O BOKSIE W 1936 ROKU

Krzysztof Kraśnicki, Informacja własna

2009-12-02

Prezentujemy ciekawy artykuł o boksie, który był opublikowany 13 lutego 1936 roku. Autorem tekstu pod tytułem "O stylach pięściarskich i upodobaniach sędziów" jest Aleksander Reksza.

Jak walczyć, aby wygrać?
Nic tak nie zniechęca sportowca, jak błędna ocena jego wyczynu, jak zaprzeczenie przewagi, którą wykazał nad przeciwnikiem. W boksie mylne rozstrzygnięcie sędziów zniechęca bardziej, niż w jakimkolwiek innym sporcie, bowiem zwycięstwo uzyskuje tu nie tylko kondycją fizyczną, techniką, strategią i ambicją, ale także przezwyciężaniem bólu, odpornością na twarde, a bezlitosne ciosy kontrpartnera. Porażkę poniesioną na korcie, basenie, czy bieżni przechowuje się, co najwyżej, w pamięci, zaś przegraną w ringu czuje się nieraz bardzo długo również w kościach. Jednym słowem pomyłki sędziowskie w boksie należy napiętnować ostrzej, aniżeli w jakiejkolwiek innej gałęzi sportu.

Ale samo tylko napiętnowanie sędziów, tak, jak zmienianie i ulepszanie przepisów, nie rozwiąże tej przykrej sprawy, bowiem ferowanie wyroków pięściarskich jest naprawdę wyjątkowo trudne, a mylić się jest ludzką rzeczą, niemożliwą do uniknięcia.

Więc cóż? Więc bokser zawsze będzie zdany na łaskę mogącego się mylić sędziego ?

Nie. Za to bokser zdający się z góry na jego łaskę wart jest, aby go od czasu do czasu poczęstowano krzywdzącym werdyktem! Sędziowie nigdy nie odważą się zaprzeczyć nam zwycięstwa, jeśli nasza przewaga nad przeciwnikiem będzie dobitna i nie podlegająca absolutnie żadnej wątpliwości. Bokser musi więc umieć zadokumentować tę swoją niezaprzeczoną wyższość. Nie wystarcza, że chce to uczynić. Musi umieć.

W dziejach sportu bokserskiego faworyzowano już wiele stylów i wielokrotnie zmieniano zapatrywania. Twardą i bezmyślną młóckę pierwszych mistrzów, z której wychodziło się zwycięsko dzięki sile ciosu i wytrzymałości czaszki, przeważyła z czasem zasadzająca się na szybkości i precyzji walka na dystans. Później zdepopularyzował ją amerykański infighting, walka z bliska, w półdystansie. Każdy z tych stylów miał arcymistrzów, żywe i najwięcej przekonywujące reklamy skuteczności swego zastosowania. Boks jest jednak sportem tak bardzo złożonym, tak wiele różnych składników psychicznych i fizycznych daje w sumie dobrego boksera, że żaden styl właściwie się nie przeżył, że już w dawnych czasach znano bokserów szybkich i zręcznych, tak jak dziś spotyka się jeszcze często w ringach przedstawicieli i entuzjastów starodawnych metod walki.

Każdy bokser chwyta tych metod, które są dla niego najdostępniejsze i najbardziej mu odpowiadające. Jeśli, posługując się tymi wybranymi przez siebie metodami, bokser uzyskuje piękne rezultaty, zaraz znajduje licznych naśladowców i zwolenników, stąd pewne style są czasowo faworyzowane więcej, niż inne.

Sędziowie kształtują swoje zapatrywania, a następnie, na ich podstawie, swoje oceny zależne od tego, jakiego rodzaju boks demonstruje większość pięściarzy, a przede wszystkim elita. W ten sposób sędzia amerykański, przyzwyczajony do oglądania ciągłych ataków i morderczych ciosów, daje zwycięstwo temu z walczących, który więcej atakuje. Sędzia francuski uwzględnia w pierwszym rzędzie- który pięściarz bardziej osłabił przeciwnika. Do sędziego angielskiego przemawia przede wszystkim walka na dystans i podstawowy cios w tego rodzaju walce- lewy prosty.

Mało. Jeśli chcemy zrozumieć te rzeczy dokładniej, weźmy odcinek mniejszy, ale przyjrzyjmy mu się bardziej szczegółowo. Weźmy tylko Polskę i chociażby Poznań i Śląsk. Inaczej patrzy na walkę sędzia poznański, inaczej śląski, bo na boks, w każdej z tych dzielnic patrzy się pod zupełnie innym kątem.

