WILK: NIE JESTEM WYPALONY

Marcin Mlak, Informacja własna

2010-01-01

"Nie jestem wypalony do końca" - mówi m.in. Piotr Wilczewski (25-1, 8 KO), który udzielił wywiadu BOKSER.ORG. Popularny "Wilk" opowiada o swojej karierze amatorskiej, zawodowej, a także o pracy trenerskiej. Zapraszamy.

- Na początku chciałem pogratulować wygranej walki w Radomiu. To taki optymistyczny akcent na koniec roku. Tym bardziej, że działo się troszkę - kontuzja, później ciężka walka w USA. Oceń  ostatniego przeciwnika i rok 2009 w Twoim wykonaniu?

Piotr Wilczewski: Przeciwnika znałem jeszcze z czasów amatorskich. Spodziewałem się po nim troszkę więcej. Miał za sobą walki z dobrymi pięściarzami. Jeżeli chodzi o rok 2009, to nie potoczył się on po mojej myśli. Głupia jest tylko mentalność ludzka, po porażce od razu stawiają na tobie krzyżyk. Ja zdaje sobie sprawę z tego, że nie jestem młody. 31 lat to nie mało na pięściarza. Natomiast nie należy skreślać zawodnika i wysyłać na emeryturę po porażce.

- Jak operowana ręka, wytrzymuje obciążenia treningowe?

P.W: Ręką praktycznie nie mogę bić, biję na odczepnego. Odciągam rękawice przy ciosach, to było widać w ostatniej walce. Pojedynek mógł się skończyć wcześniej ,natomiast nie mogłem uderzyć mocnym sierpem. Generalnie to dłoń nie funkcjonuje jak powinna, jest to ograniczenie. Próbuję różnych sposobów, ale jest jak jest.

- Wróćmy teraz do początków ”Wilka”. Kiedy tak właściwie pojawiłeś się po raz pierwszy na sali treningowej i co było przyczyną rozpoczęcia przygody z pięściarstwem?

P.W: W szkole zawsze byłem zadziorny i były ze mną kłopoty. Mama była często wzywana na rozmowy. Z nauką nie miałem problemów, ale bójki nie potrafiłem odmówić. Już w szkole podstawowej miałem swoich ”promotorów”. Na pierwszym bokserskim treningu pojawiłem się za sprawą mojego sąsiada, który zabrał mnie ze sobą na zajęcia. Tak się to właśnie zaczęło, pamiętam to jak dziś, to był dokładnie 1991r, wtedy rozpoczęła się moja przygoda z boksem i trwa do teraz.

- Boksowałeś w czterech klubach jako amator, zdobywałeś tytuły mistrza Polski indywidualnie w różnych kategoriach wiekowych i w drużynówce. Pokonałeś czterokrotnie Aleksa Kuziemskiego, jaki etap kariery amatorskiej wspominasz najlepiej?

P.W: W boksie amatorskim wiodło mi się dobrze. Odnosiłem sukcesy, boksowałem z wyśmienitymi zawodnikami. Pierwszym moim klubem była Lechia Dzierżoniów. Natomiast taki pierwszy występ jako senior zaliczyłem w Polonii Świdnica. Miałem wtedy 17 lat i potrzebowałem specjalnego pozwolenia na boksowanie jako senior, które uzyskałem. Jeżeli chodzi o Gwardię Wrocław, to nie chce wspominać tamtych czasów, było jak było, minęło i tyle. Wspaniałym okresem w mojej karierze amatorskiej był czas spędzony w Hetmanie Białystok. Pozdrawiam wszystkich ludzi z Hetmana, działaczy i zawodników. W Białymstoku były wyniki i gdyby nie likwidacja ligi to najprawdopodobniej boksowałbym tam do dziś, to był świetny okres w moim życiu. Jeżeli chodzi o trenerów z amatorki to najlepiej wspominam Zygmunta Gosiewskiego i Stanisława Wąsowskiego. Jedyna zła rzecz, która mnie spotkała w czasach amatorskich to kontuzja dłoni. Jej skutki odczuwam do dziś. Mam ogromne zastrzeżenia do bandażowania rąk w boksie amatorskim. Przez te wymogi borykam się z felerną kontuzją. Przeszedłem zabieg dopiero po sześciu latach od urazu. Gdybym wcześniej zdecydował się na karierę zawodową, to wyglądałoby to inaczej, miałbym możliwości wyleczenia mojej ręki. Pięści to nasze narzędzie pracy i należy dbać o nie wyjątkowo.



- Jaki jest twój bilans walk amatorskich?

P.W: stoczyłem około 270 walk.

- Przejdźmy teraz do kariery zawodowej. Dlaczego zdecydowałeś się na zawodowstwo?

P.W:  Tak w ogóle to żałuję, że nie podpisałem kontraktu zawodowego w 2000 roku. Pan Adam Kosior namówił mnie do kontynuowania kariery amatorskiej i była to moja zła decyzja, zmarnowałem cztery lata. Mogło to inaczej wyglądać gdybym podpisał kontrakt zawodowy parę lat wcześniej.

- Ciężko się przestawić z amatorki na boks zawodowy?

