HISTORIA: PRZED MECZEM Z NIEMCAMI

Bezsprzecznie najlepszym zespołem boksu amatorskiego przed II wojną światową byli Niemcy. Każdy mecz z nimi był wielkim wydarzenie; kibice już na długo przed konfrontacją interesowali się przygotowaniami do wielkiej batalii. I tak też było pod koniec 1934 roku. Zapraszamy na kolejny artykuł historyczny.

Przed meczem z Niemcami
Stamm zrobił, co było w jego mocy

Obóz pięściarski przed meczem z Niemcami został już zakończony. Trwał tak skandalicznie krótko, że nie starczyło czasu na racjonalny trening. Stamm stanął w obliczu niesłychanie trudnego zadania, z którego wywiązał się, możemy to powiedzieć z ręką na sercu, w sposób imponujący. Tydzień, wprawdzie dość lekkiego, ale w każdym szczególe racjonalnie przemyślanego treningu, doprowadził wybraną ósemkę pięściarzy  do formy, która prawie we wszystkich przypadkach była prawdziwie radosną niespodzianką. Dzisiaj, po dokładnej obserwacji ostatnich wydarzeń na Bielanach, możemy określić możliwie ściśle bezwzględną wartość każdego z naszych reprezentantów. Do Essen wyjeżdża Rotholc, Forlański, Kajnar, Sipiński, Misiurewicz, Chmielewski, Karpiński i Krenz. To drużyna, której składu nie można dziś kwestionować. Bezwzględnie najlepsza, na jaką nas stać.

A teraz po kolei. Rotholc. Ile ten zawodnik stracił, że nie dostał się wcześniej do Stamma, mogliśmy się przekonać na ostatnich sparringach. Dotychczas prawie zawsze stawał w ringu niedotrenowany, oszczędzał sił i ciosów na ostatnią rundę, walczył nie zdając sobie sprawy ze swoich możliwości.

Dzisiaj Rotholc nauczył się poruszać w ringu, wzbogacił swój repertuar, nauczył się krycia, unikania uderzeń i walki „na całego”. To wszystko byłoby jeszcze nie tak wiele, gdyby nie zadziwiająca, niesamowita wprost w tej kategorii siła ciosu. Rotholc bije strasznie mocno. Kiedy na ring wychodzi ta, zdawałoby się, śmieszna, mizerna i bezradna figurka, wzbudza uśmiech politowania. Gdy po raz pierwszy puści w ruch jedną ze swych pięści- zdumiewa! Z szybkością myśli spada cios, którym mógłby się chlubić bokser o dwie kategorie cięższy. Cios ten często chybia, to prawda, ale już o wiele rzadziej, niż dawniej. Uderzenia spadają lawiną, ale są zbyt jeszcze zbyt szerokie. Rotholc reprezentuje dziś najwyższą klasę polskiego pięściarstwa.

Potem Forlański. Stary rutyniarz, dzięki własnemu doświadczeniu i cennym wskazówkom Stamma potrafił doprowadzić swą kondycję do poziomu zupełnie zadowalającego. Rusza się zwinnie i szybko, choć zbyt monotonnie. Walczy z dużą przytomnością, jest trudno uchwytny, potrafi obronną ręką wyjść z trudnej opresji. Jest sprytny i złośliwy, cios ma dość silny, a sam łatwo uderzyć się nie da. Bardzo się na obozie podciągnął.

Kajnar. Długotrwałe pochwały. Przybył na obóz w pełni formy, dziś jest wielką klasą. Doskonały technik, szybkością swego refleksu paraliżuje każdą akcję przeciwnika w zarodku. Wspaniałą defensywę doprowadził do perfekcji. Trafia tam, gdzie chce trafić. Zaryzykujemy twierdzenie, że nie odkrył jeszcze w swoim ciosie wartości nokautujących. Bije żeby punktować, a chcąc dosięgnąć celu bije szybko i silnie. Zdaje się nie widzieć tego, że tylko trochę więcej świadomej decyzji, a cios byłby powalający. Takiego urozmaicenia swoich wartości nie można lekceważyć. Przeciwnik boi się nokautu, a wtedy tym łatwiej go wypunktować. To ostatnie zastrzeżenie nie wstrzymuje nas jednak od pochylenia głowy przed prawdziwie europejską klasą poznańczyka. Pozwala nam na to najzupełniej ocena jego skutecznej decyzji, zwartej skutecznej akcji, a tym samym skutecznego ciosu.

