ROZMOWA Z ANDRZEJEM GOŁOTĄ

Przemek Garczarczyk, ASInfo

2009-10-30

Byłem w szatniach z pięściarzy przegrywających tytuły w ostatnich sekundach, takich, z których o walki o tytuł eliminowały kontuzję, ale nic nie zapamiętam bardziej niż słów siedzącego w szatni po walce z Tomaszem Adamkiem, przegranego Andrzeja Gołoty. Kaptur przesłaniający oczy, spuszczona na ziemię głowa. I powoli mówione, ledwie słyszalne  słowa: "Wiesz, czego najbardziej żałuję? Tego, że kiedy chciałem się pożegnać z kibicami w Łodzi, przeprosić ich, że się nie udało, powiedzieli  mi na ringu, że mikrofonu już nie ma. Że jest wyłączony. To mnie dobiło."

- Oglądałeś swoja walkę z Tomkiem  Adamkiem?
Andrzej Gołota:
Nie i pewnie nie będę. Co tu oglądać? Wiemy jak to wszystko wyglądało. Wynik się nie zmieni.

-  Nie ma człowieka, w każdym razie fana boksu, który widząc jak walczyłeś w Łodzi nie zapyta się: Dlaczego to tak wyglądało, co się stało z Andrzejem? Ty wiesz? 
AG:
Nie, nie wiem. Tuż  przed walką w szatni byłem  mistrzem świata. Przeboksowałem sobie w głowie i Samem trzy rundy i mówię ci, że byłem jak mistrz. Zwody, ciosy, kombinacje. Ale na szatni się skończyło.

- Dlaczego? Przecież wiedziałeś, że Adamek będzie szybszy, musiałeś mieć taktykę jak sobie dać z tym radę.
AG:
Nie wiem, już ci mówiłem, że nie wiem. Przegrałem przez to, że nie potrafiłem się skoncentrować, bo myślałem o tym, że już w pierwszej rundzie rozciął mi łuk brwiowy i to mnie cholernie bolało. Naprawdę, to było jakieś frajerskie rozcięcie, że krew nie leciała, oczu mi nie przysłaniało, ale ból był nie z tej ziemi.

- Jak wygrywałeś w Madison Square Graden  w styczniu 2008 roku z Mike Mollo, to świat obiegło zdjęcie twojego zapuchniętej, zamykające praktycznie oko powieki. W porównaniu do tamtej kontuzji, ta w Łodzi  sprawiała wrażenie małego zadraśnięcia.
AG:
Tamtej w Nowym Jorku zupełnie nie czułem. Fakt, że nic nie wiedziałem, albo bardzo niewiele, ale nic mnie nie bolało. Tutaj odwrotnie: niby nic, a ból taki jakby mi głowę coś rozsadzało. No i bądź tu mądry. I dlatego byłem taki zdekoncentrowany, snułem się po tym ringu i myślałem o tym bólu. Tak nie można walczyć z nikim, a już na pewno nie z kimś kto jest szybszy.  Adamek ani razu mnie w to miejsce już nie trafił, ale ból był cały czas.

- Dla mnie osobiście była to twoja najbardziej dramatyczna porażka. To nie był jeden cios jak Lamona Brewstera czy Lennoxa Lewisa. W  Łodzi dwa razy leżałeś na deskach, Adamek zadał ci ponad 100 więcej ciosów, nie byłeś Andrzejem Gołotą którego wszyscy pamiętamy.
AG:
Musisz przypominać?  Dwa razy leżałem po nokdaunie? A nie raz?

- Byłeś liczony w pierwszej i piątej rundzie...
AG:
Tego pierwszego nokdaunu to nawet nie poczułem, mówię ci - zupełnie nic, żadna siła.  Bardziej straciłem równowagę bo  było ślisko, on mnie jeszcze popchnął. Wstałem od razu, nic się nie działo. Tylko ten łuk brwiowy, ten ból. W piątej nokdaunu nie  pamiętam.

- Już po walce skarżyłeś  się znowu na lewą rękę, załatwiałeś sprawy związane z polisą ubezpieczeniową.
AG:
Coś tam znowu się  dzieje. Lepiej być na wszystko przygotowanym.

- Czytałeś list otwarty Adamka?
AG:
Nie. O czym?

- O waszych pozasportowych sporach (cytuję Andrzejowi większe fragmenty listu). Pogodzisz się z nim?
AG:
Pomyślę o tym.

-  Czy Tomek Adamek  ma szansę na wielkie walki, tytuł w wadze ciężkiej?
AG:
Nie ma szans. To, że wygrał z takim mną jak byłem w Łodzi nic mu nie dało.

Rozmawiał w Chicago: Przemek Garczarczyk