Z PIĘŚCIARSKIEGO LAMUSA

Krzysztof Kraśnicki, Informacja własna

2009-12-26

Chciałbym dziś, w nastroju świąteczno-noworocznym, oderwać Was na chwilę od wydarzeń aktualnych i zaprosić na wycieczkę do przeszłości, w zamierzchłe lata boksu. Odkurzyć zapomniane postaci pięściarstwa i ich niekoniecznie sportowe zamiłowania. Uprzedzam jednak: nie są to zamiłowania godne naśladownictwa!

Tym z Was, którzy interesują się historią boksu, nieobca jest postać Battling Siki. Pięściarza, którego największym sukcesem było pokonanie i to przez nokaut - w szóstej rundzie - samego "La Grandes Georgesa" Carpentiera. Pochodzący z Senegalu Siki, obywatel francuski, walczył ze zmiennym szczęściem; najpierw zwycięstwa przeplatały się z porażkami, po nich przyszła cała seria błyskotliwych sukcesów. Największym osiągnięciem była zwycięska walka z Carpentierem, w której odebrał idolowi Francuzów aż trzy tytuły: mistrza Europy wagi półciężkiej i ciężkiej oraz światowy championat w pierwszej z tych kategorii - we wrześniu 1922 roku. Już dzięki temu zasługuje na najwyższe uznanie. Ale podziw wywołuje fakt, iż Senegalczyk wchodził do ringu zupełnie nieprzygotowany. Mało? Dodam więc, iż nie tylko wchodził do ringu bez treningu, a często opuszczał go jako zwycięzca; Battling dni i noce poprzedzające pojedynki notorycznie poświęcał hazardowej grze w pokera, czemu towarzyszyły pijackie libacje. Bywało, że do ringu wchodził chwiejnym po alkoholowej nocy krokiem. A dodać wypada, że przed czasem, nie licząc dyskwalifikacji, przegrał zaledwie trzy razy. W jednym z pojedynków, do których wyszedł zupełnie pijany - z Paulem Berlenbachem - przegrał przez nokaut w 10 rundzie, ale, jako, że trzeźwiał z rundy na rundę, stało się to, kiedy był już całkowicie przytomny. Amerykańska prasa uznała pojedynek za wyśmienity, pełen emocji, a ringową postawę Sikiego - mimo porażki - za godną najwyższego uznania!

Ów czarnoskóry ekscentryczny bokser wręcz uwielbiał zwracać na siebie uwagę: kiedyś- oczywiście w stanie upojenia- pojawił się na ulicy ubrany w fioletowy surdut w kratę, biały cylinder, krwistoczerwone skarpetki i z bambusową laseczką. Taki wygląd w owych czasach szokował. Nawet w Nowym Jorku! Dopiero oddział policji musiał rozgonić tłum gapiów otaczających pijanego Battlinga. O jego odporności na ciosy może zaświadczyć następujące zdarzenie: kiedyś w stanie nietrzeźwym przechodził obok budowy; miał pecha, akurat w tym momencie przewróciło się rusztowanie; olbrzymie belki spadły na głowę pięściarza. I co? I nic, otrzepał ubranie i poszedł dalej!

W 1925 roku zgłoszono policji, iż na jednej z ulic Nowego Jorku leży nieżywy mężczyzna. To był Battling Siki; jego ciało pokrywały liczne rany od noży i kul  rewolwerowych, ale mocno pościerane pięści wskazywały, że zanim zginął, sam mocno poturbował swoich zabójców.

Słynny na przełomie XIX i XX wieku bokser wagi piórkowej, Aurelio Herrera z San Jose, którego passę 28 zwycięstw- przy dwóch remisach- przerwała dopiero przegrana o tytuł mistrza świata wagi piórkowej, przez ko. z Terry McGovernem. Oprócz tego, że nałogowo poił się alkoholem, to z upodobaniem i w olbrzymich ilościach palił cygara. I to był jego jedyny trening! Na ponad 90 pojedynków przegrał tylko 12 razy!

Inny walczący na przełomie stuleci pięściarz, czarnoskóry Charley Turner, podczas przerw między rundami wzmacniał się... piwem: runda - kufel, kolejna - następny. I tak do końca pojedynku. Ale o tym, w jaki sposób pozbywał się w trakcie walki nadmiaru złocistego płynu, historia milczy.

Natomiast nie alkohol a obżarstwo było nałogiem rywala m.in. Jacka Dempsey’a - Argentyńczyka Louis Firpo. "Dziki Byk pampasów" przed każdą walką spożywał olbrzymie ilości mięsa. Co stanowiło jego główny „trening” i nie przeszkadzało w odniesieniu 31 zwycięstw na 37 stoczonych pojedynków. W walce z Dempsey’em - o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej - zanim sam został znokautowany w drugiej, w pierwszej rundzie potwornym ciosem rzucił "Tiger Jacka" na głowy widzów hali Polo Grounds w Nowym Jorku.

Nieprzypadkowo Maxie Rosenbluma zwano "Wesołym kawalerem". Ów światowy champion wagi półciężkiej w latach 1930-1934 , z oficjalnym rekordem ponad dwustu walk (w tym m.in. z Polakiem Leonem Łomskim: trzykrotnie wygrał, dwie walki zakończyły się remisem, raz przegrał), mający "a rozkładzie" wiele pięściarskich gwiazd; większość czasu, miast na sali treningowej, spędzał w restauracjach i podejrzanych kabaretach. Po jednej z walk Rosenblooma będący na widowni Georges Carpentier orzekł, iż byłby to jeden z najznakomitszych pięściarzy... gdyby prowadził sportowy tryb życia.

Nie gorszym smakoszem mocnych trunków i łatwych kobiet był także Max Baer. Aleksanderowi Rekszy, doskonałemu dziennikarzowi, znawcy boksu - również historii „od kuchni”- z którego zresztą publikacji zaczerpnąłem powyższe ciekawostki, wystarczyło jedno zdanie, aby scharakteryzować upodobania Maxa: "Przez jego gardło przepłynęło moc whisky, a siłę jego wspaniałych ramion znali nie tylko przeciwnicy, ale i cała piękniejsza połowa Hollywood". Max pokonał m.in. swojego imiennika, słynnego Niemca Schmelinga oraz zdobył- po zwycięstwie przez tko w 11. rundzie z Primo Carnerą- tytuł mistrza świata, uznany przez obie, przez pewien czas zwalczające się organizacje: National Boxing Association i New York State Alhletic Commission.

Za treningowym reżimem nie przepadał również Jock Malone-  mistrz świata wagi średniej - zwycięski rywal opisanego wyżej balangowicza Rosenblooma. Ten miał inne hobby; przed ważnymi pojedynkami zwoływał dziennikarzy i składał niecodzienne deklaracje. Przed spotkaniem z późniejszym mistrzem świata Johnny Wilsonem - w 1924 r. - oświadczył, że w przypadku przegranej skoczy w ubraniu z mostu Charlestown Bridge. Dostał nokaut i musiał skoczyć; z najwyższym trudem wyrwano go ze szponów śmierci. Przed innym pojedynkiem obiecał, iż jeśli przegra, to boso odbędzie podróż z Chicago do St. Pauli. Na szczęście zwyciężył, nie musiał odbywać wielokilometrowej bosej pielgrzymki.

Opowieści i legend przewinęło się w wieloletniej historii boksu całe mnóstwo. Ale... na dziś tyle musi wystarczyć.

Krzysztof Kraśnicki