6 rano, pojechaliśmy do sali, gdzie była ogólnorozwojówka plus dodatkowo jakieś 25 minut intensywnych pompek, ćwiczeń wykorzystujących naturalną wagę organizmu. Prosto stamtąd na basen, gdzie pływałem przez trzydzieści minut, bez żadnego odpoczynku czy chwili wytchnienia. To był  dla mnie pierwszy trening tego typu, kiedy dołączone do codziennych zajęć było pływanie. Wyskoczyłem  z wody pełen energii, ale jak przyjechałem do domu, to po śniadaniu  trochę przysnąłem, organizm był zmęczony. O 11.30 byłem już w samochodzie, pojechałem na salę i najpierw wszedłem na 198 piętro (tak wyszło z symulatora), a później miałem prawie dwugodzinny trening. Ronnie stawia olbrzymi nacisk na ciągłe zmiany pozycji, praktycznie nie ma mnie w jednym miejscu na ringu oprócz czasu, kiedy zadaję ciosy.
 

- Ronnie, wspominałeś, że chcesz trochę odchudzić Tomka.
RS:  On sam się odchudza ciężką pracą, bo na pewno zjada dobrze, bo musi. Wczoraj już miał 218 funtów, a dopiero zaczynamy...
TA: Dzisiaj miałem 217... Coś w tym ciężkim treningu jest, a jak jeszcze zaczną sie upały, to w tej nieklimatyzowanej sali będzie ciężko tych kilogramów nie zgubić. Jem dobrze, dzisiaj na kolację będzie ryba, robię też sobie dwa homary. Wszystko w domu, samemu. Mam dwupokojowy, wygodny apartament, w pełni wyposażony, 10 minut jazdy od sali. Czasami tylko wyskoczę na suszi, jest dobra knajpka w pobliżu. Steki zrobię w sobotę, w piątek wiadomo, mięsa nie jadam. Żadnego specjalnego odchudzania nie będzie. Będę miał w dniu walki z Arreolą swoją naturalną wagę.
 

- Jest decyzja, jak długo potrwa obóz w Houston?
RS: Do końca, do samej walki z Arreolą  w Ontario. Nie ma co tracić czasu na zmianę strefy czasowej czy klimatu.
TA: Jesteśmy w Houston do 17-18 kwietnia, później wsiadam w samolot i lecimy do Kalifornii. Na Wielkanoc przyjedzie do mnie żona z córkami, zrobi się przez chwilę rodzinnie, a później znowu praca. Ale wiem o co walczę. Motywacji nie zabraknie...

Rozmawiał: Przemek Garczarczyk