P.W: To indywidualna sprawa. Natomiast jest kilka istotnych różnic. Z boku wygląda to tak, że boks to boks. Pierwszą różnicą jest czas walki, następnie kształt rękawic, brak kasków na zawodowych ringach. Bardzo istotny jest też sposób sędziowania. W amatorce potrafią urywać z dwuminutowej rundy 30-40 sek. W boksie zawodowym sędzia udziela uwag i wskazówek nie przerywając walki.


- Stevens po walce z Tobą dostał walkę, która  najprawdopodobniej  zostanie uznana jako eliminator IBF. Czy uciekła szansa powalczenia o coś dużego?

P.W: Tak miało być. Po wygranej walce ze Stevensem miałem dostać większą walkę, jakiś eliminator. Zapewniali mnie o tym ludzie odpowiadający za organizacje takich walk. Natomiast wygrał Amerykanin i to on najprawdopodobniej zawalczy w eliminatorze IBF.


- Jak wyglądają Twoje przygotowania do walk? Masz możliwość boksowania z dobrymi sparingpartnerami?


P.W: Sparuję z chłopakami z Dzierżoniowa i dziękuję im za to. Są to chłopcy w wieku 17-20 lat. Nie proszę ich, po prostu boksujemy. Mam też sparingi z Mateuszem Masternakiem, ale nic nam nie przynoszą, znamy się jak dwa łyse konie.

- Walki kontrolne  np. w Niemczech, przydają się?

P.W:  Raz na jakiś czas na pewno, przynajmniej z punktu widzenia finansowego. Generalnie częste wyjazdy nie są wskazane. W pewnym momencie nastawiasz się na to, że jesteś tylko sparingpartnerem i nie przynosi to efektów mentalnych. Ponadto, jak w Niemczech mocno uderzysz, to dziękują ci za współpracę. Tam boksujesz 3 max. 6 rund i musisz robić to co oni chcą, więc nie można wliczać takich springów do cyklu przygotowawczego.

- A propo przygotowań - miałeś możliwość przygotowywać się do walki w Stanach, powiedz jak bardzo różni się Europa od USA, jeżeli chodzi o metody treningowe i sam cykl przygotowawczy?

P.W: Przede wszystkim różnica jest w robieniu siły. W USA pracuje się małymi ciężarami, angażując mięśnie, które pracują podczas walki. Małe ciężary, duża ilość powtórzeń i w takim czasie jak trwa walka, to jest ich metoda. Ja w ten sposób też pracuję i tego uczę młodych pięściarzy.

- Czy trener Andrzej Gmitruk tak naprawdę ma czas dla Wilka?

P.W: Nie, ostatnio nawet powiedział mi, że jestem już stary i nie potrzebuję trenera. A tak poważnie, to brakuje mi go na tarczy. Trener Gmitruk nawet na łapach wymyśli coś nowego. W zasadzie to nie wiem skąd on czerpie wiedzę, on zawsze wprowadza coś nowego. Ja nie chce nikogo obrażać, ale niektórzy trenerzy zatrzymali się 30 lat temu. Gmitruk cały czas się uczy i doskonali swój warsztat, imponuje mi wieloma sprawami. On w dalszym ciągu podpatruje, miksuje i tworzy coś ekstra.



- Jak się teraz właściwie określasz? Jesteś zawodnikiem, natomiast Twoim drugim etatem jest trenerka. Czy zawód trenera to twoja przyszłość?

P.W: Na dzień dzisiejszy to bardziej trener, choć oczywiście chcę boksować. Po Nowym Roku będę mądrzejszy w tej sprawie. W przyszłości chcę poświęcić się trenerce.

- Jak będzie wyglądał przyszły rok w Twoim wykonaniu, masz już jakieś plany?

P.W: Myślę o tym, mam ogromny dylemat. Nie jestem wypalony do końca, chcę walczyć. Natomiast mam problemy zdrowotne i waham się. Chciałbym boksować, ale nie wiem co z tego będzie. Spytaj mnie o moją przyszłość zawodniczą w styczniu, wtedy powiem więcej. Z europejskimi średniakami mogę boksować z chorą dłonią, natomiast na wyższy poziom muszę być w 100% zdrowy. Dostałem po mordzie nie raz i nie dwa, nikogo się nie boję. Ale nie sztuką jest dawać się obijać. Moim marzeniem jest zaboksowanie o pas mistrza Polski. Mogę wyjść w 175 funtach, z którymś z naszym rodaków. Może być Soszyński , z którym sparowałem, ale nic nie przyniosły mi te sparingi. Chętnie wejdę między linii z Dawidem Kosteckim. To mój dobry kolega i cenię go. Jeżeli kasa będzie się zgadzać i podleczę rękę, to dlaczego nie.

- Wracając do Soszyńskiego, to przed walką z Kosteckim znalazł się w pierwszej 15-tce federacji WBA w wadze półciężkiej. Jak to oceniasz?

P.W: To jakaś paranoja. Powiedz z kim należy wódkę pić żeby takie wyniki robić? Korzystając z okazji chciałem pogratulować Albertowi Sosnowskiemu, kapitalna robota Albert. Chciałbym podziękować również trenerowi z Dzierżoniowa, Danielowi Zajączkowskiemu, który pracuje ze mną tu na miejscu.

Rozmawiał: Marcin Mlak