JACKIEWICZ: WALCZĄCY Z MROCZKAMI

Michal Koper, Informacja własna

2009-11-28

"Od szóstej rundy walczyłem z mroczkami w oczach. W jednym miałem Rafała, a w drugim Marcina, ale głowy nie straciłem."- wspomina swój pojedynek z Delvinem Rodriguezem Rafał Jackiewicz (34-8-1, 18 KO).

Wczoraj na gali "Wojak Boxing Night" w Ełku pięściarz grupy Bullit KnockOut Promotions pokonał na punkty po ekscytujących 12 rundach niebezpiecznego rywala z Dominikany, gwarantując sobie w ten sposób status oficjalnego pretendenta do tytułu mistrz świata wagi półśredniej federacji IBF.

- Rafał, oceń, proszę, na gorąco swój występ. Przede wszystkim, jak czułeś się w tej dramatyczniej szóstej rundzie?
Rafał Jackiewicz:
Sprawdziło się to, co mówiłem przed walką- okazało się, że Rodriguez jest niebezpieczny, ale jak najbardziej w moim zasięgu. Pokazałem to w pierwszych pięciu rundach. Niestety w szóstej za bardzo się rozluźniłem i skończyło się tak, jak można było zobaczyć. Nadziałem się na cios, na który wiedziałem, że powinienem uważać, ale nie uchroniłem się przed nim i dostałem potężną bombę. Ta sytuacja pokazała chyba jednak wszystkim, że nie jestem tylko pyskaczem, który gada, ale że faktycznie jestem twardy. Z resztą ja wiedziałem to już dawno, ale teraz mogłem to udowodnić- i sobie i moim kibicom. Od szóstej do dwunastej rundy walczyłem z mroczkami w oczach, Rafałem i Marcinem Mroczkami... w jednym miałem Rafała, w drugim Marcina. Naprawdę, aż do dwunastej rundy w oczach miałem jasno. Ale widać chyba było, że nie straciłem głowy do końca. Siódmą rundę jakoś przetrwałem, w ósmej już było lepiej, a potem już było dobrze. Ale muszę przyznać, że do ostatniego gongu czułem ten nokdaun. 

- Wierzę ci, że mogłeś być przygotowany na to, że dostaniesz taki mocny cios, ale co czułeś w tym feralnym momencie? Nie można przecież wytrenować reakcji organizmu na taki kryzys.
RJ:
Docierały do mnie głosy z narożnika- "klęknij, przeczekaj!". Czułem, że jest we mnie coś takiego, co nie pozwoli mi się poddać. Wiedziałem mniej więcej, gdzie jestem co się dzieje, ale było naprawdę bardzo ciężko.

- Chyba uratowało cię to, że ostatecznie padłeś na deski i było liczenie, które dało ci parę chwil na oddech…
RJ:
Zgadza się, na stojąco sędzia nie mógłby mnie liczyć. Ratowałem się potem, jak mogłem, ale naprawdę czułem w tej rundzie każdy kolejny cios. Te jego prawe proste i sierpowe były bardzo mocne. Lewy hak na tułów także. Co prawda większość ciosów udawało mi się zbierać na gardę, ale wątrobę czuję do dziś.

- W końcówce tej nieszczęsnej szóstej rundy jednak już chyba kontaktowałeś, bo klinczowałeś, a to była oznaka tego, że wiedziałeś, co masz robić i słyszysz głosy z narożnika…
RJ:
Tak, słyszałem komendy "trzymaj, klinczuj" i trzymając rywala, dochodziłem do siebie.

- Sędziowie nie mieliby teoretycznie żadnego problemu ze wskazaniem zwycięzcy walki, gdyby nie ten nokdaun z szóstej rundy.
RJ:
Tak, dwóch odjęło mi chyba nawet trzy punkty za tę rundę, przegrałem ją u nich 10-7. Gdyby nie ten nokdaun, to moja przewaga byłaby naprawdę duża, nie mówiąc o tym, że mógłbym go zajechać i skończyć przed czasem. Ale można sobie gdybać... i tak było bardzo dobrze.

- Ludzie ze sztabu Rodrigueza nie zgłaszali specjalnych zastrzeżeń do werdyktu, ale sam Rodriguez, stwierdził, że został oszukany, bo "był od ciebie wyraźnie lepszy"…
RJ:
No popatrz, następnego w Polsce okradli! Kurcze, ja rozumiem, że leżałem na deskach, ale jak wyglądała cała walka? To ja trafiałem, to ja unikałem ciosów rywala. Nie ma o czym mówić, to chyba jakiś żart…

-Co było kluczem do twojego zwycięstwa?
RJ:
Moje znakomite przygotowanie- kondycja, wytrzymałość, szybkość i konsekwencja. Niezwykle ważne było, by się nie podpalać, utrzymać przez pełne dwanaście rund pełną koncentrację i boksować swoje, czyli: ustalone akcje, praca na nogach, szczelna garda. I to mi się udało, i to mimo tego że od szóstej rundy walczyłem z mroczkami w oczach. Raz tylko, w tej szóstej rundzie, trochę się podpaliłem, bo za dobrze mi szło i Rodriguez mnie trafił.

- Kogo chciałbyś w walce mistrzowskiej- Zavecka czy Hlatshwayo?
RJ:
Nie ma znaczenia, obydwaj to kozacy. Z Hlatshwayo miałem już wcześniej walczyć, więc nie byłoby problemu, bo zdążyłem go już poznać. Zavecka też znam świetnie. Także wszystko mi jedno, czy trafi mi się Hlatshwayo czy Zaveck. I z jednym i z drugim wygram.

- Narzeczona zadowolona, że ślub się jednak odsunie w czasie?
RJ:
Już jej mówiłem kiedyś, że lepiej poślubić mistrza świata niż mistrza Europy. Ona dobrze o tym wie.

Rozmawiał: Michał Koper