Więc jeśli choćby z powodu tych nabytych na swoim terenie upodobań i przyzwyczajeń, sędzia może czasem „nawalić” wynik i nie ma się czemu dziwić. Taki, a nie inny sposób walki mu się podoba, bo stale ma z nim do czynienia. Jednak żaden sędzia (myślę o sędziach uczciwych, prawdziwych sportowcach), bez względu na to, jaka metoda walki ma w jego oczach większą wartość, nigdy nie odbierze nam zwycięstwa, jeśli potrafimy wyraźnie wykazać swoją przewagę.

Jak to zrobić? Jak walczyć, aby wygrać?

Należy stosować jedną tylko zasadę, tak starą, jak sam boks, a dającą doskonałe rezultaty przy wszystkich stylach i najprzeróżniejszych upodobaniach sędziów: walczyć tak, jak nie lubi walczyć przeciwnik.

Aby tego dokonać potrzebne jest jedno: trzeba być dobry bokserem. A dobry bokser- to człowiek umiejący wszystko, co w boksie można umieć. Dobry bokser- to bokser wszechstronny. Kto zdobędzie wszechstronność, przestanie obawiać się pomyłek sędziowskich, potrafi zawsze walczyć tak, jak nie lubi i nie chce przeciwnik i dzięki temu zawsze dowiedzie swojej wyższości.

Nie można ograniczać się do przyswojenia sobie jednego sposobu walki i doskonalić się tylko w tym jednym. Nie należy tego czynić wyciągając mylne wnioski z faktów, że czasem właśnie jednostronni bokserzy byli, czy nawet są w tej chwili mistrzami i święcą triumfy. Tacy wypływają i utrzymują się nieraz nawet dość długo na powierzchni tylko wtedy, jeśli w tej swojej jednostronności (sile ciosu, wytrzymałości, żywotności) przerastają przeciętnie dobrych rywali „o trzy głowy”, albo też jeśli walczą w okresie pięściarskiej posuchy i są „rakami na bezrybiu”.

Oczywiście każdy bokser ma zazwyczaj swój najbardziej ulubiony i najbardziej odpowiadający mu system. Jeśli jednak uważa, że ten jego system wystarczy za wszystkie inne i na wszystkich przeciwników- jest w grubym błędzie. Max Bauer miał tylko fantastyczną siłę ciosu. Nie chciał się uczyć niczego więcej, otwarcie twierdził, że to mu wystarcza i nie wyobraża sobie człowieka zdolnego wytrzymać jego natarcie. Znalazł się i to niedługo taki, nawet nie arcymistrz- Jim Braddock. Później drugi, już pięściarz wielki- Joe Louis- i obił go jak smarkacza. Nasi amatorzy skarżą się, że nigdy nie są pewni wygranej, bo jedni sędziowie wyżej punktują to, inni co innego.

Trenerzy również rozpaczają, że z tych samych powodów nie są w stanie odpowiednio przygotować zawodników. Władze bokserskie, chcąc przyjść z pomocą jednym i drugim, wprowadzają dodatkowe punkty. Wszyscy razem, wspomagani przez publiczność pięściarską, a często i przez prasę, złorzeczą sędziom.

Nie bronię naszych sędziów, bo rzeczywiście często brak im bardzo wiele, choćby tylko do poprawności. Ale twierdzę, że ogromnie dużo, i też choćby już tylko dla poprawności, wiele brakuje samym pięściarzom.

Dlatego też dosyć bezpłciowych dyskusji na temat stylów pięściarskich. Szkoda czasu i... pieniędzy, bo niektórzy panowie zabierają głos w dyskusji wcale nie za darmo.

Nie uczmy naszych bokserów takiego czy innego, „najmodniejszego” stylu, a nauczmy ich boksu w całym tego słowa znaczeniu, gruntownie i wszechstronnie. Rozszerzmy horyzonty ich wiedzy. A wszechstronnym może stać się każdy bokser, bo na szczęście ten piękny sport zależy w głównej mierze od pracy nad sobą. Aby być dobrym bokserem wystarczy 10 proc. Talentu, należy go tylko poprzeć 90. proc. Pracy nad doskonaleniem się. Gdy zostaniemy naprawdę dobrymi bokserami, będą nam najzupełniej niepotrzebne dodatkowe punkty, przestaniemy się liczyć z upodobaniami, przyzwyczajeniami i fantazjami sędziów. Zawsze będziemy wiedzieli, w jaki sposób mamy walczyć, aby wygrać. Oczywiście i wtedy możemy czasem ponieść porażkę, ale znając sztukę pięściarską na wylot, znajdziemy bez trudu inne, poważniejsze tłumaczenie przyczyn każdej naszej klęski, niż obecnie, gdy wszystko, co złe, przypisujemy najchętniej i wyłącznie sędziom.