PROKSA: JESTEM SZCZĘSLIWY ALE NIE DUMNY

Bartłomiej Chrzanowski, TokSport

2010-02-18

Bartłomiej Chrzanowski: Gratuluję bardzo wygranej, jak ocenia pan pojedynek?
Grzegorz Proksa: Bardzo dziękuję, była to bardzo długo oczekiwana przeze mnie walka i zwycięstwo. Bardzo się cieszę z tego zwycięstwa, ze zwycięstwa pasa jestem bardzo zadowolony ale nie dumny. Natomiast nie jestem zadowolony z samego przebiegu tej walki.

WALKA PROKSA-BOOTH >>

- Pana rywal został znokautowany w piątej rundzie przez cios na wątrobę, czy była to łatwa walka, czy pana przeciwnik był trudny do pokonania?
Był dla mnie bardzo niewygodnym rywalem, wysoki (190 cm), świetnie poruszał się na nogach, jak na taki wzrost miał świetna koordynacje ruchową. Do pojedynku był tez dobrze przygotowany szybkościowo. Moja taktyka była taka, aby boksować ciosami na korpus. Pierwsze dwie rundy miałem trudności z przystosowaniem się do jego stylu boksowania, dopiero od trzeciej rundy wszystko zaczęło mi coraz lepiej wychodzić, zaczęła procentować moja taktyka.

- Przed i podczas pojedynków często dochodzi do sprzeczek i utarczek między zawodnikami, czy coś takiego miało miejsce w twojej walce?
Tak, podczas walki. Na wadze Tyan nie spojrzał mi nawet w oczy, wydawał się bardzo spokojny. Natomiast podczas walki doszło do kilku takich incydentów. Nie chodzi nawet o faule, bo to się zdarza w boksie i nie ma się na co obrażać, ale tutaj były takie brzydkie zagrania z premedytacją, jak ciosy poniżej pasa, czy uderzenia łokciem na głowę. Usłyszałem też parę wyzwisk, ja też nie zostałem mu dłużny. Trochę przez te jego zachowanie zostałem zdekoncentrowany, zamiast dać pokaz boksu dałem się wciągnąć w bijatykę. Dobre i cenne doświadczenie na przyszłość.

- Chciałem zapytać o jednych z najważniejszych bokserów obecnie walczących, mianowicie Floyd Mayweather Jr. oraz Manny Pacquiao, kim są dla pana ci ludzie?
Miałem okazję ich obu poznać. Trenowałem z Floydem dwa tygodnie. Moim zdaniem konflikt między dwoma zawodnikami jest tylko grą psychologiczną, obliczona na podniesienie zarobków. Osobiście bardziej cenię  Mayweathera, bliżej go poznałem i z pewnością nie jest to ta postać którą znają kibice boksu. Nie jest to ten sam człowiek jak przedstawiają go media, jest niesamowicie otwarty, miły i przyjazny. Jestem pod jego ogromnym wrażeniem, nigdy nie widziałem tak ciężko pracującego zawodnika. W ich ewentualnym starciu też stawiam na Floyda, wygra tę walką swoją znakomitą obroną, którą wydaje mi się że zatrzyma chaotyczne ataki „Pacmana”.

- Często powtarzasz że walczysz dla swojej rodziny. Kiedy sięgnąłem do twojej przeszłości, znalazłem taką informację, miało to miejsce w 2004 roku, kiedy to pana kolega z Wiktorii Jaworzno zmarł na nowotwór złośliwy po dwuletniej walce. Wówczas pan przysiągł, że zdobędzie dla niego mistrzostwo polski. Można więc powiedzieć, że nie walczy pan o pasy ale za ludzi?
Są to dla mnie bardzo trudne wspomnienia, bardzo przeżyłem pogrzeb Zbyszka 5 września. Był to dla mnie bardzo trudny okres, nie ukrywam że podczas pierwszego mojego startu w mistrzostwach Polski obiecałem mu zwycięstwo, bo wiem że tego by chciał. Zbyszek miał już walkę praktycznie wygraną, amputowano mu nogę, po czym niespodziewanie nowotwór przerzucił się na płuca. Czy walczę dla ludzi, na pewno walczę dla swoich fanów. Wsparcie jakie mi dają jest niesamowite. Nie robie niczego pod publikę, bardzo nie lubię takiego zachowania. Zawsze chcę móc spokojnie spojrzeć w oczy mojej rodzinie i przyjaciołom. Po części można powiedzieć że walczą dla ludzi, ale tych swoich ludzi. Niestety jest też wielu takich, którzy bardzo by się ucieszyli gdybym się potknął.