WYWIAD Z NOWYM SZEFEM BOKSU ZAWODOWEGO

Mariusz Serafin, Informacja własna

2009-12-09

Po rezygnacji Andrzeja Parzęckiego ze stanowiska wiceprezesa ds. boksu zawodowego PZB wczoraj na jego miejsce prezes związku Jerzy Rybicki, przy akceptacji zarządu, desygnował Krzysztofa Kraśnickiego. Redakcja BOKSER.ORG postanowiła zapytać nowego wiceprezesa PZB o plany na przyszłość i okoliczności zmiany na stanowsku szefa polskiego boksu zawodowego.

- Został Pan wybrany na wiceprezesa ds. boksu zawodowego. Nie jest to zapewne łatwe zadanie. Nie wahał się Pan przed przyjęciem propozycji?
Krzysztof Kraśnicki:
Propozycję przyjąłem przede wszystkim ze względu na fakt, iż jako jedyny członek obecnego zarządu PZB działam w WBZ od jego powstania w strukturach Związku, od tworzenia pierwszego w ramach tej organizacji regulaminu boksu zawodowego. Przyjąłem propozycję ze świadomością, iż nie jestem człowiekiem bez wad; wiedząc również, że oznacza to, iż od tej chwili czeka mnie balansowanie na linie i każdy nieprzemyślany ruch, w jedną czy drugą stronę, może zakończyć się bolesnym potłuczeniem.

- Poproszę o przedstawienie się naszym czytelnikom. 
KK:
W boksie funkcjonuję od połowy lat 60-tych, najpierw jako członek sekcji bokserskiej warszawskiej Skry, a po ukończeniu kursu sędziowskiego przy Wojewódzkiej Federacji Sportu, jako działacz okręgu mazowieckiego. W bardzo krótkim czasie powołaliśmy, względnie reaktywowaliśmy 5 sekcji bokserskich na terenie województwa warszawskiego, konkretnie: Stal Płock, Zieloni Zielonka, Huragan Wołomin, Jurand Ciechanów, Żyrardowianka. W 1976 r. po zmianach administracyjnych sekcje mazowieckie zostały wchłonięte przez Warszawski Okręgowy Związek Bokserki, który nie był zainteresowany, a przynajmniej nie wykazywał zainteresowania boksem w województwie i sekcje tam istniejące stopniowo zamierały. Od końca lat ‘70 uczestniczyłem w zawodach szczebla centralnego (I, II liga oraz rozgrywki o wejście do II ligi) jako delegat sportowy. W 2003 r. na prośbę ówczesnego prezesa PZB zająłem się działalnością w Związku, pełniłem funkcję członka Komisji Sportowej WBZ, później prowadziłem biuro Wydziału. Na co dzień zajmuję się dziennikarstwem, współpracowałem m.in. z Magazynem Olimpijskim, Bokserem, prasą stołeczną; obecnie współpracuję z jednym z mazowieckich dwutygodników - w dziedzinie sportu. Prowadzę również działalność wydawniczą, aktualnie przygotowuję do wydania kolejną część kroniki polskiego boksu oraz innych pozycji o tematyce pięściarskiej. Ideą wydawnictwa jest wskrzeszenie dla jednych, zachowanie w pamięci innych, wydarzeń i postaci- od początków boksu w Polsce.

- W naszej rozmowie nie sposób nie wspomnieć o kontrowersjach po „Gali stulecia” w Łodzi. Polski Związek Bokserski jeszcze nie wypowiadał się w tej sprawie. Czy zechciałby Pan wyjaśnić czytelnikom stanowisko PZB.
KK:
Łódzka "gala stulecia" wywołała wiele zamieszania, kontrowersyjnych ocen i opinii. Zacznę od budzącego emocje werdyktu pojedynku pomiędzy Maciejem Zeganem, a Krzysztofem Cieślakiem; bardzo mnie wrzawa w tej sprawie zaskoczyła, bo skoro większość uznanych fachowców oceniła, iż pojedynek był bardzo wyrównany, to wygrana jednego z zawodników, obojętne: Zegana czy Cieślaka, nie powinna wywoływać u części kibiców takiego oburzenia. Jako ciekawostkę dodam, iż byli tacy, którzy podczas rozmów w Polsacie twierdzili, że Zegan był pięściarzem zasługującym na zwycięstwo, natomiast poza studiem prezentowali zdanie odmienne! Drugim tematem, który do dziś przewija się na internetowych portalach, są używane podczas łódzkich zawodów rękawice. Byłem delegatem technicznym owej gali, a więc i osobą decydującą o doborze rękawic. Ponieważ jedna z grup promotorskich wniosła zastrzeżenie, co do przydatności rękawic dostarczonych przez organizatora- a chcąc uniknąć protestów po zawodach- nie widziałem przeciwwskazań, aby- jeśli obie strony zaakceptują inne- zezwolić na ich użycie. I tak się stało, przedstawiciele zawodników i oni sami obejrzeli rękawice, przymierzyli, wyrazili zgodę, aby w nich walczyć. W obecności promotorów zostały podpisane i te same dostarczone przed walkami do szatni. Żadna ze stron nie wniosła do nich zastrzeżeń; te, z obozu Grzegorza Soszyńskiego pojawiły się dopiero po przegranej walce. Myślę, że nie od rzeczy będzie przytoczyć fragment artykułu Aleksandra Rekszy zamieszczonego w latach’ 30-tych minionego stulecia w „Przeglądzie Sportowym”: "Gdy zostaniemy naprawdę dobrymi bokserami, będą nam najzupełniej niepotrzebne dodatkowe punkty, przestaniemy się liczyć z upodobaniami, przyzwyczajeniami i fantazjami sędziów. Zawsze będziemy wiedzieli, w jaki sposób mamy walczyć, aby wygrać. Oczywiście i wtedy możemy czasem ponieść porażkę, ale znając sztukę pięściarską na wylot, znajdziemy bez trudu inne, poważniejsze tłumaczenie przyczyn każdej naszej klęski, niż obecnie, gdy wszystko, co złe, przypisujemy najchętniej i wyłącznie sędziom." Tak więc ani PZB, ani Andrzej Parzęcki nie zawinili zaistniałym wydarzeniom; osobiście jestem za decyzję wymiany rękawic całkowicie odpowiedzialny. I dziś również zezwoliłbym na użycie tych dostarczonych przez promotorów. 

