ALLAN GREEN PRZED NAJTRUDNIEJSZYM TESTEM

Leszek Dudek, Informacja własna

2010-02-15

Po rezygnacji Jermaina Taylora głośno zrobiło się o pięściarzach, którzy mieli szanse zająć jego miejsce w organizowanym przez Showtime turnieju Super Six. Wśród nich najczęściej wymieniani byli: Edison Miranda, Allan Green (na zdjęciu po lewej), Sakio Bika, posiadacz pasa IBF Lucian Bute oraz panujący na tronach WBC i WBA kategorii średniej Kelly Pavlik. Ostatecznie Taylora zastąpił jego rodak Allan Green (29-1, 20 KO), który 17 kwietnia zmierzy się z wyrastającym na faworyta turnieju Andre Wardem (21-0, 13 KO).

Choć Green przystępuje do rywalizacji z zerowym dorobkiem punktowym, jak sam twierdzi, nie dba o swoje konto.

- To nie koszykówka, nie dbam o żadne punkty - powiedział "Ghost Dog'. - Zrozumiecie ile jestem wart, gdy zakończę ten turniej bez żadnej porażki.

Jego najbliższy rywal 17 kwietnia wyjdzie do ringu wciąż opromieniony zadziwiająco łatwym zwycięstwem nad Duńczykiem Mikkelem Kesslerem (42-2, 32 KO), w pojedynku z którym był przez większość fachowców skreślany. Teraz jednak złoty medalista olimpijski z Aten jest już mistrzem prestiżowej organizacji WBA, a z dwoma punktami w dorobku turniejowym uznawany jest za pewnego półfinalistę. Czy pozostający w cieniu swoich rodaków 30-letni Green może namieszać w turnieju? Aby do tego doszło niezbędne będzie zwycięstwo nad pięć lat młodszym Wardem.

Green ma w swoim rekordzie jedną porażkę. Przed blisko trzema laty przegrał jednogłośnie na punkty z będącym w ogromnym gazie Edisonem Mirandą. Choć w ósmym starciu zdołał posłać kolumbijczyka na deski to przez resztę walki nie miał wiele do powiedzenia. Agresywny Miranda wyprzedzał jego akcje, był aktywniejszy, o dziwo celniejszy oraz bardziej zdeterminowany. W dziesiątej odsłonie Amerykanina uratował gong i przeszkadzający "Panterze" sędzia. Gdyby walka była zakontraktowana na dwanaście rund, to z całą pewnością nie dotrwałby do ostatniego gongu. Green uważa jednak, że nie był w tej walce sobą.

- Przechodziłem przed walką poważne zapalenie okrężnicy. Mój organizm nie przyjmował pokarmu. Byłem straszliwie wycieńczony, ale wyszedłem na ring, bo nigdy nie rezygnuję.

Kilka miesięcy później, latem 2007, Green przeszedł zabieg usunięcia większości narządu. Później już tylko wygrywał. Od porażki z Mirandą stoczył sześć zwycięskich walk, z których cztery zakończył przed czasem. Amerykanin był zdziwiony, że organizatorzy turnieju przypomnieli sobie o nim dopiero teraz, po rezygnacji Jermaina Taylora, lecz propozycję zastąpienia leczącego krwiaki na mózgu rodaka przyjął bez wahania.

- Nie potrafię zrozumieć dlaczego nie wzięli mnie od razu do tego turnieju. Nie od dziś wiadomo jednak, że ci wszyscy, którzy uważają się za najlepszych, po prostu unikają mnie jak ognia.

Czy pewny siebie Green ma jednak szanse w starciu z doskonałym Wardem? Główne atuty Allana to szybkość rąk, dobra praca nóg oraz agresja, dzięki której potrafi efektownie wygrywać - tak jak z Jaidonem Codringtonem w 2005 roku - po 18-stu sekundach pierwszej rundy, kiedy najpierw zamroczył przeciwnika, a potem błyskawicznie dołożył kilka czystych sierpowych, po których nieprzytomny rywal zawisł bezwładnie na najniższej linie. Czy jednak posiada, jak sam twierdzi, tak potężny cios? Green uważa, że Ward nie był w ringu z tak niebezpiecznym i silnym zawodnikiem jak on. Tu jednak się myli, gdyż "S.O.G." bez problemów wypunktował obdarzonego prawdopodobnie najsilniejszym ciosem w kategorii superśredniej Edisona Mirandę, skutecznie niwelując jego ogromną przewagę w zasięgu ramion (aż 197cm, przy niecałych 180cm wzrostu). Czy Green bije mocniej od Mirandy? Wątpliwe. Czy jest bardziej niebezpieczny? Być może. Wszak Kolumbijczyk przystępował do walki z Wardem po dotkliwych porażkach z rąk Kellego Pavlika i Arthura Abrahama. Skoro jednak, chory lub nie, Green nie istniał w pojedynku z nienaruszonym Mirandą, to czy zdoła poradzić sobie z zawodnikiem, który odesłał "Panterę" do szkoły?

- Widzę Andre Warda przytłoczonego moją szybkością i siłą. On jeszcze nigdy nie był w ringu z kimś tak silnym - zapowiada Green. - Zobaczymy, z czego jest ulepiony.

Czy Ward ustępuje Greenowi w którymś z tych aspektów? Choć ma w rekordzie odrobinę niższy procent nokautów, to należy zauważyć, że od początku kariery walczył z niezłymi zawodnikami, z których żaden nie miał ujemnego bilansu, a większość przystępowała do pojedynku z nim z bilansem porażek w zakresie od zera do trzech. Poza tym, stylem przypomina odrobinę Bernarda Hopkinsa i, podobnie jak "Kat'", posuwa się do różnych ringowych sztuczek, niekoniecznie dozwolonych. Walczy bezpiecznie, często z defensywy. Nie pozwala wyrządzać sobie krzywdy i sprytnie wykorzystuje wszelkie potknięcia przeciwnika. Nie jest też wolniejszy, choć Green może mieć odrobinę szybsze ręce.

Osobiście nie widzę Allana Greena w starciu z młodszym, wciąż rozwijającym się Andre Wardem, który jest dla mnie drugim po Andre Dirrellu najlepszym zawodnikiem w turnieju. "S.O.G.", być może jako jedyny w stawce, posiada jednak zarówno umiejętności, jak i niezbędną u mistrza odpowiednio ukształtowaną psychikę. W tym drugim aspekcie przewyższać go może jedynie surowy technicznie Carl Froch, dla którego wejście do półfinału będzie szczytem możliwości. Mentalność mistrza posiada również Artur Abraham, lecz wkrótce może ona zostać rozwiana przez głodnego sukcesu Dirrella, który nie wykorzystał w pełni swego ogromnego potencjału podczas (tak, wygranej) walki z Frochem.

Jeżeli Ward zechce, to zdoła pokonać Greena przed czasem, choć wydaje mi się, że spokojnie dowiezie zwycięstwo, które da mu kolejne dwa punkty do klasyfikacji - co zaowocuje miejscem w półfinale turnieju. Natomiast Green będzie mógł mówić o sporym pechu, bo ma według mnie wszystko, by pokonać Mikkela Kesslera w trzeciej rundzie Super Six. Być może zdołałby też postawić się Abrahamowi, lecz ze szkodą dla poziomu turnieju, organizatorzy woleli zaprosić wypalonego Jermaina Taylora.