Kolej na Banasiaka. „Banasiak- wojna!” – w tym krótkim zdaniu streszcza się wszystko, co o tym pięściarzu można powiedzieć i co można mu doradzać. Trener Stamm zrobił z nim szalenie dużo. Łodzianin znacznie poprawił swą prymitywną technikę  niezdarność. Walczy dużo przytomniej, choć w najmniejszym stopniu nie utracił swojej piekielnej furii. Grad ciężkich jak żelazo ciosów, to w dalszym ciągu jego najpoważniejszy argument. Trzeba nie tylko techniki, żeby się temu przeciwstawić. Jego walka ze Schmedesem to będzie pojedynek flecisty z kowalem.

Misiurewicz. O nim nie możemy powiedzieć zbyt wiele. Widzieliśmy gi. Na pierwszym był słaby i sam z siebie niezadowolony. W drugim był lepszy już o klasę. W wielkiej formie chyba nie jest, ale podobno w poważnym meczu zawsze walczy lepiej. Jeśli jednak jeszcze nie w Essen, to w każdym razie niedługo później będzie doskonałym zawodnikiem. Ma idealnie proporcjonalną budowę, silny i szybki cios, technikę niewykończoną, ale pozbawioną jakiejkolwiek przykrej maniery. Jeszcze tydzień obozu, a pożegnalibyśmy go z ufnością. Dziś wiemy o nim bardzo mało.

Chmielewski. Zmienił się niewiele. Tyle, że jest naprawdę w wysokiej formie. Nadal trochę zanadto flegmatyczny i prowokacyjnie lekceważący przeciwnika. Prawy prosty jest nadal dla niego ciosem nieznanym. Wszystko pozostałe na piątkę. Piorun ciosu z obu rąk. Tygrysi doskok, błyskawiczna decyzja. Im lepszy partner, tym lepsza walka. Już na pierwszy rzut oka znać olbrzymi, wrodzony talent. Po bliższym poznaniu zauważymy również olbrzymie, wrodzone lenistwo.

Karpiński. Wierzymy na słowo, że dzisiaj przetrzyma trzy rundy. Duża ambicja, ale brak orientacji. Główną przyczyną, dla której znalazł się w reprezentacji jest jego krótki, zwarty i bardzo niebezpieczny cios. Szerokie uderzenia Garsteckiego, ani niecelne bombardowanie Piłata nie mogą budzić zaufania w walce z , bądź co bądź rutynowanym Figgiem.

Jeszcze raz podkreślamy brak przytomności. Trzeba mieć oczy otwarte i dobrze widzieć, co dzieje się z przeciwnikiem (przypominamy niewykorzystane oszołomienie Durdisa).

Pozostał Krenz. Na obozie nie mógł zdobyć tego, czego poskąpiła mu natura. Jego jedyne walory to duża odwaga, determinacja i zaciętość.Na zakończenie musimy dodać, że trzy rundy walki wszyscy nasi reprezentanci wykorzystają doskonale, że wszyscy znajdują się w znakomitej kondycji psychicznej i że do Essen nie jadą, jak na ścięcie, ale z wielką wiarą w możliwość osiągnięcia zaszczytnego wyniku.Dla tej ostatniej przyczyny powstrzymaliśmy się w kilku przypadkach od uwag krytycznych, które mogłyby źle oddziaływać na samopoczucie naszych zawodników, odkrywając jednocześnie ich słabe strony przed szukającym właściwej taktyki przeciwnikiem. Może trochę w tym wszystkim za dużo optymistycznej brawury, ale zawsze to lepsze od czarnego pesymizmu.

Podczas zgrupowania na Bielanach: pierwszy od lewej Rotholc, siódmy Feliks Stamm,
drugi od prawej Forlański.

Śniadanie w CIWF (dziś AWF), od lewej: Kajnar, Forlański, Sipiński i Misiurewicz.

Przegląd Sportowy nr 94/1934 r.


Wkrótce ciąg dalszy - rezultat meczu Polska-Niemcy.
Artykuł jest fragmentem IV części Legend ringu - Kroniki polskiego boksu, która ukaże się jeszcze w lutym; tymczasem do nabycia części I-III (www.eboks.net.pl).

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: jan
Data: 02-02-2010 17:10:42 
Ehhhh te odwieczne wojny Polsko-Niemieckie.
 Autor komentarza: dominikas
Data: 02-02-2010 19:02:02 
To drużyna, której składu nie można dziś ........ coś nie tak p. Krzysztofie
 Autor komentarza: Kaktus
Data: 02-02-2010 19:08:41 
nie rozumiem, to jest artykul z 1934 roku, co jest wiec nie tak? zy chodzi o Rotholca moze?
 Autor komentarza: dominikas
Data: 02-02-2010 20:36:45 
Chodzi mi o składnie zdania w tekście po słowach (nie można dziś )jest kropka i nowe zdanie zaczyna się od słowa Bezwzględnie
 Autor komentarza: Kaktus
Data: 02-02-2010 21:17:32 
Rzeczywiście- wypadło słowo "kwestionować", przepraszam za niedopatrzenie.
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.