PICASSO SIĘ NIE MYLI

Łukasz Dynowski, Informacja własna

2009-09-08

Kasyno Rama, Ontario, Kanada. Do końca walki Sonsona – Lopez zostaje dziesięć sekund. Z pierwszego rzędu podnosi się promotor Filipińczyka, Sampson Lewkowicz. Trwające w ringu ostatnie wymiany uderzeń nadają jego twarzy wyraz niepewności. Na chwilę przed gongiem, unosi w górę małą filipińską flagę. On już wie. Wie, że oko ponownie go nie myliło, wie, że w jego propagandzie na rzecz „Cudownego” Marvina nie było krzty przesady. Wkrótce, nawiązując do swego pseudonimu „Picasso”, dumnie stwierdza, ‘Ja maluję boks.’

Choć równie monumentalny, to jednak w przeciwieństwie do hiszpańskiego mistrza kubizmu, nakreślony przed pojedynkiem przez Lewkowicza obraz Sonsony był pozbawiony jakiejkolwiek dwuznaczności.

- W 2001 roku był Manny Pacquiao, w 2009 jest Marvin Sonsona […] – przekonywał wszystkich Lewkowicz, nie pozostawiając wątpliwości jak wielkie oczekiwania wiąże ze swoim nowym pupilem.

Sceptycy tymczasem nie odpuszczali. Nawet jeżeli Filipińczyk ma talent na miarę swego popularnego rodaka, to szaleństwem jest konfrontowanie go już teraz w 12-rundowym pojedynku z mistrzem świata boksującym zawodowo od 1991 roku – upierali się. To nie tylko zagrywka zbyt wczesna, wszak Marvin zadebiutował na profesjonalnym ringu przed dwoma laty, ale i niebezpieczna – porażka może załamać Sonsonie karierę.

Krytyka? Brak zrozumienia? Niepotrzebne wyłamywanie się ze schematu ostrożnego budowania kariery? Głupcy.

Człowiek o przydomku „Picasso” nie może ulegać szablonom masowo spływającym z taśmociągów banału. Nie klęka posłusznie przed sztampą. Rzuca nią o ziemię i wsłuchuje się w szept serca i czystość myśli. Wcześniej dostrzega to, czego inni nie widzą. Ale jeżeli nie odwrócą głów, jeżeli będą uważni i cierpliwi, wkrótce również to zobaczą.

Ażeby zauważyć to w Sonsonie, czekać trzeba było do dźwięku finalnego gongu. Wcześniej cały czas pojawiał się jakiś znak zapytania. Chociażby w momencie, gdy 19-latek stanął w ringu naprzeciw championa. Tak ma wyglądać przyszłość filipińskiego boksu, następca „Pac Mana”? Wiotkie, chłopięce ciało, znacznie odbiegające od atletycznych sylwetek młodych bokserów z Ameryki, szczupłe nogi, ramiona jak zapałki.

Wiadomo jednak, że nawet malutka zapałka może wywołać ogień niebotycznych rozmiarów. Wystarczy wiedzieć, jak się z nią obchodzić. Sonsona wie doskonale. I, co gorsza dla jego przeciwników, ma dwie zapałki.

O ich wybuchowej mocy, mistrz z Portoryko przekonał się już w drugiej rundzie. Nacierając na pretendenta, nadział się na potężny prawy, po którym natychmiast ugięły się pod nim kolana. Przy linach zdołał sklinczować i po małej przepychance wylądował na deskach. Sędzia nie liczył.

W czwartym starciu w podobnej sytuacji Sonsona skorzystał z lewej ręki. „Carita” runął na matę, wcześniej wykonując firmowy taniec wstrząśniętego boksera. Zamroczony powstał i dotrwał do przerwy.

- Zaskoczył mnie siłą swoich uderzeń. Szczególnie z lewej ręki. Nie spodziewałem się tego – mówił po walce Portorykańczyk w rozmowie z El Nuevo Dia.

Trzynaście walk – dwanaście nokautów. Siła rażenia Sonsony nigdy nie była tajemnicą. Znacznie więcej zagadkowości skrywały w sobie inne pytania stawiane przed i w trakcie walki.

Czy wytrzyma presję psychiczną? Bez problemu.

Czy wystarczy mu sił na dwanaście rund walki w dobrym tempie? Może być i piętnaście.

Czy jego szczęka nie skruszy się po zainkasowaniu mocnego ciosu? Ze szczęką wszystko w porządku, co z ręką przeciwnika?

Naturalnie, jak każdy diament, Sonsona wymaga szlifów, zarówno w obronie, jak i w ataku. Pięściarz szybszy, sprytniejszy, a także mający większy ciąg na rywala, mógłby sprawić młodemu Filipińczykowi bardzo dużo problemów.

Na tym etapie swojej kariery Sonsona prezentuje się jednak fenomenalnie i nie ulega wątpliwości, że ma wszelkie papiery na to, aby za kilka lat okupować czołowe miejsca rankingów P4P.

Zauważyli to również komentatorzy kanadyjskiej stacji TSN. W trakcie walki jeden z nich zapytał – czy jest w boksie ktokolwiek o pseudonimie „Marvelous”, kto w istocie nie byłby cudowny? Na pewno nie na Filipinach.

Od redakcji: Sampson Lewkowicz pomaga w kierowaniu kariery Krzysztofa Włodarczyka i Artura Szpilki, a także czynnie uczestniczy w negocjacjach w sprawie organizacji walki Rafała Jackiewicza o tytuł mistrza świata.