- Czy wiadomo czemu Andrzej Parzęcki zrezygnował z powierzonego mu stanowiska?
KK:
Andrzej Parzęcki zarządzał Wydziałem Boksu Zawodowego od roku 2005 - po rezygnacji z funkcji wiceprezesa PZB ds. boksu zawodowego przez Bogdana Młynarczyka. Już z tego faktu wynika, nie jest to zbyt wdzięczna funkcja, skoro pełniący ją rezygnują w trakcie kadencji zarządu. Z Andrzejem współpracowałem od początku funkcjonowania boksu zawodowego przy PZB: podejmował ciekawe inicjatywy, m.in. jego pomysłem była doroczna impreza pn. Statuetki Stanley’a,- ideą była integracja środowiska boksu zawodowego z amatorskim. Również z jego inicjatywy, wówczas dyrektora Centralnego Ośrodka Sportu, powstała doskonale wyposażona baza boksu przy ulicy Rozbrat w Warszawie; korzystali z niej zarówno kadrowicze- pięściarze olimpijscy, jak i bokserzy jednej z grup zawodowych. Parzęcki działał w boksie kosztem rodziny, pracy zawodowej (wszystkie funkcje w zarządzie PZB, w odróżnieniu od niektórych dyscyplin są pełnione społecznie). Zrezygnował dosłownie z dnia na dzień; jedną z przyczyn- zapewne decydującą- była ostra krytyka, jakiej został poddany po gali w Łodzi. Od siebie dodam: krytyka niezasłużona i niesprawiedliwa.

- Jakie plany na przyszłość?
KK:
Najważniejsze, co należy w najbliższym czasie zrobić, to przede wszystkim dokonać zmian w regulaminie boksu zawodowego. Tworzony przed sześciu laty, opracowywany był w zasadzie intuicyjnie, bez większego doświadczenia osób, które się tym zajmowały- boks zawodowy po raz pierwszy w historii znalazł się w strukturach PZB. Nabyta przez te lata wiedza ułatwi nam jego aktualizację, dostosowanie do aktualnych potrzeb, wprowadzi również procedury karania niekompetentnych, niesolidnych działaczy. Ciągle nierozwiązana pozostaje kwestia przechodzenia zawodników kadry narodowej do grup profesjonalnych; jestem przekonany, że finansowa kalkulacja- zapłacić mniej za zawodnika bez sukcesów w amatorstwie, ponosić koszty szkolenia, czy może poczekać na jakieś jego spektakularne osiągnięcie, zapłacić za transfer wyższą kwotę, oszczędzając przy tym na szkoleniu, na promocji w mediach- będzie miała większą siłę, niż jakakolwiek inna forma zabezpieczenia przed pośpiesznym przejściem na zawodowstwo.
Dużą rolę mogą tu również odegrać zarejestrowane ostatnio fundacje; obie, podobnie zresztą jak główny sponsor PZB- Piecobiogaz Poznań- deklarują pomoc stypendialną dla utalentowanych pięściarzy. Jak bowiem powszechnie wiadomo, to nie promotorzy zabiegają o zawodników; często oni sami, nie mając środków do godnego życia, decydują się na przejście do grup zawodowych. Zamierzam również informować Was za pośrednictwem portali pięściarskich o wszystkim, co będzie tego warte oraz wymagające wyjaśnienia.

Rozmawiał: Mariusz Serafin